U złotego źródła. Baśnie polskie w wyborze Stefanii Wortman. Do dzisiaj nie wiedziałam, jaki jest tytuł tego zbioru, dla mnie to były po prostu baśnie, najpiękniejsze na świecie. Mam wydanie z 1967 roku, już bez okładki i w opłakanym stanie, ale zamierzam je odnowić i czytać moim dzieciom, jak robił to mój ukochany tata. Żelazne trzewiczki, O dwunastu miesiącach, Złota studzienka, O wężowej wdzięczności, Czarownica znad Bełdan, Chłopiec z perły urodzony... Tyle wspomnień... Każdego wieczoru czekałam w swoim łóżku, aż tatuś przyjedzie z pracy i usiądzie przy mnie, żeby przeczytać mi jedną albo dwie. Kiedy byłam już starsza, czytałam je sama, ale nic nie zastąpi ciepłego, lekko schrypniętego głosu taty, który przeprowadzał mnie przez mistyczny świat. Na okrągło mogłam słuchać o wyprawie Jasnej w żelaznych trzewiczkach na ratunek swemu ukochanemu, albo o bezimiennej sierocie, którą wspomogło Dwunastu Braci czy o krówce Łaciatej, która swe życie oddała z miłości do Marysi. Potem czytałam wiele innych, lubiłam Andersena, te złagodzone, i te prawdziwe, czytałam kilka baśni braci Grimm, ale do tych baśni wracałam zawsze, kiedy zatęskniłam za domem albo było mi źle.
Czytajcie swoim dzieciom.
U złotego źródła. Baśnie polskie
wybór Stefania Wortman
Nasza Księgarnia
1967 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz