Chodzi oczywiście o kobiece superbohaterki filmowe. Jason Bailey (tak, znowu z Flavorwire) zastanawia się, czy motyw superbohaterki ma przyszłość w kinie i próbuje odpowiedzieć na pytanie, dlaczego są w tym świecie taką rzadkością.
Furtkę uchyliła Sigourney Weaver postacią Ellen Ripley, która jako jedyna może się mierzyć z postaciami kreowanymi przez Arnolda Schwarzeneggera czy Sylwestra Stallone'a. Za nią wychylają się Milla Jovovich jako Alice z cyklu Resident Evil, Uma Thurman jako Czarna Mamba z Kill Bill czy Angelina Jolie w roli Lary Croft i wielu innych. Jednak nietrudno dostrzec, że kobiecych liderek w filmach akcji jest nieporównywalnie mniej niż mężczyzn. Dlaczego tak się dzieje? Autor podaje dwa powody, które jego zdaniem są przeważające. Jakie? Przeczytajcie i oceńcie sami. Ja pewnie będę bardzo subiektywna, jeśli przyznam, że zgadzam się w dużej mierze z wnioskami (co nie oznacza, że jestem "wojującą feministką", czym jest kwitowana ostatnimi czasy niemal każda moja wypowiedź w temacie kobiety-mężczyźni), aczkolwiek sama lubię filmy akcji (no, może nie te ze Stallonem albo Seagalem, ale już ze Stathamem czy Bale'em czemu nie? I, umówmy się, w sporej części oglądam z tych samych lub podobnych pobudek, co mężczyźni czy nastoletni chłopcy). I wcale jakoś nie odczuwam braku żeńskich, silnych postaci w filmach.
[źródło: Flavorwire]
Bo faceci nie lubią silnych kobiet. Wolimy takie, którymi można się zaopiekować. :-D
OdpowiedzUsuńBo sami słabi jesteście;-P
OdpowiedzUsuńTo wam się wydaje, że jesteście silne. :-P
OdpowiedzUsuńBadania naukowe potwierdzają, że jesteśmy;-P
OdpowiedzUsuńBadania naukowe to czysta statystyka. :-P
OdpowiedzUsuńNajlepsza i tak jest Czerwona Sonia!
OdpowiedzUsuń;-)
Ripley jest moją bohaterką odkąd skończyłam cztery lata. Mniej więcej w tym wieku odkryłam dla siebie wspaniały świat SF i do dzisiaj jestem mu wierna. Ripley jest wszystkim tym, czego boją się nastawione na męską część populacji media dystrybuujące filmy, gdyż w pewien sposób -- abstrahując od ideologii feministycznej -- czyni panów raczej zbędnym elementem, pierdołami, które wałęsają się pod nogami zamiast pomóc. Poza tym niezbyt modny dzisiaj pogląd, że kobieta, jako dawczyni życia może też w pewien sposób być straszakiem na siły, hm, że tak powiem ciemne, mroczne, ukazuje w filmach takich jak ten nowy rodzaj bohater(a)ki, niezależnej, silnej, lecz nie pozbawionej kobiecości. Ale to temat rzeka... Kocham sagę "Obcy", pomimo że Jeunet spieprzył część IV. Ale cóż... Czy Francuzi kiedykolwiek (może poza Immortal) nakręcili jakikolwiek dobry film sf? Twórca "Amelii" moim skromny zdaniem nie nadawał się do tego. Cóż... Ale sama przyjemność oglądania S.W once again rekompensowała resztę.
OdpowiedzUsuńPs: Panowie raczej powinni milczeć w kwestii siły kobiet, aby w zgodzie z "poprawnością polityczną" ktoś ich nie ofuknął, że dyskryminują panie... No chyba że należą do tej psiej nacji, która rozmawia z paniami poprzez kamienie i kwas? ;) Pozdrawiam.
Uwielbiam Cię czytać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję;-)
OdpowiedzUsuń