poniedziałek, 7 października 2013

Piąteczka!

To już pięć lat, od kiedy prowadzę bloga. Trudno mi w to czasami uwierzyć, przede wszystkim dlatego, że na co dzień nie zastanawiam się nad upływem czasu, aż tu nagle przychodzi taki 7 października i boom, uświadamiam sobie nagle, ile to już minęło... W zeszłym roku obiecałam sobie, że będę czytać więcej, pisać będę więcej, w ogóle będę brała większy udział w blogowaniu. Jak mi wyszło? Otóż nie wyszło. Kiedyś przychodziły momenty, w których nie miałam ochoty na pisanie, teraz jest odwrotnie, tylko czasami mam chęć napisać na blogu. Nadal w trakcie czytania jakiejś książki albo oglądania filmu robię notatki, ale żeby ubrać je choćby w kilka zdań podsumowujących moje wrażenia... Na to już nie mam energii. Chyba najwyższy czas zrobić sobie dłuższą przerwę, może całkowitą. Zmęczyłam się chyba, prowadzenie bloga stało się bardziej obowiązkiem niż zabawą i oderwaniem od codziennych zajęć.

Dość smęcenia, do rzeczy. W przeciągu ostatniego roku przeczytałam tylko osiemnaście pozycji (spadek w stosunku do poprzedniego roku, a jak wtedy byłam niezadowolona, to wyobraźcie sobie, co czuję dzisiaj...): osiem z obszaru fantastyki, trzy kryminały, cztery w ramach projektu Piękny czy Bestia? i jedna popularnonaukowa o duchach. Plusem jest, że przeczytałam niewiele takich, o których mogę powiedzieć, że mocno mnie rozczarowały.

Jeśli chodzi o filmy, to nie napisałam żadnej oddzielnej recenzji w przeciągu tego całego roku. Ostatnim razem swoje wrażenia ubrałam w słowa w styczniu! Oczywiście nadal oglądam dużo filmów, coraz mniej w nich jednak fantastyki, a tak czy siak, nie potrafię napisać kilku zdań, czy to o filmie fantastycznym, czy z innego gatunku - mam zaczętych kilka notek, żadnej nie mogę skończyć.

Tradycyjnie najlepsze książki i filmy liczone są od najsłabszych (6. i 3. miejsce) do najlepszych (1. miejsce), najgorsze natomiast odwrotnie - najlepsze z najgorszych zajmuje szóstą lub piątą pozycję, najbardziej irytujące pierwszą.

Najlepsze książki roku piątego:
  1. Słowo i miecz, Witold Jabłoński - za udowodnienie, że można stworzyć bardzo dobrą fantasy słowiańską, za nowe światło na historię naszych przodków motywujące do sięgnięcia po książki naukowe (na fali powieści Jabłońskiego kupiłam Europę, Boże igrzysko Normana Daviesa)
  2. Krew na Placu Lalek, Krzysztof Kotowski - za umiejętnie budowane napięcie do ostatnich stron, które spowodowało, że nie rozstałam się z książką do momentu jej ukończenia (ostatnie strony czytałam w pracy…)
  3. 451 Fahrenheita, Ray Bradbury - za przejęcie mnie do szpiku kości wciąż, a nawet coraz bardziej, aktualną wizją świata, w którym nie ma książek a ludzie wolą tępo spoglądać w ekrany telewizorów czy komputerów niż spędzać czas z innymi ludźmi
  4. Conan i skrwawiona korona, Robert E. Howard - to największe zaskoczenie czytelnicze tego roku, dzięki opowiadaniom zawartym w tym tomie już zawsze inaczej (bardziej przychylnie i z pewnym szacunkiem) będę patrzeć na postać Conana i jego twórcy
  5. Czarne, Anna Kańtoch - za wysmakowanie stylu, wyśrubowanie go do perfekcji, za wzbudzanie we mnie sprzecznych emocji, z którymi długo nie mogłam się uporać
  6. Wampiry i wilkołaki. Źródła, historia, legendy od antyku do współczesności, Erberto Petoia - za interesujące ujęcie mitu wampiryzmu, popartego mnóstwem nie znanych mi wcześniej przykładów i teorii
Najgorsze książki roku piątego:
  1. Okręt przeklętych, Viviane Moore - za nudę bijącą z niemal każdej strony, za przejście od ciekawego kryminału do mdłego love story, za chaos fabuły i absurdalne rozwiązania akcji
  2. Świat czarownic, Andre Norton - za bardzo prostą, momentami wręcz miałką akcję, papierowych, schematycznych bohaterów, oraz za sporą ilość logicznych błędów
Najlepsze filmy roku piątego:
  1. The Amazing Spider-Man - za odbrązowienie Spider-Mana, pokazanie jego bardziej prawdziwej twarzy i tego, że jest on jedną z bardziej dwuznacznych postaci komiksowych w ogóle
  2. Star Trek - za odświeżenie kultowej serii z zachowaniem starego klimatu, za doskonale zgranych aktorów, którzy stworzyli prawdziwy zespół, za dobre, niesztampowe dialogi
  3. The Cabin in the Woods - za ciekawe podejście do konwencji motywu opuszczonego domu, za obśmianie szablonów tworzenia klimatu strachu, za Frana Kranza w roli zabawnego Marty'ego
O wszystkich filmach pisałam tutaj.

Najgorsze filmy roku piątego:
  1. The Dark Knight Rises - tytuł największego rozczarowania roku zdobyło co prawda Elizjum, ale że nie chciało mi się nawet poświęcać kilku zdań na pisanie dlaczego, to The Dark Knight Rises pozostaje w mocy; dla mnie było to powtórzenie (kilkakrotnie) historii z pierwszej części trylogii, słabo zagrane (z wyjątkiem znakomitej Anne Hathaway), bez powalających efektów specjalnych
  2. Green Lantern - gdybym nie obejrzała The Dark Knight Rises i Elizjum, które spaliły moje nadzieje na dobre filmy, to Green Lantern byłby najgorszym ze wszystkich, które widziałam w ubiegłym roku, nie broni go nawet wersja humorystyczna
  3. Looper - muzyka i zdjęcia to dwa atuty tego filmu, ale to zdecydowanie za mało, aby poświęcać mu czas, rozczarowałam się grą aktorów, miałkimi dialogami, samą fabułą nie zawierającą dla mnie żadnej głębi, o którą podejrzewało twórcę scenariusza wielu recenzentów
  4. Cowboys & Aliens - dlaczego tak nisko w zestawieniu najgorszych filmów? Może dlatego, że film obejrzałam z nudów, chociaż wcale nie zamierzałam, bo spodziewałam się, że będzie to całkowita klapa; a jednak film potrafił mnie zatrzymać przed ekranem i było całkiem sporo momentów, w których się ubawiłam
  5. Skyfall - dla wielu osób Skyfall to najlepszy z filmów o Bondzie, a grający w nim Javier Bardem mistrzowsko ukazał postać złoczyńcy; nie należę do tej grupy, film nie podobał mi się, moim zdaniem brakuje mu klimatu serii, a Silva nie jest żadnym złoczyńcą; piosenka Adele i aluzje do poprzednich Bondów nie rekompensują tych trzech godzin wymęczonych w kinie
Kilka zdań o Looperze i The Dark Knight Rises w tym miejscu, natomiast o Green Lantern, Cowboys & Aliens oraz Skyfall pisałam tu.

14 komentarzy:

  1. Wow, gratuluję!! Życzę kolejnych pięć...dziesięciu ;)
    Mi stuknęło w sierpniu cztery lata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, dzięki, ale naprawdę nie mam już serca do pisania kolejnych notek... Nadal chcę zamieszczać zapowiedzi, bo dzięki temu tworzę sobie listę książek i filmów, ale do reszty mnie nie ciągnie;-) I również gratulacje i chęci do pisania!

      Usuń
  2. Jak na post o wymowie "więcej pisać nie będę" to strasznie długi :)
    Nie łam się, pisz kiedy masz ochotę, a nie kiedy musisz - to najskuteczniej obrzydza blogową itp. działalność. Mnie w każdym razie swego czasu nastawienie "jak nie chcę to nie muszę" pomogło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak mi wyszło;-) Tak właśnie zamierzam, z tego powodu mnóstwo notek o filmach się nie ukazało, o kilku książkach również.

      Usuń
  3. W życiu powinno się robić to co sprawia nam przyjemność. To w czym widzimy sens. Tak więc jeżeli po 5 latach stwierdzasz, że pisanie bloga przestało Cię bawić, to może pora na zmianę? Formy, treści... Bo coś czuję, że pisać nie przestaniesz ;)
    Buziaczki i gratulacje. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Żadnych obowiązków! Masz prawo do pisania i tak samo masz prawo do niepisania na blogu. Masz prawo do czytania i masz prawo do nieczytania.
    Serdeczności z okazji rocznicy! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O właśnie, Agnes słusznie prawi!!! Masz prawo i tyle, a jak nie będziesz sobie nic narzucać to i ochota może wróci :) Gratuluję okrągłej rocznicy i przybijam piątkę. Górną, bo Twój blog to taka wyższa półka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja również gratuluję i życzę jak najmniej literackich i filmowych rozczarowań ;) Nie za często co prawda komentuje, ale zaglądam :) Kolejnych pięciu! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratujuję i życzę kolejnych pięciu lat pisania bez przymusu : )

    OdpowiedzUsuń