czwartek, 30 grudnia 2010

Piekło jest nowym rajem - "Ja, diablica", Katarzyna Berenika Miszczuk, W.A.B. 2010

Ja, diablica to trzecia książka w dorobku Katarzyny Miszczuk, która niewiele różni się od Wilka i Wilczycy stylem czy układem fabuły, chociaż widać pewien postęp w stosunku do książek o wilkołakach. Tę powieść można już jednak śmiało zaliczyć do komediowej odmiany paranormal romance, skierowanej przede wszystkim do młodych czytelniczek, o czym świadczy głównie tylna strona okładki (która swoją drogą zniechęca do zakupu książki) prezentująca… rzeczywistego chłopaka autorki w roli Piotrusia i w żaden sposób nie seksownego modela w roli Beletha.

Wbrew zapowiedziom nie znajdziemy tutaj gry z konwencją, autorka porusza się utartymi ścieżkami, czytelnik bez trudu rozpozna kolejne aluzje, co młode odbiorczynie mogą uznać za atut, o ile w ogóle je zauważą. Główna bohaterka Ja, diablicy ma na imię Weronika, niewiele ponad dwadzieścia lat i… została zamordowana nocą w miejskim parku. W tym momencie zaczyna się jej nowe życie, okazuje się bowiem, że trafia do Piekła jako adeptka sztuk diabelskich i zostaje diablicą właśnie. Jej zadaniem odtąd będzie targowanie się o ludzkie dusze. Jej nowym światem staje się hiszpańsko brzmiące Los Diablos, które w żaden sposób nie przypomina obrazów otchłani z katolickich wyobrażeń. Wręcz przeciwnie, Piekło to raj w podziemiach (nie od parady nazwane Niższą Arkadią), zupełne przeciwieństwo nudnego, cichego Nieba. Weronika zostaje zakwaterowana w luksusowym mieszkaniu, całymi dniami może robić, co jej się żywnie podoba, nosić ekskluzywne ubrania, używać drogich kosmetyków, popijać drinki z palemką, rozkoszować się nie-życiem po prostu. Piekło to kraina szczęśliwości, wiecznych imprez, gdzie każdy może poświęcić się swoim ludzkim marzeniom. Jego obywatelami są zwykli ludzie i wielcy świata, ale nie degeneraci, mordercy czy psychopaci. Poza nielicznymi chwilami bohaterka nie odczuwa braku właściwego życia, tym bardziej, że dowiaduje się o możliwości „udawania” żywej – może przenikać do świata śmiertelników, którzy widzą ją jako zwyczajną osobę, mogą z nią rozmawiać, dotykać jej.
Miszczuk usiłowała oddać rozterki swojej postaci, która nagle traci wszystko. Weronika ma momenty paniki, zastanawia się, co będzie z jej bratem, przyjaciółmi, jednak najbardziej brakuje jej Piotrusia, kolegi ze studiów, w którym jest skrycie zakochana. Dziewczyna uświadamia sobie, że to bez niego będzie jej najgorzej nie-żyć. Te obawy znikają, gdy tylko nowa znajoma, diablica Kleopatra, opowiada o możliwości przemieszczania się między światami – Weronika bez zastanowienia nad konsekwencjami postanawia prowadzić podwójne życie. Tutaj autorka zaprzepaściła szansę na dobrze wykreowaną psychologicznie postać, dziewczyna jest egoistką, nie myśli ani przez chwilę o konsekwencjach swojego postępowania, o tym, jak zareagują najbliżsi, gdy dowiedzą się, że właściwie to ona nie żyje (a jeśli już reagują, to całkowitą akceptacją tego stanu rzeczy).
Ja, diablica to przede wszystkim romans i tutaj autorka nie odbiega od najpopularniejszego schematu – trójkąta miłosnego. Weronika z jednej strony zakochana jest w Piotrusiu, z drugiej strony fascynuje ją przystojny diabeł Beleth, jej przewodnik po piekielnym świecie. Dziewczyna ma jednak na tyle zdrowego rozsądku, by nie zapominać, że prawdziwe diabły nie są istotami ludzkimi, a ich emocje nie równają się tym, które odczuwają śmiertelnicy. W tym względzie jednak autorka również się nie wysiliła i jej demony jakoś szczególnie nie odbiegają charakterologicznie od ludzi, wbrew kilkukrotnym zapewnieniom z jej strony. W ogóle kreacje bohaterów są kliszami postaci z poprzednich książek Miszczuk – Weronika to spokojniejsza wersja Margo, Piotruś do złudzenia przypomina cichego, zamkniętego w sobie Maxa, Kleopatra to władcza i bardziej wyuzdana kopia Ivette, Azazel w swoim zachowaniu upodabnia się do Akiego, chociaż diabeł jest zwyczajnym socjopatą. O samym „gatunku” diabła nie dowiadujemy się niczego szczególnego, podobnie zresztą o aniołach, wyniosłych, zarozumiałych sługach Boga. Rozczarowała mnie także postać Śmierci – Pratchettowi jednak nikt nie dorówna…
Widać natomiast niewielki progres względem stylu autorki – barwniejszy język z wyrazistym humorem (mocną stroną są słowne przepychanki Weroniki i Beletha oraz wszędzie obecna w Piekle liczba 6) pozwala brnąć przez lekturę w tempie ekspresowym. Nadal drażni ubogość słownictwa, wszyscy się drapieżnie uśmiechają, wszystko trafia szlag… Sama fabuła nie jest w żaden sposób skomplikowana, chociaż pewnym urozmaiceniem wydaje się być wątek Iskry Bożej i osnuta wokół niego iście diabelska (dosłownie) intryga. Mimo wszystko akcja przewidywalna jest od początku do końca, najgorsze problemy znajdują cudowne rozwiązania w ostatniej chwili. To nie powinno jednak przeszkodzić tym czytelniczkom, które szukają łatwej literatury w sam raz na podróż pociągiem bądź zatłoczonym warszawskim metrem.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

wtorek, 28 grudnia 2010

Wywiad z Kasią Miszczuk

Na stronie Katedry przeczytać możecie mój wywiad z Kasią Miszczuk. Nie wyszedł tak dobrze jakbym tego chciała, ale niestety odciągnęły mnie ważniejsze obowiązki. Mimo wszystko zapraszam do lektury:-)

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Amerykańskie wilkołaki po polsku - "Wilk", "Wilczyca", Katarzyna Berenika Miszczuk, MUZA 2006, Egmont 2009

Katarzyna Berenika Miszczuk napisała Wilka w wieku lat piętnastu, czyli w 2003 roku, wydała w 2006 roku nakładem wydawnictwa MUZA, Stephenie Meyer pierwszą część cyklu Zmierzch opublikowała w Stanach Zjednoczonych w 2005 roku. W 2009 roku w wydawnictwie Egmont pojawiła się kontynuacja Wilka zatytułowana po prostu Wilczyca, kiedy to już od dwóch lat w sercach polskich nastolatek panowała niepodzielnie wampirza saga Amerykanki. Promocja Wilczycy odbyła się pod znakiem Zmierzchu właśnie, porównaniom nie było końca. Jednak na tle powieści Stephenie Meyer twórczość młodziutkiej wówczas Kasi Miszczuk wypada o wiele lepiej, jest bardziej naturalna i chociaż naiwna, to nie infantylna.

Rzeczywiście i mnie pierwsza część dylogii (na razie, gdyż nie wiadomo, czy autorka nie popełni części trzeciej) już w początkowych zdaniach skojarzyła się z pierwszym tomem powieści Stephenie Meyer – obie książki rozpoczynają się ucieczką bohaterek przed niebezpieczeństwem z tą różnicą, że jedna śni, druga ucieka naprawdę. Nie można też zaprzeczyć, że mają podobny układ – pisane w pierwszej osobie, bohaterki są niemal rówieśniczkami, mieszkają w niewielkich prowincjonalnych miasteczkach, ich obiekty zainteresowania to przystojni (w pojęciu bohaterek), tajemniczy młodzieńcy, którzy początkowo je od siebie odpychają, ale nie mogą się im oprzeć. Obie autorki łączy również mentalność, co w przypadku Meyer żadnym pochlebstwem nie jest, natomiast dla Miszczuk jak najbardziej – w jej książkach odbija się realna, współczesna polska nastolatka (chociaż ma na imię Margo i jest Amerykanką), jej marzenia, światopogląd, uczucia.

Miszczuk nie tylko ukazała wewnętrzny świat nastolatki, udało się jej też całkiem zmyślnie wykpić psychologiczne stereotypy. Margo doskonale zdaje sobie sprawę z własnych zachowań, które są tak charakterystyczne dla dorastających dziewczyn. Nie sprawia to, że bohaterka zachowuje się odmiennie od swoich rówieśniczek, ma jednak do siebie dużo dystansu i nie boi się przyznać sama przed sobą, że zachowuje się co najmniej nierozsądnie. A już całkowitej litości autorka nie ma dla przyjaciółki bohaterki, Ivette, uwielbiającej różowy kolor żywej lalki Barbie, która wbrew wszelkim oczekiwaniom (ale jak najbardziej zgodnie ze schematem konwencji, o czym wie Katarzyna Miszczuk) staje się dla Margo niczym siostra, gotowa pomóc nawet jeśli nie do końca orientuje się w sytuacji. Ivette posiada wszystkie cechy, jakie zapewne drażniły samą autorkę w jej koleżankach i które postanowiła bezceremonialnie wyśmiać: nadmierną beztroskę, którą często można nazwać bezmyślnością, brak zainteresowań poza chłopcami i ciuchami, egzaltację najdrobniejszymi sprawami, uwielbienie dla różowego. Jednak Francuzka o sarnich oczach jest także bezpośrednia, zawsze uśmiechnięta, współczująca, ona jedyna wspiera Margo, dzieli jej radości i smutki. W Wilczycy pojawia się kolejny typ dziewczyny – szkolna intrygantka, piękna i powabna Caroline, która wykazuje nadmierne zainteresowanie chłopakiem Margo, przez co oczywiście dziewczyny się nie zaprzyjaźniają. Ta postać nie jest już przedstawiona w krzywym zwierciadle, to standardowy przypadek młodej niesympatycznej femme fatale.

Natomiast mniej dopracowana i przez to niezbyt prawdziwa jest męska część obsady książek. Max to kliszowy bohater romansów, pociągający swoją odmiennością, tajemniczością, spokojem. W kontakcie z Margo staje się całkowicie bezbronny, oboje zresztą są swoją obecnością skrępowani i uczą się dopiero porozumiewać. Przyjaciel Maxa Aki, który zaczyna podobać się Ivette, to typowy buntownik bez powodu, którego roznosi nadmierna ilość testosteronu, gniewny i nieuprzejmy, ale lojalny i odważny. W drugiej części pojawia się inny adorator Margo, sportowiec Carlos, zupełnie inny od Maxa, ale przekonany o swojej wyższości i zachowujący się jak rycerz na białym rumaku, którego bohaterka nie potrzebuje. Pozostałe postaci, przyjaciele Maxa, nauczyciele, rodzice bohaterów, to jedynie mgliste tło fabuły.

