poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Pyrkonowo 2011 - sobota (26.03.2011)

Do wstania przed 9.00 zmotywował nas fakt, że czekało śniadanie. Jeszcze zaspani zjedliśmy bułki z wędlinami, ubraliśmy się, odświeżyliśmy i udaliśmy uczestniczyć w życiu konwentowym. Chłopaki – Games Room, ja – do sali Naukowej 1 na prelekcję Agnieszki Hałas Od Paracelsusa do Pasteura – lekarze, aptekarze, szarlatani. Szybko pożałowałam decyzji, gdyż autorka niedawno wydanych Dwóch kart miotała się strasznie w notatkach, mówiła nieskładnie, jąkając się i powtarzając, o historii medycyny bardzo ogólnie i w ekspresowym tempie, bardziej skupiając się na przeglądzie chorób i metod ich leczenia. Największe poruszenie wywołały zdjęcia narzędzi chirurgicznych z XVII, XVIII i XIX wieku, bardziej przypominające narzędzia tortur a nie przybory mające ratować życie. Na zakończenie prelegentka uraczyła słuchaczy szczegółowym opisem wyjmowania zgniłego noworodka z macicy…
Paracelsus jest autorem sentencji: Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Tylko dawka czyni, że dana substancja nie jest trucizną
Aby się otrząsnąć z tej rozczarowującej w sumie godziny, skierowałam swoje kroki do Literackiej 1 na panel dyskusyjny, O zmianie życia literackiego na fantastycznych portalach internetowych, prowadzony przez Michała Cetnarowskiego, autora pamiętnych Labiryntów. Rozmowa szybko skręciła w kierunku ustalania za i przeciw internetowi w służbie fantastyki, co niezbyt mnie interesowało, wymknęłam się więc i poszłam na spotkanie autorskie z Anią Brzezińską, którego nie planowałam. I to był pierwszy miły akcent tego dnia. Ania po raz kolejny udowodniła, że w jej towarzystwie nie można się nudzić i że całkowicie daje sobie radę sama w prowadzeniu spotkania autorskiego. Dowiedziałam się, że Wiedźma z Wilżyńskiej Doliny jest dla pisarki sposobem odreagowania rzeczywistości, jej możliwością wyładowania własnych frustracji na to, co się dzieje w Polsce i na świecie. Mowa była także o najbliższych planach wydawniczych – w pierwszej połowie roku ma się ukazać opowiadanie z cyklu włoskiego, a kolejna książka zapowiada się doprawdy intrygująco, jej akcja bowiem osadzona jest w przedrewolucyjnej Rosji, w niewielkiej wsi, a fabuła będzie, jak zwykle w wypadku Brzezińskiej, oscylowała wokół końca świata. Ma to być zbiór powiązanych ze sobą opowiadań, w których fantastyka będzie znikomym elementem. Wywiad bardzo szybko przerodził się w swobodną rozmowę o kondycji polskiej fantastyki, o pojmowaniu jej pisarzy i ich książek w świecie „wielkiej literatury”. Ania bardzo racjonalnie i trafnie stwierdziła, że literaturę powinno się rozpatrywać w kontekście tradycji literackiej, z jakiej się ona wywodzi, a nie do jakiego gatunku należy dana książka, ponieważ od dawna granice gatunkowe się zacierają.

Chciałam biec jeszcze na prelekcję Dlaczego nie można teleportować kota Schrödingera, ale zbuntował się mój żołądek. Nie tylko mój, pozostali też stwierdzili, że najwyższa pora na obiad. Tym razem wybraliśmy się do greckiej restauracji nieopodal, gdzie dziwnym zjawiskiem była starsza pani kelnerka, zapewne także właścicielka lokalu, która budziła we mnie niepokój twarzą przypominającą maskę. Niewielki i tak wybór ograniczył nas jeszcze bardziej finansowo – większość dań z karty oscylowała w granicach 40 zł. W oczekiwaniu (dłuższym niż to wypada) raczyliśmy się luźną rozmową, a kiedy wreszcie przyniesiono nasze dania, obawialiśmy się, czy się w ogóle najemy. Na szczęście wrażenie było mylne, a jedzenie całkiem smaczne, postanowiliśmy jednak wynieść się z lokalu jak najszybciej. W barze Społem zamówiliśmy trunki i tak w sympatycznym towarzystwie doczekałam godziny 16.00 i prelekcji I ty zostaniesz magistrem zielarzem!

