Nie płaczę przy lekturze książek. Wzruszam się, owszem, czasami łezka mi się w oku zakręci, ale częściej usłyszycie mój śmiech znad czytanej książki, niż płacz. Może dlatego, że ciężko mi do końca się wczuć w losy bohaterów, że nie posiadam w sobie na tyle empatii, żeby się postawić w sytuacji któregoś z nich (chociaż mam jej wysoki poziom, sprawdzałam ostatnio, ale dotyczy on moich bliskich - to tak, żebyście sobie nie myśleli, że dla mnie empatia to zupa z Azji). Była jednak jedna książka, przy której ryczałam, zalewałam się łzami. To Pani Jeziora, ostatnia część cyklu wiedźmińskiego. Sposób, w jaki Sapkowski zabił moje ukochane postaci, sposób, w jaki to opisał, sprawił, że nie mogłam się powstrzymać i płakałam, czytając, jak kolejno giną Milva, Regis, Cahir, wreszcie Geralt (no dobra, nie wiadomo do końca, czy on naprawdę ginie, ale i tak ryczałam jak bóbr). Taka byłam zła na autora, że zakończył opowieść w ten sposób, tak klasycznie. Dzisiaj myślę już o tym bez wielkich emocji i uważam, że zakończenie było najlepsze z możliwych. A jak pokazuje przykład CD Projekt RED, znaleźli się ludzie, którzy potrafili wiarygodnie dopowiedzieć kontynuację.
Pani Jeziora
Andrzej Sapkowski
SuperNOWA
1999 r.
Mnie się kiedyś łza zakręciła przy finale Cujo. Do dziś nie wiem dlaczego akurat w przypadku tej książki, może ma tu znaczenie fakt, iż kończyłem ją o 4 nad ranem ;-)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę o tej książce Kinga, nie czytałam. A może dlatego, że tam jest bernardyn?;)
Usuń