wtorek, 10 listopada 2009

Źle się dzieje na Nizinach - "Imperium Czerni i Złota", Adrian Tchaikovsky, tłumaczenie: Andrzej Sawicki, Rebis 2009

O mały włos, a nie przeczytałabym tej powieści. Po opisie wydawcy można sądzić, że Imperium Czerni i Złota jest kolejną, sztampową opowieścią fantasy spod znaku magii i miecza, a mnie osobiście nie przyciągają nigdy porównania debiutanta do innych pisarzy. Tak więc, nawet jeśli moją uwagę zwróciłaby okładka, po przeczytaniu notki na jej tyle odłożyłabym ją na miejsce. Książkę Adriana Tchaikovsky’ego przeczytałam z racji wywiadu, który miałam przeprowadzić, i całe szczęście. Imperium Czerni i Złota to świetnie napisana powieść fantasy, w której elementy klasyczne gatunku mieszają się ze współczesnym nurtem, czego najwyraźniejszym przejawem jest wprowadzenie techniki do świata zdawałoby się średniowiecznego. Ta rewolucja przemysłowa zresztą jest tutaj wyznacznikiem akcji, o tym co działo się wcześniej dowiadujemy się w trakcie lektury. Początkowo też ciężko zorientować się, kim są ludzie ze świata Tchaikovsky’ego i dopiero po kilku stronach wiadomo, że nie są oni tak ludzcy, jak się wydawało.

Bohaterowie cyklu Cienie Pojętnych są bowiem podzieleni na rasy według owadzich cech, które objawiają się w różnych umiejętnościach fizycznych, psychicznych, a także determinują ich wygląd, mentalność, kulturę, prowadzenie polityki; każda z nich ma nawet właściwie tylko sobie powiedzonka i zwroty. Umiejętności wrodzone, przynależące każdej z tych ras nazwane zostały sztuką. Dodatkowo rasy te różnicują się na pojętne i niepojętne, czyli te, które potrafią rozwijać się technicznie i takie, które są do tego niezdolne (dosłownie, nie mogą sobie nawet wyobrazić, jak mogłyby używać czegoś bardziej zaawansowanego niż kubek). Istnieją też owadopodobni zawierzający magii, mistycy, kierujący się w życiu przesądami. Mamy więc krępawe, niskie żukowce, które specjalizują się w nauce i wynalazkach, smukłe i piękne pająki będące mistrzami w dziedzinie manipulacji i najprzemyślniejszych intryg, wysokie i zwinne modliszkowce szkolące się w sztuce zabijania, kryjące twarze w mroku ciemce, które są przedstawicielami starszej rasy posługującej się czarami; w toku powieści poznajemy wiele innych ras, występują też mieszańcy. Żyjący w przypominających greckie polis miastach-państwach skupiają się na swoich sprawach, prowadzą wewnętrzne spory i rywalizacje. Ignorancja zaślepia ich tak bardzo, że nie dostrzegają powstania potężnego Imperium Os, które pochłania sąsiednie krainy, niewoląc innych owadopodobnych i w ekspresowym tempie przyswajając ich osiągnięcia.

Autor postarał się, aby każda z ras była wiarygodnie inna, podobnie jak czyni to w przypadku postaci występujących w książce. Nie ma tutaj postaci jednoznacznych, każda z nich ma swoją osobowość, indywidualne cechy charakteru, własne lęki i wątpliwości, ulega innym słabościom wynikającym poniekąd z ich dziedzictwa. Nikt tu nie jest ideałem, a każda decyzja ma swoje konsekwencje, niejednokrotnie bardzo bolesne. Widać dbałość o prawdziwość psychologiczną ich motywacji, co wzbudza przeróżne, jak najbardziej oczekiwane, emocje w czytelniku. Dlatego przez pół książki zastanawiałam się, dlaczego, u licha, Stenwold Maker, doświadczony szpieg i polityk, wciągnął nieprzygotowanych do tego najbliższych studentów w misję, która szybko wymyka mu się z rąk. Przyznam, że nadal tego nie mogę pojąć, ale nie jest to zarzut w stronę powieści, a ogromny plus dla pisarza, że potrafił pokazać bohaterów heroicznych jako zwykłych ludzi, którzy też popełniają błędy.

Podoba mi się także prowadzenie akcji, w której główny wątek przeplatany jest coraz to nowymi pobocznymi motywami, niemniej ważnymi. Dzięki temu możemy lepiej poznać głównych bohaterów, na co również pozwala wyraźny podział na akapity, w których widzimy wydarzenia z ich perspektywy. Pomału także odkrywamy poszczególne elementy świata owadopodobnych, Tchaikovsky umiejętnie wprowadza informacje na temat kultur, polityki, wynalazków, historii. I chociaż za każdym razem zapala się w umyśle światełko, że to skądś znamy, że czytaliśmy o tym choćby w naszych podręcznikach od historii, to powielenie tych wydarzeń nie wywołuje niezadowolenia, potęguje natomiast wrażenie powtarzalności historii w naszym świecie, bo przecież uniwersum Cieni Pojętnych nie jest niczym innym, jak naszą rzeczywistością ubraną w fantastyczne szaty.

Imperium Czerni i Złota utrzymane jest w konwencji porywającego przygodowego filmu fantasy. Autor posługuje się barwnym stylem, charakteryzującym się niewymuszonym humorem opisowym i dialogowym, z lekkością prowadzi czytelnika w kolejne przygody, nie dając mu odpocząć na dłuższą chwilę. Powieść pełna jest zaskakujących zwrotów akcji, dzięki którym bohaterowie wychodzą cało z każdej opresji. I to jest, jak dla mnie, jedyny minus tej książki – wiecznie szczęśliwe zakończenia wielu dramatycznych wydarzeń; za każdym razem, gdy już, już miałam nadzieję, że któryś z głównych bohaterów zginie (po dobrej, czy złej stronie), okazywało się, że jednak przeżył. Mimo tego uważam, że Imperium Czerni i Złota to jeden z najlepszych debiutów ostatnich lat i z niecierpliwością czekam na kolejny tom cyklu.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz