Przeczuwałam, że Erratum
to dobry film i nie myliłam się. Marek Lechki
został już doceniony Złotymi Lwami i nie jest to w jego wypadku nagroda komercyjna,
oklaskiwano go również na Camerimage. Teraz polski dramat mają możliwość
oglądać zwykli ludzie, do czego bardzo zachęcam. Erratum bowiem to piękny w swojej prostocie, wzruszający obraz pokazujący,
jak trudno odbudować spalone mosty, ale też dający pewność, że jest to możliwe.
Historia jest nieskomplikowana – Michał (Tomasz Kot) jedzie do rodzinnego
Szczecina odebrać samochód szefa i w wyniku nieprzewidzianych okoliczności jest
zmuszony spędzić tam kilka dni, co nie jest mu na rękę nie tylko dlatego, że
jego syn ma za kilka dni przystąpić do Komunii Św. Prawdziwy powód tkwi w
niedużym, rozsypującym się bloku, w nie mniej rozsypującym się mieszkaniu –
Michał wyjechał z miasta, aby uciec od ojca (Ryszard Kotys), gburowatego, niechętnego mężczyzny, z którym nigdy
nie miał najlepszego kontaktu, śmierć matki stała się świetnym
pretekstem do wyjazdu.
Relacja Michała i jego ojca jest bardzo prawdziwa, pokazuje,
jak mało ze sobą rozmawiamy, jak trudno nam przebaczać. Takie sytuacje, jak
między dwoma mężczyznami na ekranie, zdarzają się niejednokrotnie w polskich
rodzinach i dotyczą nie tylko synów i ojców, ale także córki i matki czy
rodziców i dzieci w ogóle. To kolejny obok Sali samobójców film uświadamiający
potrzebę komunikacji wśród najbliższych.
Obraz Lechkiego porusza wiele innych wątków. Mówi, jak łatwo przychodzi
nam zrezygnować z własnych marzeń i pasji na rzecz konieczności czy statusu
społecznego, i jak ciężko nam później trwać w swoim wyborze, chociaż na co dzień jesteśmy
tak zabiegani, że tego nie dostrzegamy. Michał uzmysławia to sobie, gdy spotyka
dawnego przyjaciela Zbyszka (Tomasz
Radawiec). Kontrast w przedstawieniu ich obu porusza również widza. Film bardzo
realistycznie oddaje polską rzeczywistość, nie taką, jaką znamy z popularnych
seriali o nieszczęśliwych ludziach sukcesu, ale taką, jaką obserwujemy każdego
dnia: podupadające blokowiska, pijaczków i bezdomnych włóczących się po
okolicach, działanie polskiego prawa, wielkich korporacji, prawdziwe znaczenie altruizmu.
W krzywym zwierciadle pokazane jest chrześcijaństwo katolickich księży.
Akcja toczy się powoli, film nie epatuje dramatem ani patosem, a wręcz spokojem i ciszą, co paradoksalnie porusza do głębi. Doskonałe
aktorstwo, zarówno Kota i Kotysa, jak i pozostałych, przyciąga od pierwszej do
ostatniej chwili. Wizualnie film jest po prostu przepiękny. Cudowne zdjęcia Przemysława Kamińskiego, zwłaszcza spienionych
morskich fal, ale także wszystkich bohaterów, miasta, przy akompaniamencie
nastrojowej muzyki Bartka
Straburzyńskiego sprawiają, że od filmu nie odrywa się wzroku ani na
chwilę.
Można stwierdzić, że wątkiem przewodnim jest cofnięcie się w
przeszłość, w końcu Michał po powrocie do Szczecina spotyka dawnych przyjaciół
i znajomych, usiłuje nawiązać kontakt z ojcem, naprawić wyrządzoną krzywdę spowodowaną
własną nieostrożnością. Dla mnie jednak Erratum
ma nieco inny wydźwięk. Sami wybieramy swoją ścieżkę i chociaż nie można cofnąć
czasu, nie oznacza to, że jest za późno na pojednanie, przebaczenie,
pożegnanie, nawet jeśli śmierć przyjdzie wcześniej.
Jak udało Ci się odzyskać ten post? Zapisałaś sobie kopię? Mnie blogger nieźle załatwił, bo nic nie mam zapisanego :(
OdpowiedzUsuńPojęcia nie mam, może dlatego, że był wcześniej zapisany, pokazał mi się jako kopia robocza. A tak normalnie, to zawsze najpierw piszę w Wordzie.
OdpowiedzUsuńFilm niezły. Z gatunku tych, jakie ogląda się rzadko, bo cisną, zmuszają, by myśleć.
OdpowiedzUsuńDo komentatorek powyżej: niezły dla nawet zawalenia się kontaktu komputera z kontaktem elektrycznym jest doczepka, dodatek do niektórych [fajefoksowych] przeglądarek - Session Manager. Polecam.
Do okienka z wpisem: dlaczego podkreślasz mi, automacie, słowo 'niezły'?
Jednak Pan Tomasz potrafi zagrać w normalnym filmie ...
OdpowiedzUsuńTomek Kot jest świetnym aktorem, udowadnia to na co dzień przede wszystkim w teatrze:-)
Usuń