Bluszczyk kurdybanek
Radosław „Thymus” Sajkiewicz zaczął jak na prawdziwego nauczyciela przystało od… testu wiedzy o roślinach. Wśród ogólnych śmiechów przedstawiał kolejne slajdy znanych roślin w mniej już znanych formach, a my głowiliśmy się, co też to takiego. Poza tym bardzo ciekawie streścił rozwój zielarstwa od czasów najdawniejszych, mówił z prawdziwą pasją, jak bardzo świat roślin pomagał w odkrywaniu ludzkiej historii, jakie znaczenie lecznicze i magiczne przypisywano poszczególnym ziołom. Prelegent rozbawiał publiczność zbiorem zabawnych nazw, jak np. niedośpiałek maleńki, bluszczyk kurdybanek czy dziady (łopian). Zastosowanie roślin opracowywano na podstawie ich wyglądu przypominającego ludzkie narządy, co ciekawe, w większości przypadków przypuszczenia były słuszne. Dowiedzieliśmy się także, z jak wielu roślin można zrobić… wino. Wśród gromkich oklasków Radek na następny rok obiecał przygotować warsztaty przygotowywania mikstur.

Kolejne spotkanie przyćmiło wszystkie poprzednie i następne po nim! Prelekcja Najdziwniejsze wynalazki w historii Krzysztofa Piskorskiego była absolutnym hitem pyrkonowym, w niewielkiej salce zgromadził się prawdziwy tłum, który planował nawet wykurzenie fanów SF z największej sali. Szczęśliwcy, którym się udało wcisnąć do pokoju, mogli obejrzeć i posłuchać o najbardziej kuriozalnych wynalazkach i projektach w historii. Spotkanie odbyło się w myśl słów Alberta Einsteina, który powiedział kiedyś, że tylko wszechświat i ludzka głupota są nieskończone. Oglądając zdjęcia tych wynalazków naprawdę trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem! Już na pierwszy ogień poszedł bowiem projekt balonu z napędem… ptasznym. Jego pomysłodawcy wymyślili sobie, że do balonu podwieszą w uprzężach dwa ptaki, orły lub sępy, które uniosą człowieka w takiej maszynie. W XIX wieku, okresie władzy rozumu nad zabobonami, bardzo popularne były trumny z alarmem, gdyż tamtejsi mędrcy obawiali się pogrzebania żywcem. Stąd pomysł budowania trumien z kominem, przez który dochodziło świeże powietrze, i dzwoneczkiem na powierzchni przywiązanym do palca zmarłego. Jeśliby okazał się on jednak żywy, miał dzwonić, a patrolujący cmentarz grabarz miał natychmiast przybiec i odkopać nieszczęśliwca. Nikt nie pomyślał o tym, że najbardziej nieszczęśliwy był grabarz, który, przechadzając się cmentarnymi uliczkami, musiał zadawać sobie setki razy to samo pytanie na dźwięk takiego dzwonka – czy to żywy dzwoni, czy wiatr? Nic nie przebije jednak pomysłowości Amerykanów. W 1862 roku, w związku z licznymi zgłoszeniami napaści na tamtejszych farmerów przez Indian, wymyślono pług z elementami lekkiej artylerii, żeby ten biedny farmer, zaskoczony w trakcie orania pola, mógł posłać kilka kulek śrutu w tyłki złośliwych czerwonoskórych. Pomyślano również o trębaczach i wynaleziono… trąbkę z miotaczem ognia. Zmyślni wynalazcy troszczyli się także o kobiety. Zdumienie zebranych wywołał obrazek pianino-odkurzacz, który ani nie grał, ani nie odkurzał, bowiem nie był przenośny. A już padaliśmy ze śmiechu, kiedy zobaczyliśmy napędzany parą manipulator, przygotowany specjalnie z myślą o samotnych kobietach, które przecież brak mężczyzny, a co za tym idzie brak seksu, prowadził do szaleństwa. Mogłabym tak długo jeszcze opisywać, ale najlepiej zrobicie, jak przekonacie się sami – Krzysztof Piskorski będzie prezentował swoje odkrycia na najbliższych konwentach jeszcze przez jakiś czas. Wspomnę jeszcze tylko o ciekawym urządzeniu – aparacie do kopania… samego siebie. Żeby to jeszcze był wynalazek w służbie karania niegrzecznych dzieci, ale nie! Jego pomysłodawca skonstruował coś w rodzaju koła bez obręczy, na którego osiach umieścił buty, które obracając się, kopały wygiętego w tył człowieka dla rozrywki!