Zarówno w Wilku, jak i Wilczycy prowadzone są dwa główne wątki – miłosny i sensacyjny. W pierwszej części czytelnik obserwuje rozwój uczucia między Margo a uznawanym za metalowca Maxem, który okazuje się tytułowym wilkiem, genetycznie zmodyfikowanym nastolatkiem, który jako dziecko został zainfekowany wirusem wilkołactwa przez naukowców z pobliskiego laboratorium. Druga część to opis już trwalszego uczucia, które przechodzi swój pierwszy kryzys związany nie tylko z pojawianiem się nowych bohaterów (wspomniani wcześniej Caroline, która interesuje się Maxem, i Carlos smalący cholewki do Margo, zbieżność imion nie jest z pewnością przypadkowa), ale także z dalszymi poczynaniami tajemniczego ośrodka medycznego. 

I tu dochodzimy do motywu sensacyjnego. Kasia Miszczuk postanowiła poruszyć kwestię wojskowych eksperymentów na cywilach, ich ofiarą stała się grupa dzieciaków, która od tej pory może przemieniać się w wilki, posiada także ich zmysły, jest zręczniejsza i szybsza. Młodzi ludzie nigdy nie usiłowali się dowiedzieć, dlaczego są inni, przyjęli swoją odmienność zupełnie naturalnie, ale odgrodzili się od pozostałych murem nieufności. W wyniku niebezpiecznych wypadków jedną z nich staje się również główna bohaterka, a o jej zmaganiach z nowym doświadczeniem opowiada Wilczyca. Kwestia medycznego eksperymentu umieszcza obie powieści Miszczuk raczej w kręgu powieści sensacyjnych, młodzieżowych thrillerów z elementem fantastycznym, niż fantasy, a tym bardziej horroru. Przemawia za tym również akcja książek, prowadzona bardzo szybko, przeplatana wieloma nieoczekiwanymi zwrotami wydarzeń, co wpływa na łatwy ich odbiór (obie powieści można przeczytać w jeden wieczór).

Ciężko jest krytykować styl pisania powieści – chociaż ubogie słownictwo, młodzieżowy język wykluczający dbałość o polszczyznę, niedopracowane wątki i ich zakończenia (rozwiązania są najmniej przewidywalne i logiczne) mnie irytowały, to jednak świadomość wieku autorki sprawiała, że nie mogłam oceniać jej tak surowo, jak zrobiłabym to z powieścią dorosłego twórcy, który pisałby w ten sam sposób (tak, mam na myśli Stephenie Meyer, ale nie tylko ją). Ani Wilk, ani Wilczyca nie są powieściami dobrymi pod wyżej wymienionymi względami, ale równoważyły to inne elementy – kpiarski humor, ukazanie schematyczności wątków w krzywym zwierciadle, próby zabawy z  konwencją i prawdziwość emocji bohaterów. Mimo że wolę książki dla młodzieży pisane przez doświadczonych, dojrzałych pisarzy, powieści Katarzyny Miszczuk będę wspominać jako całkiem przyjemny powrót do czasów, kiedy sama miałam piętnaście lat, ciesząc się jednocześnie, że one już nie wrócą.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Jak zaprzyjaźnić się ze smokiem - "Naznaczeni błękitem", tom I, Ewa Białołęcka, RUNA 2010

Tkacz iluzji zdobył sobie uznanie jako drobny zbiorek kilku opowiadań o niesłyszącym chłopcu z magicznymi zdolnościami, który podobał się nie tylko młodzieży, do której jest bezpośrednio kierowany, ale także dorosłym fantastom. Antologia wydana w 1997 roku zapowiadała rozwinięcie losów Kamyka i jego przyjaciół. I tak się też stało – w 2002 roku Ewa Białołęcka wydała w wydawnictwie RUNA powieść Kamień na szczycie będącą kontynuacją opowiadań, w następnym roku pojawiła się książka Piołun i miód. I zapadła cisza na dwa lata, w ciągu których autorka pracowała nie tyle nad kontynuacją, co nad uzupełnieniem białych plam w historii Kamyka. Owocem tego jest dwutomowy zbiór opowiadań Naznaczeni błękitem (choć wydawnictwo uparcie nazywa je powieścią), który po raz pierwszy ukazał się w 2005 roku. W zapowiedziach pojawiła się ostatnia część cyklu, Czas złych baśni, na którą fani czekają z coraz mniejszą cierpliwością. Aby nieco odciągnąć ich uwagę albo, wręcz przeciwnie, przyciągnąć ponownie, wydawnictwo RUNA wypuściło na rynek drugie, rzekomo poprawione wydanie (uczciwiej byłoby określić je zmienionym, gdyż inna jest okładka, pojawiło się więcej obrazków, większa jest też czcionka, natomiast błędy są wciąż te same…) pierwszego tomu Naznaczeni błękitem.
Pomijając jednak wszystkie te zawiłości i brak terminowości samej Ewy Białołęckiej, opowiadania jej autorstwa warto polecić zwłaszcza młodym czytelnikom, chociaż mogą one nie skusić nastolatków, zdominowanych przez paranormal romance czy pełne akcji sword & sorcery, są bowiem łagodniejsze w formie, pisane są bardziej złożonymi zdaniami i nie zawierają tak wiele przemocy. Patrząc na okładkę i rysunki będące częścią nowego wydania, można odnieść wrażenie, że wydawnictwo zdawało sobie sprawę z sytuacji rynkowej i obrało młodszy cel – obrazki z pewnością spodobają się dzieciom 8-, 10-letnim, tak samo jak opowiadania.
Część pierwsza Naznaczonych błękitem zawiera pięć opowiadań, ułożonych chronologicznie (dzięki czemu można je rozpatrywać w kontekście luźnej powieści), w których poznajemy nie tylko Kamyka, ale także Złotego Roga, największego w historii Lengorii maga iluzji, żyjącego na długo przed głównym bohaterem, Nocnego Śpiewaka, posiadającego tak wielką moc tworzenia, że dar spowodował wyrośnięcie sierści jego właściciela, a także Pożeracza Chmur, nastoletniego smoka, z którym zaprzyjaźnił się Kamyk. Białołęcka w pięknym stylu opowiada losy każdego z nich, poruszając przy tym otwarcie problematykę poniżającego traktowania rzekomo niesprawnych ludzi (Kamyk), okrucieństwa silniejszych wobec słabszych (Nocny Śpiewak) czy rasizmu. Używa jasnych symboli, posługuje się wyraźnymi nawiązaniami do rzeczywistości, by czytelnikowi pokazać, że świat nie jest bajką, wychodząc ze słusznego założenia, że dzieci powinny się o tym dowiedzieć prędzej niż później. Naznaczeni błękitem to jednak nie tylko opowieść o złu tamtego i tego świata, autorka umiejętnie przedstawia także rozwój pięknej przyjaźni chłopca i smoka, którzy stają się dla siebie jak bracia, pokazuje też, że człowiek może osiągnąć wszystko tylko wtedy, jeżeli naprawdę tego chce i nie przeszkodzi mu w tym brak słuchu czy dłoni.
Bogaty, barwny język opowieści (czasem za bardzo naładowany emocją i patosem) poruszy wyobraźnię zarówno młodych, jak i starszych czytelników. Autorka postarała się o wiarygodne przedstawienie wszystkich swoich postaci, z niezwykłą wrażliwością i znawstwem opowiada o kompleksach niesłyszącego Kamyka czy obawach przypominającego zwierzę Nocnego Śpiewaka. Udało jej się nawet odmalować prawdziwy obraz smoka, chociaż ani jego wygląd (być może wzorowany na podaniach azjatyckich i przypominający jako żywo smoka z Nie kończącej się historii Michaela Endego), ani zachowanie (będące zlepkiem utartych wizerunków smoka w historii fantasy) nie są oryginalne. Także schematyzm stworzonej magii świata Ewy Białołęckiej nie razi, pisarka bowiem postarała się o jej wierne i szczegółowe opisanie. Magia właśnie jest swego rodzaju pretekstem do poruszenia głównego motywu stworzonego świata – to ona dzieli ludzi, powoduje, że posługujący się nią mają większe przywileje od zwykłych śmiertelników, jest także narzędziem władzy. Krąg Magów, dla wielu istniejący jako wyidealizowany obraz potęgi, do którego chciałby należeć każdy młodzik posiadający czarodziejskie zdolności, okazuje się być siedzibą wyrachowanych ludzi przekonanych o swojej wyższości i pragnących monopolu na czary, co dostrzec można już w pierwszym opowiadaniu Twierdza na Kozim Wzgórzu, a co pogłębia się wraz z lekturą.

Recenzja również na Katedrze.

sobota, 4 grudnia 2010

Grudniowe zapowiedzi

Na całe moje szczęście grudzień nie obfituje w nowości książkowe, w kinie natomiast dwa filmy, więc optymalnie.
KSIĄŻKI

Tytuł: Kroki w nieznane
Autor: antologia
Wydawnictwo: Solaris
Data wydania: 7 grudzień 2010

Kolejny zbiór opowiadań w słynnej serii, który ja już sobie zamówiłam na gwiazdkę.
Szósty tom corocznego almanachu światowej fantastyki. Ten przewodnik po współczesnej fantastyce cieszy się olbrzymim wzięciem czytelników nie tylko zainteresowanych tym gatunkiem. Przyczyną tego jest fakt umieszczania w almanachu kapitalnych opowiadań i nowel SF. Wszystkie są nagradzane, nominowane do nagród, wychwalane w sieci i w prasie.
To są teksty, o których się na świecie dyskutuje i tłumaczy na wiele języków.

Zawartość:
Peter Watts - Rzeczy
Charles Stross - Betonowa dżungla
Will McIntosh - Mrożona panna młoda
Rachel Swirsky - Eros, filos, agape
John Scalzi - Boże napędy
Ted Kosmatka - Boża Maszyneria
Ian McDonald - Wisznu w kocim cyrku
Julia Zonis - Me-gi-do
Felicity Shoulders - Warunkowana miłość
Ian R. MacLeod - Feralna sztuka
Ted Chiang - Cykl życia oprogramowania
KINO

Tytuł: Mr. Nobody
Scenariusz: Jaco Van Dormael
Reżyseria: Jaco Van Dormael
Data premiery: 24 grudnia 2010

O filmie tym pisałam już kilka miesięcy temu, jednak polska premiera została przesunięta i mam okazję obejrzeć go teraz.
Nemo Nobody wiedzie zwyczajne życie u boku swojej żony, Elise i trójki dzieci, aż do dnia kiedy budzi się jako stary mężczyzna w roku 2092. Jako 120-latek jest najstarszym człowiekiem na świecie i jednocześnie ostatnim śmiertelnikiem pośród ludzi, którzy stali się nieśmiertelni na skutek medycznego postępu. Co więcej nikt z obecnie żyjących nie interesuje się Nemo, ani nie zawraca sobie nim głowy. Aby wrócić do czasów obecnych, Mr. Nobody, musi odnaleźć odpowiedzi na następujące pytania - Czy jego życie mu odpowiadało? Czy kochał właściwie swoją żonę i dzieci? Teraz jego celem staje się znalezienie prawidłowych odpowiedzi.
Tytuł: Opowieści z Narnii: Podróż Wędrowca do Świtu
Scenariusz: Christopher Markus, Stephen McFeely, Michael Petroni
Reżyseria: Michael Apted
Data premiery: 25 grudnia 2010

Trzecia część cyklu na podstawie książek C.S. Lewisa. Bardzo się cieszę, że jednak udało się ją zekranizować, chociaż boję się, co z opowieścią zrobił mało znany reżyser, który nie może się poszczycić specjalnymi osiągnięciami.
Widowiskowa opowieść o wyprawie rodzeństwa Pevensie i księcia Kaspiana, którzy na pokładzie statku zwanego "Wędrowcem do Świtu" docierają do krainy, z której pochodzi lew Aslan.