O ile jednak dążenie do mądrości wydaje się dostojne, nie ma dostojnych argumentów na ucieczkę z mądrości [...].Stanisław Lem, Podróż dwudziesta pierwsza [w:] Dzienniki gwiazdowe, Solaris 2012 r.
środa, 20 czerwca 2012
O mądrości
niedziela, 17 czerwca 2012
Kto ma większą lufę - "Sherlock Holmes: Gra Cieni", scenariusz: Michele Murloney & Kieran Mulroney, reżyseria: Guy Ritchie, 2011
Po seansie kinowym wyszłam nawet zadowolona, uśmiechnięta, wciąż mając we wspomnieniach kilka gagów. Nadal uważam, że sceny z osiołkiem i Stanley'em są najzabawniejsze. Po raz drugi film obejrzałam niedawno i doszłam do wniosku, że Gra Cieni to jednak słaby film. Przede wszystkim brak tutaj oryginalności w schemacie, którym ujęła mnie część pierwsza. Wątek Sherlocka i Moriarty’ego toczy się od początku do końca z natrętną przewidywalnością, irytuje stałością poziomu emocji, a raczej jej braku. Nie ma w tych bohaterach uczuć względem siebie. Zupełnie inaczej było w wypadku Holmesa i Blackwooda, ich rywalizacja i wrogość wobec siebie była naturalna, niewymuszona. Moriarty i Holmes, dwa wielkie mózgi, dwaj geniusze, nie budzą żadnych emocji poza znudzeniem.
Dotyczy to zwłaszcza Moriarty’ego. W pierwszej części jego nikła obecność budziła grozę, tutaj niesmak niedobraniem aktora do postaci. Jarred Harris gra wyrachowanego naukowca, pragnącego władzy i pieniędzy, który nie waha się doprowadzić do wojny światowej, aby osiągnąć swoje cele. Jest uosobieniem wszystkich szarych eminencji naszej historii, które postępowały podobnie. Powinien zatem budzić obrzydzenie, grozę, nienawiść, ale też fascynację swoim geniuszem i zimnym spokojem u widza. We mnie nie wywołuje żadnego z tych uczuć, przeciwnie, cały czas myślałam, że to jakaś pomyłka, że największy złoczyńca świata nie może tak się zachowywać. Jedną z najlepszych scen co prawda jest partia szachów i walka na pięści rozgrywana w umysłach Holmesa i Moriaty’ego, ale to jedyny taki fragment w całym filmie, w którym odczuwa się to napięcie i niepewność.
Największe rozczarowanie wywołał we mnie wątek przyjaźni Holmesa i Watsona. W poprzedniej części śmiałam się z ich potyczek słownych, nie przeszkadzały mi homoseksualne aluzje, subtelnie wprowadzane i obracane w żart. W Grze Cieni twórcy poszli dalej, takich gagów jest więcej, ale nie mają w sobie nic zabawnego, ponieważ swoją siermiężnością nie odbiegają od motywów z filmów klasy C. Zawadiackie zachowanie Sherlocka, które wcześniej imponowało i bawiło, tutaj staje się najzwyklejszą błazenadą. Roztropność Watsona i jego układność, które stanowiło zabawny kontrast, tutaj jest bufonadą i sztywniactwem. Nie mówiąc już o specyficznym trójkącie – w Grze Cieni mimo wysiłków Sherlocka John ożenił się z Mary (wciąż urocza Kelly Reilly), która jednak zostaje brutalnie wypchnięta (dosłownie) z akcji i nie ma większego znaczenia w fabule.
Wielkim nieporozumieniem jest dla mnie również pozbycie się Irene Adler, którą fenomenalnie grała Rachel McAdams, a zastąpienie jej marną kopią – madam Simsą (Noomi Rapace), Cyganeczką, równie niezależną i odważną, ale pozbawioną łotrzykowskiego uroku, jaki miała Irene. Na szczęście twórcy byli na tyle mądrzy, żeby nie wikłać Cyganki i Holmesa w romans.
Sam motyw fabuły jest natomiast całkiem zmyślny. Wydaje mi się, że Ritchiemu udało się pokazać, czym tak naprawdę jest wojna, jakie są jej przyczyny i że nie chodzi wcale o bogów, honor i ojczyznę. Te mechanizmy rządzą każdym światem, czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy nie chcemy mieć tej świadomości.
Gra Cieni jest dowodem na to, że Guy Ritchie jest reżyserem bardzo nierównym. Czasem potrafi sięgnąć po niekonwencjonalne środki, uczynić z filmu prawdziwe cacko, jak zrobił to w Sherlocku Holmesie czy, najlepszym swoim filmie, Przekręcie. Czasem jednak bierze wszystkie schematyczne motywy i po prostu wrzuca je do jednego worka, miesza nieskładnie ze sobą, z czego wychodzi Sherlock Holmes: Gra Cieni. Czego tu nie ma! Rywalizacja dwóch geniuszy, kulisy polityki i prowadzenia wojen, pościgi konne, partie szachów, strzelaniny i wybuchy w pociągach, lasach, na przyjęciach, konkurs na największą lufę świata, przebieranki, wędkarstwo… Jedyne co w tym filmie nie zawodzi, to piękne zdjęcia i wspaniała muzyka. Film okazał się wydmuszką, która nie spełniła obietnic godnej kontynuacji. Z pewnością jednak zarobił wystarczająco dużo, aby Guy Ritchie myślał o trzeciej części. Tym razem jednak się nie nabiorę.
niedziela, 10 czerwca 2012
I Ty zostań czarodziejem
Chociaż od publikacji ostatniej części Harry'ego Pottera minęło pięć lat, seria jest nadal popularna i wokół niej powstają różne atrakcje. Na początku tego roku otwarta została strona Pottermore, teraz czas na stworzenie księgi zaklęć. J.K. Rowling we współpracy z Sony odpowiada za najnowszy projekt tej firmy - Księgę Zaklęć Harry'ego Pottera. Gra zostanie udostępniona na specjalnym urządzeniu zwanym Wonderbook (wyglądem przypominającym rasową księgę) i połączona z Sony Playstation 3. Ma być interaktywna - gracz będzie mógł uczyć się wykonywania zaklęć za pomocą różdżki, czyli kontrolera Move, ważna będzie też wymowa. Rowling napisała do wszystkich inkantacji ich historię, stworzyła również notatki uczniów Hogwartu. Księga nie jest związana ze światem Hogwartu tylko przez zaklęcia - jej autorką jest jedna z czarownic, Miranda Goshawk, która spisała czary dwieście lat temu i aż do tej pory księga leżała w zakazanej części szkolnej biblioteki.
Premiera nowego wynalazku zapowiedziana została na grudzień tego roku. Przyznam, że sama jestem zaintrygowana.
[źródło: Guardian]
Reklama Księgi zaklęć dostępna na YouTube:
czwartek, 7 czerwca 2012
O rachunkowości niebiańskiej
Otóż nie sądzimy, że Stwórca skrywa miłość do nas pod maską obu tych alternatywnych mąk, dając nam po to szkołę, żeby go było trudniej odgadnąć; i nie w tym zadanie Kościoła, żeby obie klęski, niewoli i wolności, zwał wekslami, żyrowanymi objawieniem, które z nadwyżką pokryje buchalteria niebieska. Wizja nieba jako kasy wypłat, a piekła jako kryminału dłużników niewypłacalnych - to chwilowy omam w historii wiary.
Stanisław Lem, Podróż dwudziesta pierwsza [w:] Dzienniki gwiazdowe, Solaris 2012 r.
wtorek, 5 czerwca 2012
Z wyrachowania - "Alkaloid", Aleksander Głowacki, Powergraph 2012
Na powieść Alkaloid czekałam z niecierpliwością.
Intrygował sam autor, który za pseudonim przyjął oryginalne imię i nazwisko Bolesława Prusa. Intrygowała fabuła,
która miała być alternatywną wizją akcji Lalki.
Ponadto bardzo spodobała mi się okładka i pomysł ilustrowania niektórych
fragmentów powieści jako wycinków gazet, fotografii, fragmentów depesz itp. Kusił
mnie wiek XIX, liczyłam na porywającą akcję, awanturnicze przygody bohaterów,
pełne tajemnic i intryg. Alkaloid
okazał się zupełnie inną powieścią, niż się spodziewałam.
Jest to dla mnie książka
zbyt dziwna i przekombinowana, i z niekłamaną przykrością muszę stwierdzić, że nie
trafiła w moje gusta. Przede wszystkim dlatego, ze od początku autor
bombardował mnie dziwnymi pojęciami, których tłumaczenia mogłam jedynie szukać
w Wikipedii i na nią również nie do końca mogłam liczyć, ponieważ jest to baza
robocza i wielu definicji brak. Biorąc pod uwagę, że nie zawsze czytelnik ma
dostęp do Internetu, przydałby się słownik chociaż podstawowych znaczeń, bez
których jest bardzo trudno nadążać za fabułą. Być może umysły ścisłe nie będą
miały takiego problemu z obeznaniem się w surżach, przemienionych, alce,
synestezjach, skrętach i wielu, wielu innych. Tych mniej odpornych powieść może
odrzucić na tyle, że nie wrócą do powieści.
Byłam zaskoczona porwaniem
fabuły na kawałki. Alkaloid to
powieść w odcinkach, kolejne części odnoszą się do różnych planów czasowych,
powiązane są ze sobą niektórymi postaciami lub wydarzeniami i początkowo wydają
się mieć ze sobą jedynie luźny związek. Dopiero trzecia część klaruje
pełniejszą wizję autora. I jest to rzeczywiście wizja alternatywna z pewnymi tylko
elementami znanej czytelnikowi rzeczywistości. XIX wiek znany z Lalki jest tu tylko datą, w niczym nie
przypomina historycznej epoki. Podobnie jak pozostałe czasy, nic nie jest
takie, jakby się mogło wydawać. Świat jest zdominowany przez Alkę, wszystko, co
się w nim dzieje, kręci się wokół niej. To przypadkowe odkrycie niezbyt
uczonego kupca zmieniło oblicze historii, wpłynęło na wszystkie aspekty
ludzkiego życia. Wbrew jednak udziwnionemu sztafażowi, świat ten wcale się nie
różni od naszego – jednym i drugim rządzą pieniądze, w obu rozgrywa się
nieczysta walka o władzę, nie ma równości, tolerancji. Na mnie ta wizja
krzywego zwierciadła nie zrobiła wrażenia.
Podobnie jak nie przekonali
mnie bohaterowie, do których przedstawienia autor moim zdaniem niespecjalnie
się przyłożył. Stanisław Wokulski jest takim, jakim go pamiętam z Lalki, wyrachowanym, ale
niekonsekwentnym człowiekiem, który tak naprawdę nie ma wpływu na wydarzenia,
który z chwilą rozpowszechnienia Alki stracił kontrolę i który nieudolnie
usiłuje cofnąć zło, do jakiego się przyczynił. Stanisław Witkiewicz, Einstein czy Nikola Tesla to również postaci
występujące tylko na papierze, o znanych
nazwiskach, które Głowacki wykorzystał do urozmaicenia fabuły. Nie mówiąc już o
Nemi, będącej wyłącznie rekwizytem.
Lektura powieści mnie
zmęczyła tak, jak nie zrobiła tego dawno żadna książka. Przy narastającej
ilości pojęć dla mnie niejasnych sama zaczęłam marzyć o Alce, która być może
pomogłaby mi zrozumieć, po co to wszystko. Język powieści, w chwilach kiedy nie
był zawiły i pogmatwany, cieszył poprawnością, nie porywał jednak, nie sprawiał,
że chłonęłam każde słowo. Alkaloid to
powieść wystudiowana, wyrachowana nawet, imponująca naukowym słownictwem i
neologizmami. Odbija się to kosztem złożoności fabuły, świata i bohaterów, a to
te składniki są dla mnie najważniejsze. Powieść przekonała mnie, żeby nie
sięgać więcej po steampunkowe czy chempunkowe książki.
Recenzja ukazała się na portalu Katedra.
sobota, 2 czerwca 2012
Na Dzień dziecka i nie tylko
W tym miesiącu remis – trzy książki i trzy filmy. Z literatury najbardziej czekam na wydanie Leśmiana, z filmów – na Królewnę Śnieżkę, która już od wczoraj w kinach.
KSIĄŻKI
Tytuł: Nagłe pukanie do drzwi
Autor: Edgar Keret
Wydawnictwo: W.A.B.
Data premiery: 6 czerwca 2012 r.
Z opisu wydawcy twórczość autora kojarzy mi się z lubianym przeze mnie Rolandem Toporem. Myślę, że mogę zaufać wydawnictwu, że będzie to ciekawe doświadczenie.
Do domu pisarza wdziera się mężczyzna, który pragnie, by opowiedziano mu zmyśloną historię, tęskni bowiem za czymś innym niż prawdziwe, niemożliwe do zniesienia życie. Czytelnicy mający wobec literatury podobne oczekiwania nie zawiodą się – nowe opowiadania Kereta pełne są niezwykłych zdarzeń, poetyckiej magii i nadziei, którą można odnaleźć nawet w najbardziej dramatycznych okolicznościach. Robbie, ćwiczący się w sztuce kłamstwa od wczesnego dzieciństwa, odkrywa nagle, że wszystko, co zmyślił, jest prawdą; pewna kobieta znajduje w ustach swojego partnera zamek błyskawiczny, za którym czai się niejaki Jurgen…
Pomysłowość autora jest nieograniczona, a przewrotne poczucie humoru idzie w parze z umiejętnością budowania napięcia.
Tytuł: Baśnie i inne utwory prozą
Autor: Bolesław Leśmian
Wydawnictwo: PIW
Data premiery: 10 czerwca 2012 r.
Bolesław Leśmian. Jeden z najciekawszych twórców polskich, zwłaszcza jeśli chodzi o poezję. Człowiek o nieograniczonej wyobraźni, wyprzedzający swoje pokolenie. Cieszę się, że PIW podjął się wydania jego twórczości. Być może dotrze ona do młodszych, którzy Leśmiana kojarzą najpewniej tylko z malinowym chruśniakiem.
Bolesław Leśmian wypowiadał się w wielu rodzajach literackich. Znakomity poeta i eseista był także twórcą różnych rodzajów prozy. Prezentuje je trzeci tom „Dzieł wszystkich”.
Zebrane tu utwory zostały napisane we wczesnym, niesłychanie płodnym okresie jego twórczości, przed wydaniem „Łąki” (1920), od której zaczyna się czas powstawania jego najwybitniejszych dzieł poetyckich.Pomieszczone są tu przede wszystkim baśnie, które – trzeba to powiedzieć wyraźnie – noszą w sobie cechy jego wielkiego pióra: „Przygody Sindbada Żeglarza”, „Klechdy sezamowe”, „Klechdy polskie”. Prezentujemy także małe utwory prozatorskie, „rozsypane” po czasopisamach, powstałe jeszcze przed napisaniem tomu „Łąka”. Są to m.in.: „Jaś uzdrowiony”, „Legendy tęsknoty” czy „Satyr i Nimfa”.Dopełnienie tomu stanowi Leśmianowski przekład „Opowieści nadzwyczajnych” Edgara Allana Poe. Leśmian dokonał przekładu za pośrednictwem XIX-wiecznego tłumaczenia francuskiego, którego autorem był Charles Baudelaire. Wartość tego przekładu, a ściślej mówiąc – adaptacji, polega nie tylko na oddaniu niesamowitej atmosfery utworów Poego. Przekład może także stanowić materiał do studium porównawczego, na stosunkowo obfitym materiale, zasad słownictwa Leśmiana w prozie artystycznej i jego poezji.
Tytuł: Rakietowe szlaki. Tom VI
Autor: Wielu
Wydawnictwo: Solaris
Data premiery: 14 czerwca 2012 r.
To, co każdy fan dobrej SF posiadać powinien.
Przedostatni tom siedmiotomowej serii antologii, na które składa się setka najlepszych, kanonicznych opowiadań science fiction.
Spis treści:
- Michael Bishop „Krzyk serca”
- Brian W. Aldiss „Śliniaste drzewo”
- Joe Haldeman „W duchu Hemingwaya"
- Larry Niven „Pogranicze Sol”
- Robert Sheckley „Niekończący się western”
- Andrzej Ziemiański „Autobahn nach Poznań”
- John Varley „Uporczywość widzenia”
- Frederik Pohl „Fermi i mróz”
- Fredric Brown „Kopuła”
FILM
Tytuł: Królewna Śnieżka i Łowca
Scenariusz: Evan Daugherty, John Lee Hancock, Hossein Amini
Reżyseria: Rupert Sanders
Data premiery: 1 czerwca 2012 r.
Kolejny film o Śnieżce, tym razem w dużo bardziej mrocznej i poważnej scenerii niż Mirror, Mirror. Tytuł co prawda niezbyt szczęśliwy, ale sam film powinien być całkiem niezły. Po raz kolejny jednak nie jest to film o Śnieżce, tutaj niewątpliwą gwiazdą numer jeden jest Charlize Theron. Kristen „Trzy miny” Stewart ma przyciągnąć fanki Zmierzchu i z pewnością z tym sobie poradzi o wiele lepiej niż z graniem.
Dawno, dawno temu, w odległej krainie żyła zła królowa, która poleciła swemu myśliwemu zgładzić jedyną niewiastę piękniejszą od niej samej. Nie spodziewała się jednak, że podwładny sprzeciwi się jej rozkazom i zamiast zabić Królewnę Śnieżkę… nauczy ją sztuki wojny. Niezwykłe nowe wcielenie legendarnej baśni autorstwa Joe Rotha. Jedna z najbardziej oczekiwanych premier roku.
Tytuł: Koriolan
Scenariusz: John Logan
Reżyseria: Ralph Fiennes
Data premiery: 8 czerwca 2012 r.
Współczesna adaptacja sztuki Williama Sheakspeare’a i dwóch aktorów, których oglądam zawsze z przyjemnością – Ralph Fiennes (Koriolan to jego debiut reżyserski) i Gerard Butler.
Debiut reżyserski jednego z najznakomitszych aktorów brytyjskich – nominowanego do Oscara za role w "Liście Schindlera" i "Angielskim pacjencie" Ralpha Fiennesa. "Koriolan" to najnowocześniejsza od czasu "Romea i Julii" Baza Luhrmana, ociekająca testosteronem ekranizacja dzieła Szekspira, ukazującego krwawą zemstę generała Gnejusza Marcjusza na niewdzięcznych mieszkańcach Wiecznego Miasta, którzy pozbawiają go szans na objęcie najwyższej władzy w Rzymie. Wygnany i upokorzony przyłącza się doarmii Wolsków pod wodzą Aufidiusza, by wspólnie przypuścić spektakularny atak na miasto, które haniebnie zdradziło swojego obrońcę.
Tytuł: Valhalla: Mroczny wojownik
Scenariusz: Nicholas Wending Refn & Roy Jacobsen
Reżyseria: Nicholas Wending Refn
Data premiery: 15 czerwca 2012 r.
To może nie jest jakiś super hit, ale ja bardzo lubię wszystkie opowieści o Wikingach. I Madsa Mikkelsena.
Przez lata, Jednooki, niemy wojownik o wielkiej sile, był jeńcem wodza Barde. Z pomocą chłopca imieniem Are, zabija go i razem uciekają w samo serce mroku. Uciekając przed łowcami nagród, Jednooki i Are dostają się na pokład okrętu Wikingów, lecz szybko spowiła go mgła i znaleźli się na nieznanych terytoriach. Wikingowie spotykają swój okrutny los, a Jednooki odkrywa swe prawdziwe przeznaczenie...
Subskrybuj:
Posty (Atom)