Posążek egipskiego
kota
Po posileniu się zapiekanką i kontroli w Games Roomie poszłam na prelekcję Mai Lidii Kossakowskiej Koty w mitach, legendach i baśniach. To był bardzo szybki przegląd historyczny bytności kotów w ludzkim życiu. Wiedzieliście, że udomowione koty pojawiły się już 6 tys. lat p.n.e. na Cyprze albo że w starożytnym Egipcie koty zabierano na połowy i te skakały do wody po upolowane zdobycze? Te piękne zwierzęta były bardzo cenione nie tylko w Egipcie. Koty szanowane były wśród muzułmanów, a także w Indiach, gdzie zwierzę to zwiastowało szczęście. W X wieku istniało prawo zabraniające zabijania kotów w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Wbrew przekonaniu koty w Egipcie nie były utożsamiane z magią, chociaż służyły wielu tamtejszym bogom. Dopiero mieszkańcy przedchrześcijańskiej Skandynawii wierzyli, że te stworzenia posiadają zdolności parapsychiczne i są powiązane ze światem umarłych. Wiecie też na pewno, choćby z mojej recenzji książki Kot. Historia i legendy, że od późnego średniowiecza aż do oświecenia kociaki nie miały kolorowo w Europie. Moda na posiadanie kotów wróciła za czasów angielskiej królowej Wiktorii. Także w Birmie koty mają ważne miejsce, chociaż w Azji były traktowane nieufnie – Chińczycy wierzyli, że są powiązane z ciemnymi siłami, podobnie Japończycy sądzili, ze koty mogą zmieniać się w… wampiry! Natłok informacji i bardzo szybkie tempo ich przekazywania spowodowały, że chwilami prelekcja była nużąca. Na koniec Maja zabawiła nas kilkoma krótkimi i śmiesznymi bajkami z kotami w rolach głównych z kultury brytyjskiej i indyjskiej.

W planie miałam jeszcze dwa koncerty – na harfie celtyckiej i lutni, ale chciałam zrewanżować swoją piątkową nieobecność przyjaciołom, poza tym byłam głodna, pojechałam więc na starówkę i dołączyłam do mojej fantastycznej (dosłownie i w przenośni) grupy, z którą świetnie bawiłam się do późnych godzin nocnych. I tak zakończył się dzień drugi.

7 komentarzy:

  1. Sporo się działo, widać. Czy w sieci są gdzieś dostępne zdjęcia tych kuriozalnych wynalazków?
    Dobrze wiedzieć o planach p. Brzezińskiej, cenię jej twórczość (aczkolwiek nie wszystko jak leci), więc będę śledzić.
    Odczyt o kotach musiał być fajny - a że temat obszerny (bo jak tak się zastanowić, to tych kotów jest mnóstwo) i pewnie czas ograniczony, ciężko było zmieścić wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sporo i to był najlepszy dzień konwentu:-) Niestety nie znalazłam zdjęć, bo sama chciałam dołączyć:-(

    OdpowiedzUsuń
  3. Well oba sobotnie koncerty były również udane - nadrobisz za rok ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Słyszałam, ale za rok na Pyrkon się nie wybieram;-P

    OdpowiedzUsuń
  5. Moją ulubioną roślinką niedawno stał się Wężymord czarny korzeń. Kapitalna nazwa. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. :-D O tym Radek nie mówił...

    OdpowiedzUsuń