Na stronie interia360.pl znalazłam artykuł zatytułowany znamiennie Literatura fantasy - czyli bajki dla tych, co wyrośli z bajek?, którego autor, Witold Pielecki, usiłuje wyprowadzić z błędu tych czytelników, którzy uważają za "bajki" książki fantasy. O, pomyślałam, może coś ciekawego będzie? Niestety moja naiwność została ukarana. Nie dość, że autor wybrał sobie temat już ograny i moim zdaniem mało aktualny (świadomy czytelnik doskonale zdaje sobie sprawę z różnicy, nieświadomemu jest i tak wszystko jedno), to jeszcze zabrał się do tego w mało profesjonalny sposób.
Przede wszystkim zaczął od pejoratywnego określenia bajki i widać tu jak na dłoni, że na teorii literatury autor nie zna się wcale i powtarza jedynie to, co zostało już napisane wielokrotnie - ze schematu wpada w schemat. Bo jak można inaczej ocenić merytorycznie tekst kogoś, kto pisze:
W przeciwieństwie do bajek o smokach i rycerzach, w fantasy historie nie są cukierkowe i naiwne.
Nie wiem, jakie bajki czytał autor artykułu, ale na pewno nie braci Grimm czy Andersena.
Dodatkowo jako przykładem mającym potwierdzić jego tezę posługuje się jedynie prozą Sapkowskiego (zwanego ASem, nie Asem) i, o zgrozo!, Jacka Piekary i jego cyklem o Mordimerze, który nazywa dobrą literaturą (czyli, jednym słowem, stawia obu panów na tym samym poziomie).
Zero merytorycznego podejścia, brak wiedzy o teorii i konwencji, poza tym mam wrażenie, że tekst pisany był na zasadzie "kopiuj/wklej"... Nie wspominając o tragicznej wręcz gramatyce artykułu, błędy i jeszcze raz błędy.
I jak w takim razie fantasy czy fantastyka w ogóle ma być literaturą poważaną, jeśli za jej rozpracowywanie biorą się ludzie niekompetentni?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz