czwartek, 26 maja 2016

Czarna groza w deszczu - "Święty Wrocław", Łukasz Orbitowski, Wydawnictwo Literackie 2009 r.

Kiedyś czytałam Horror show Orbitowskiego, niewiele już z tej książki pamiętam, poza wrażeniem rozczarowania i znudzenia. Chyba dlatego tak długo nie mogłam się przekonać do przeczytania jakiejś kolejnej jego powieści. Święty Wrocław czekał jednak cierpliwie sześć lat. W tym czasie oczywiście podejmowałam próby, ale ponury klimat powieści odstręczał mnie po kilku stronach. Aż kilka tygodni temu, w pochmurny czwartkowy poranek sięgnęłam po książkę i stało się - przeczytałam w kilka dni. I chociaż nie była to najprzyjemniejsza lektura, to na pewno było to ciekawe doświadczenie takiej formy literatury grozy.

czwartek, 19 maja 2016

Naiwna zabawa - "Gra w kości", Elżbieta Cherezińska, Zysk i S-ka 2010 r.

Kilka razy przybierałam się do lektury Gry w kości i za każdym razem odkładałam książkę po przeczytaniu ledwie kilku stron. Nabrałam jednak ochoty na książki retro i po epoce XIX wieku (o czym za kilka wpisów), rzuciłam się na średniowiecze. Gra w kości nawet mi się podobała, ale mam więcej mieszanych odczuć niż zupełnie pozytywnych. Moje wyobrażenie średniowiecza i mentalności ówczesnych ludzi różni się znacznie od wizji Elżbiety Cherezińskiej.

czwartek, 12 maja 2016

Pyrkon 2016

Tegoroczny Pyrkon to z pewnością najgorszy Pyrkon i najgorszy konwent, na jakim byłam w ogóle. O ile jednak w wypadku pozostałych imprez tego typu zawsze traktowałam kwestie organizacyjne z przymrużeniem oka, o tyle Pyrkon przyzwyczaił mnie do wysokiego poziomu. Poznański konwent był zawsze synonimem co najmniej półprofesjonalnej imprezy, gdzie większość rzeczy przebiegała gładko i przyjemnie, w punktach programu można było przebierać i wybierać, a i tak dokonywało się bolesnych wyborów. Tymczasem w tym roku dostaliśmy gigantyczne kolejki po bilety, równie spore kolejki po żetony dla preakredytowanych (widziałam, nie doświadczyłam na szczęście), duże kolejki do wejścia, do sal, chaos, krzyki w wykonaniu gżdaczy. Uważam, że fatalnym pomysłem było zorganizowanie wcześniejszego wstępu do sal dla tych, co bilety kupili wcześniej - impreza, która ma integrować, spajać ludzi, zaczyna ich dzielić. Z całej imprezy najlepiej zorganizowane były panie pracujące w MTP Bistro - mimo nawału ludzi kolejka po jedzenie szła sprawnie, samo żarełko było bardzo smaczne, a obsługa pracująca na pełnych obrotach była także miła.

czwartek, 5 maja 2016

W rytmie disco - "Córki dancingu", reżyseria: Agnieszka Smoczyńska, scenariusz: Robert Bolesto, 2015 r.

Córki dancingu to ciekawa, tragikomiczna wersja baśni o małej syrence Andersena, zmiksowanej z mitologicznym wizerunkiem syren. Srebrna, ani tym bardziej Złota, nie przypomina w niczym disnejowskiej Arielki. Motyw baśniowy i gra z konwencją urzekły mnie najbardziej, syreny to w końcu krwiożercze, bezwzględne istoty, mamiące swym głosem ogłupionych mężczyzn. Magnetyzm sióstr pokazany jest bardzo wiarygodnie. Jest to z pewnością film oryginalny, dobre i odważne połączenie musicalu (folkowe teksty piosenek są cudowne) i groteski, nawet z elementami gore i świetną charakteryzacją.