Tak już od kilku lat Jarosław Grzędowicz odpowiada na pytania o wydanie kolejnej książki z cyklu Pan Lodowego Ogrodu. Ta odpowiedź padła również na spotkaniu autorskim w Empiku (pisałam o nim tutaj), gdzie pisarz promował wydanie najnowszej, trzeciej, części PLO, a na które wybraliśmy się razem z Maegiem.
Z założenia spotkanie miało mieć formę improwizowaną, jednak nie różniło się od innych tego typu (poza tym, że większość pytań padało z widowni). Może dlatego, że na pytanie prowadzącego o to, czy autor lubi improwizację, ten odpowiedział "Nie". Oczywiście, nie widzi nic złego w zabawach literackich, jednak do swojej pracy podchodzi poważnie. Dlatego też stara się dobrze przygotować do realizacji każdego pomysłu, robi notatki, szkice, konspekty... W których potem pomaga mu się odnaleźć jego redaktorka Karolina. Autor przyznał z rozbrajającą szczerością, że zdarzały mu się wpadki, jak nadanie imienia dwóm różnym postaciom albo pomylenie dud z kobzą. Pisarz też człowiek.
Na pytanie o formy relaksu, Grzędowicz stwierdził, że nie robi nic wyjątkowego, mianowicie "nie jeździ konno po strzelnicy z browarem w ręku". Ten ostatni jednak pomaga mu w odpoczynku i odegnaniu wszelkich trosk. Zimę wraz z żoną (Maja Lidia Kossakowska dołączyła po zakończeniu spotkania) spędzają w Warszawie, na cieplejsze miesiące przenoszą się do domu na wsi. Browar towarzyszy autorowi niemal wszędzie (żeby jednak nie było, w Empiku pił wodę mineralną;-)).
Po spotkaniu był oczywiście czas na autografy i zdjęcia. Wieczór zakończyliśmy już mniejszą paczką w Browarmii, gdzie Jarek i pozostali raczyli się ich ulubioną formą relaksu, a ja, ponieważ nie było dobrego pitnego miodu, sączyłam napój bezalkoholowy...
Dwa pierwsze zdjęcia pochodzą z blipa Maega, ostatnie też jest jego autorstwa;) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz