poniedziałek, 30 listopada 2009

Superbohater Brad "Dark Void" Pitt?

Tego bym się po Bradzie Pittcie nie spodziewała! Aktor razem z Reliance Big Entertaintment zajmie się produkcją filmowej wersji gry komputerowej firmy Airtight Games, Dark Void, która ma ukazać się na rynku 10 stycznia 2010 roku (zarówno w USA, jak i w Europie). Nie to mnie zaskoczyło... Wszystko wskazuje na to, że Pitt zagra w filmie główną rolę! Czyżby pozazdrościł Robertowi Downey'owi Jr. sukcesu Iron Mana?

Dark Void to strzelanka przygodowo-fantastyczna typu TPP (trzecioosobowa), której bohater, pilot William Augustus Grey, rozbija się w rejonie Trójkąta Bermudzkiego i w ten sposób dostaje się do alternatywnego świata, gdzie poznaje lud zwany Rozbitkami/Ocalonymi (Survivors). Razem z nimi będzie musiał uchronić swój nowy dom przed rasą kosmitą, zwaną Obserwatorami (Watchers), a pomoże mu w tym... sam Nikola Tesla.

[źródło: imdb]

Jeszcze raz Tchaikovsky

Rzeczpospolita opublikowała krótki wywiad z Adrianem Tchaikovskym, który Monika Kruszewska przeprowadziła dla gazety na 13. Targach Książki w Krakowie. Dla tych, którzy czytali mój wywiad z autorem na Katedrze, może być on uzupełnieniem wiadomości, jest bardziej ogólny.

"Pół roku po tym, jak napiszę"

Tak już od kilku lat Jarosław Grzędowicz odpowiada na pytania o wydanie kolejnej książki z cyklu Pan Lodowego Ogrodu. Ta odpowiedź padła również na spotkaniu autorskim w Empiku (pisałam o nim tutaj), gdzie pisarz promował wydanie najnowszej, trzeciej, części PLO, a na które wybraliśmy się razem z Maegiem.

Z założenia spotkanie miało mieć formę improwizowaną, jednak nie różniło się od innych tego typu (poza tym, że większość pytań padało z widowni). Może dlatego, że na pytanie prowadzącego o to, czy autor lubi improwizację, ten odpowiedział "Nie". Oczywiście, nie widzi nic złego w zabawach literackich, jednak do swojej pracy podchodzi poważnie. Dlatego też stara się dobrze przygotować do realizacji każdego pomysłu, robi notatki, szkice, konspekty... W których potem pomaga mu się odnaleźć jego redaktorka Karolina. Autor przyznał z rozbrajającą szczerością, że zdarzały mu się wpadki, jak nadanie imienia dwóm różnym postaciom albo pomylenie dud z kobzą. Pisarz też człowiek.

Jarek konsekwentnie wzbraniał się przed ujawnieniem jakichkolwiek szczegółów i rozwiązań fabuły, które znalazły się w trzeciej części książki (logiczne, prawda?). Nie chciał też oczywiście powiedzieć, kiedy do sprzedaży trafi czwarty i podobno ostatni (o ile będzie się trzymał planu, co, jak widać po rozwoju cyklu, nie idzie mu najlepiej) tom Pana Lodowego Ogrodu. Wyjaśnił jednak, że podczas pracy nad poprzednimi częściami robił także kilka innych rzeczy (zbiór opowiadań, tłumaczenia, felietony itd.), dlatego praca szła mu powoli. Teraz zamierza skupić się wyłącznie na dokończeniu powieści, nad którą pracuje już od kilku miesięcy (nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, że książki można spodziewać się za jakieś 1,5 roku, w tym te ostatnie 6 miesięcy odnosi się do "pół roku po tym, jak napiszę").

Na pytanie o formy relaksu, Grzędowicz stwierdził, że nie robi nic wyjątkowego, mianowicie "nie jeździ konno po strzelnicy z browarem w ręku". Ten ostatni jednak pomaga mu w odpoczynku i odegnaniu wszelkich trosk. Zimę wraz z żoną (Maja Lidia Kossakowska dołączyła po zakończeniu spotkania) spędzają w Warszawie, na cieplejsze miesiące przenoszą się do domu na wsi. Browar towarzyszy autorowi niemal wszędzie (żeby jednak nie było, w Empiku pił wodę mineralną;-)).

Po spotkaniu był oczywiście czas na autografy i zdjęcia. Wieczór zakończyliśmy już mniejszą paczką w Browarmii, gdzie Jarek i pozostali raczyli się ich ulubioną formą relaksu, a ja, ponieważ nie było dobrego pitnego miodu, sączyłam napój bezalkoholowy...
Dwa pierwsze zdjęcia pochodzą z blipa Maega, ostatnie też jest jego autorstwa;)

sobota, 28 listopada 2009

"Lśnienie" po raz kolejny?

Podczas spotkania autorskiego w Toronto z okazji promocji najnowszej powieści, Under the Dome, Stephen King powiedział, że zastanawia się nad napisaniem kontynuacji Lśnienia. Autor przyznał nawet, że w lecie poczynił ku temu pierwsze kroki - zaczął pisać historię 40-letniego Danny'ego Torrance'a, syna Jacka, który teraz pracuje w hospicjum w Nowym Jorku i dzięki swoim mocom stara się jednak pomagać przebywającym w zakładzie chorym umierać w mniejszym cierpieniu.
W filmowej wersji Danny'ego grał Danny Lloyd i to, jak dotąd, jego jedyna rola filmowa (nie został aktorem). A teraz wygląda tak:
Wiek się nawet zgadza, Danny ma w tej chwili 36 lat;)
Powieść ma już nawet próbny tytuł - Doctor Sleep. King zastrzegł jednak, że nie jest przekonany do pomysłu wydania kontynuacji i istnieje ryzyko, że jeśli będzie o tym opowiadał, da sobie spokój.

Jest przekonany natomiast do kwestii dużo bardziej traumatycznej dla czytelników - mianowicie do napisania kolejnej (a miało się skończyć na siedmiu) książki z cyklu Mroczna Wieża. Powieść zatytułowana będzie The Wind Through the Keyhole, jednak zanim pisarz przystąpi do pracy, postanowił odczekać co najmniej osiem miesięcy.

[źródło: Guardian]

czwartek, 26 listopada 2009

Detektyw po drugiej stronie Manhattanu - "Na tropie jednorożca", Mike Resnick, tłumaczenie: Robert J. Szmidt, Fabryka Słów 2009

Na tropie jednorożca to pierwsza część parodystycznego cyklu fantastyczno-kryminalnego Resnicka Fable of Tonight, przez Fabrykę Słów wydawana w serii Obca Krew. Książka zaciekawi z pewnością nie tylko wielbicieli autora i fantastyki w ogóle, ale też fanów zabawy z konwencją literacką, pod znakiem której pisana jest ta powieść.

Poznajemy tutaj prywatnego detektywa, Johna Justina Mallory’ego (jedno z nazwisk, jakie nosić miał słynny Philip Marlowe), jakby żywcem wyjętego z kryminałów z lat 40.: życiowego nieudacznika, niezbyt dobrze radzącego sobie również w zawodzie (pozwolił się wykiwać wspólnikowi i własnej żonie), ze skłonnością do alkoholu i namiętnie palącego papierosy. To do niego zgłasza się niezwykły klient, elf, z prośbą o pomoc w odnalezieniu tytułowego jednorożca. Mürgenstürm, bo tak nazywa się elf, w niczym nie przypomina jednak swoich tolkienowskich odpowiedników, do których zdążyliśmy przywyknąć. Bliżej mu za to do psotnych skrzatów Szekspira: jest mały, brzydki, zielony, ma długie spiczaste uszy i kłamie na potęgę, podobnie jak spokrewnione z elfami krasnoludy. Inaczej natomiast od wszystkich źródeł pisanych Resnick pojmuje legendarną skłonność tego gatunku do zabaw – to zwyczajni nimfomani. Lekko wstawiony detektyw, bez większych oporów i zwabiony sporą sumą pieniędzy, zgadza się poprowadzić śledztwo, w którym stawką jest życie Mürgenstürma. Tym sposobem trafia na alternatywny Manhattan, pełny przeróżnych baśniowych istot (uważanych za takie po jego stronie), rządzącego się zupełnie innymi zasadami niż normalny świat, gdzie wszyscy zarzekają się, że żadna magia nie istnieje, nawet jeśli puknie ich w czoło. O samym jednorożcu, którego jedyny okaz znajduje się w tamtejszym Muzeum Historii Naturalnej (tym miejscem musieli inspirować się twórcy filmu Noc w Muzeum), dowiadujemy się z informacji skrupulatnie zdobywanych przez Mallory’ego. Zwierzęta te nie odbiegają znacznie od ich wizerunku mitycznego, tylko niektóre jednak posiadają możliwość przenoszenia w czasie i tylko w przypadku polowania na nieliczne gatunki pomaga dziewictwo niezależnie od płci.

Alternatywny Manhattan udało się Resnikowi przedstawić realistycznie – to przepastny labirynt ciemnych, wąskich uliczek i głównych arterii, w których nie działa powszechnie rozumiana logika komunikacyjna. Mieszkańcy przemieszczają się pieszo lub za pomocą dorożek, tych tradycyjnych i tych zupełnie niezwyczajnych (na słoniach na przykład, na których można przewieźć… boisko do piłki nożnej). Co mnie bardzo pozytywnie ujęło to fakt, że akcja powieści prowadzona jest w czasie rzeczywistym. Każdy rozdział opatrzony jest odpowiednią miarą czasu, która mniej więcej pokrywa się z czasem potrzebnym do jego przeczytania. Fabuła, mimo całego zagmatwania, jest dosyć łatwo przewidywalna, chociaż zakończenie książki zaskakuje. Wspomniana przeze mnie zabawa z konwencją nie leży być może na najwyższym poziomie (chociaż niektóre pomysły naprawdę warte uwagi), podobnie jak parodystyczna wymowa powieści (więcej typowych amerykańskich gagów niż wyrafinowanego humoru), ale rozszyfrowywanie poszczególnych aluzji zapewnia przyjemną rozrywkę na kilka wieczorów, przy czym większość z nich jest powszechnie znana i nie sprawi problemów nawet tym, którzy głębszej wiedzy o gatunku fantastycznym czy kryminalnym nie mają. O stylu wiele powiedzieć się nie da poza tym, że nie wspina się na wyżyny literackie i nie powala elokwencją, dlatego lepiej, moim zdaniem, autorowi wychodzą książki science fiction i wolę go w tej formie. Co nie znaczy oczywiście, że kolejnych tomów cyklu o detektywie Mallorym nie przeczytam.

Warto też pochwalić książkę od strony redakcyjnej – doskonała okładka (podobna zresztą do oryginalnego wydania), sprawne tłumaczenie i zaskakująco, jak na to wydawnictwo, mało błędów. Za chwilę do sprzedaży trafi drugi tom, Na tropie wampira, którego z racji moich zainteresowań jestem jeszcze bardziej ciekawa niż tomu pierwszego.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

środa, 25 listopada 2009

Wampir wiecznie żywy

I nie chodzi tym razem o fizyczną właściwość tej istoty, ale o egzystencję wampiryzmu jako takiego w popkulturze. Jak uważa bowiem prof. Amy Smith z University of the Pacific w Stockton w Kalifornii, badaczka wampirzej literatury, motyw ten nigdy nie straci na popularności i zawsze będzie na niego zapotrzebowanie. Wszystko dlatego, jak tłumaczy Smith, że wampir jest jedyną w swoim rodzaju istotą magiczną tak mroczną i jednocześnie tak podobną do człowieka. Swoją tezę amerykańska profesor opiera o wyniki - w zeszłym stuleciu nakręcono blisko tysiąc filmów o wampirach na całym świecie.
Takiego wywiadu Smith udzieliła w związku z promocją filmu Księżyc w nowiu, twierdząc też, że nawet jeśli saga Meyer nie zainteresuje prawdziwych fanów horroru (zdziwiłabym się, gdyby tak było), ma ogromny wpływ na kobiety i to jest inna strona wpływu wampiryzmu:
Although fans of traditional horror and action-oriented vampire films may not like it, Stephenie Meyer's breed of vampire has a deep emotional appeal for women. He's dangerous, but not to her - he's beautiful and seemingly unattainable, but she gets him, nonetheless. He's a man who literally can promise to love her forever.
[źródło: DNA India]

wtorek, 24 listopada 2009

Muzeum opowieści w Oxfordzie

Władze Oxfordu otrzymały anonimową dotację w wysokości 2,5 miliona funtów na projekt dla dzieci Muzeum Opowieści, które ma zostać otwarte w 2014 roku. Muzeum istnieje w sieci od 4 lat, gdzie nie tylko najmłodsi mogą dowiedzieć się, kim była Alicja w Krainie Czarów i hobbici, a także jakie przygody mieli bohaterowie Opowieści z Narni i wiele innych rzeczy. Teraz powstanie prawdziwe muzeum - w wiktoriańskim budynku Rochester House na Pembroke Street (tam kręcono wiele ujęć do filmów o Harrym Potterze). 2,5 mln funtów pozwoliło na podjęcie prawnych kroków w wykupieniu budowli, teraz potrzeba jeszcze ok. 11 mln funtów na przekształcenie jej w prawdziwe Muzeum Opowieści, które będzie mogło przyjmować 100 tys. gości rocznie.

Dzieci będą nie tylko słuchać historii, będą miały również możliwość wkroczenia w magiczne światy, poznania ich bohaterów.

Philip Pullman, autor niezwykle popularnego cyklu Mroczne materie, wraz z Michaelem Morpugo i Jacqueline Wilson będą patronami Muzeum. Pullman, mieszkający w Oxfordzie i w nim umieszczający akcje swoich powieści, wyraża się o projekcie z wielkim entuzjazmem:
The Story Museum will be a wonderful gift from Oxford, where so many stories have begun, to the whole world. The whole atmosphere of the city is rich with fantasy. Indeed, the very idea of having a museum devoted to story is itself such a fantastical notion than no other city in the world could have given birth to it.
To w Oxfordzie Carroll napisał Alicję w Krainie Czarów, tutaj spotykali się Tolkien i Lewis. Miastu zależy na otwarciu Muzeum Opowieści w 2014 roku także z jeszcze jednego powodu - ma być ono Stolicą Książki Unesco (Unesco's World Book Capital).

[źródło: Guardian]

strona internetowa Muzeum Opowieści

poniedziałek, 23 listopada 2009

Wersja Nowego Testamentu dla nastolatków - "Legend of the Seeker", sezon I

Przysiadłam się do serialu skuszona sympatią dla produkcji fantasy jako takich (zamiłowanie do średniowieczy, kostiumów, muzyki, kreacji światów), a także z lenistwa, przez serię Terry'ego Goodkinda przebrnąć bowiem nie zdołałam (11 opasłych tomów pisanych prostym językiem jest ponad moje siły). Postanowiłam więc przerobić cykl w pigułce. Po pierwszym sezonie nie wiem jednak, czy chcę oglądać sezon drugi, chyba wyrosłam już z tego typu opowieści.

Co mnie urzekło w pierwszym odcinku, to przepiękne krajobrazy Nowej Zelandii, sekwencje walk, pewne efekty specjalne (kiedy na przykład Spowiedniczka używa swojej mocy, by zawładnąć umysłem ofiary), kostiumy i muzyka, doskonale dopasowana do tempa akcji. Dobra, spodobał mi się również bohater, Richard Cypher (wciela się w niego australijski aktor Craig Horner), bo nie był bosko przystojny ani tajemniczo pociągający, a wyglądał na zwykłego chłopaka, żadnego wybrańca. Sama Spowiedniczka, Kahlan Amnell, grana przez Amerykankę Bridget Regan, jest bardziej wojowniczką i nie wyglądała na całkowicie jednoznaczną. Zabawny wydał mi się też mag Zeddicus Zul Zorander (a ten pan to z kolei rodowity Nowozelandczyk i nazywa się Bruce Spence). Niestety, moja sympatia do bohaterów stopniała już w drugim odcinku, gdzie z całkiem ciekawego pomysłu zaczęła robić się sztampowa historyjka, w dodatku żywcem zdjęta z Nowego Testamentu. Kim jest tutaj Richard nie ma chyba wątpliwości, Kahlan może być Marią Magdaleną lub królem Salomonem (tak, wiem, ten jest ze Starego Testamentu, ale pasuje!), zależy z której strony spojrzeć; wątpliwości mogę mieć do maga, natomiast zły do szpiku kości Darken Rahl (urodzony na Fiji Craig Parker, szerzej znany jako... Haldir z filmowej wersji Władcy Pierścieni) to wypisz wymaluj Herod. Ten ostatni najbardziej u mnie stracił (wspominałam już, że lubię bad gayów?;-)), chociaż miał zadatki na naprawdę ciekawy czarny charakter.
Legend of the Seeker może spodobać się najmłodszym widzom (góra do 15. roku życia) z tych samych względów, dla których starsi będą nim znudzeni - prosta fabuła, czarno-biali bohaterowie, niespełniona, czysta miłość między Spowiedniczką a Poszukiwaczem, dużo, bardzo dużo akcji. W ogóle to zastanawiam się, dlaczego TVP 1 emituje serial po 22, a nie np. w sobotnie popołudnia...

Wiem, że akapit powyżej wcale nie musi świadczyć źle o serialu. Dlaczego jednak, moim zdaniem, starsi nie dadzą się nabrać? Ano dlatego, że wszystkie te elementy są przedstawione bardzo nieprofesjonalnie. O efekty specjalne czepiać się nie będę, domyślam się bowiem, że budżet przedsięwzięcia wielki nie jest. Ale makabrycznych luk w scenariuszu nie jestem w stanie wybaczyć i nie sądzę, żeby w oryginale było ich tak wiele! Akcja pędzi tutaj na złamanie karku, aż strach oglądać kolejne odcinki, bo nie wiadomo już, kto kogo i dlaczego. Nad dialogami musieli pracować ludzie na co dzień zarabiający na chleb pisaniem do telenowel - są na tym samym poziomie; mocno kuleją kwestie humorystyczne, przeważnie w wykonaniu Zorandera (mam wrażenie, że jest on marną kopią Merlina z Excalibura). Dobre sekwencje walk uatrakcyjniane techniką slow motion początkowo bardzo mi się podobały, z każdym kolejnym odcinkiem zaczęły jednak irytować, było ich coraz więcej, a tryby walki stały wciąż na tym samym poziomie. Do tego dochodzą do bólu jednokolorowi bohaterowie i schematyczny wątek miłosny.
Żeby jednak nie było, że tylko narzekam... Muzyka nadal mi się podoba, szukam właśnie soundtracka. Zdjęcia Nowej Zelandii - przepiękne i nie tracą na swoim uroku przez wszystkie odcinki, tutaj operatorzy wykonali świetną robotę. Postarali się też spece od kostiumów, które pasują do przedstawionego świata. Zaintrygowały mnie również niektóre rozwiązania świata u Goodkinda (bo nie sądzę, żeby scenarzyści wpadli na nie sami), chociaż on sam zapewne też nie jest oryginalny, ale dla mnie owszem, nigdzie wcześniej się z tym nie spotkałam. Mianowicie, chodzi mi o dwa aspekty związane z magią - moc jest wrodzona, nie można się jej nauczyć, natomiast można posiąść ją z eliksirów sporządzanych z wyssanej mocy jakiegoś czarodzieja; świetny jest też pomysł z wprowadzeniem ludzi, których umiejętnością jest wykorzystywanie mocy czarodzieja przeciwko niemu samemu.

Podsumowując, serial tragiczny nie jest i można go obejrzeć, jeśli komuś nie szkoda czasu, albo się nudzi bardziej niż zwykle, albo jest zbyt leniwy, żeby czytać cykl, albo zbyt nim zmęczony:-) Pewnie gdybym miała te 11, może 12 lat, oglądałabym serial z wypiekami na twarzy, tak jak namiętnie śledziłam przygody Xeny, Herkulesa (też do pewnego momentu, bo im dalej w sezony, tym więcej telenoweli) albo rodzeństwa z Opowieści z Narni (telewizyjne adaptacje mają swój specyficzny urok, których brak wersjom ekranowym).

sobota, 21 listopada 2009

Spotkanie z Tokarczuk

W nawiązaniu do wczorajszego wpisu, zamieszczam informację o spotkaniu autorskim z Olgą Tokarczuk, które odbędzie się 25 listopada (środa) w Centrum Kultury Nowy Wspaniały Świat (ul. Nowy Świat 63, róg Świętokrzyskiej) w Warszawie o godz. 19.00. Spotkanie prowadzić będą Kinga Dunin i Roman Kurkiewicz.

Dwóch Stefanów przy jednym projekcie pracowało

Najnowsza powieść Stephena Kinga, Under the Dome, zbiera entuzjastyczne recenzje. Nie dziwi zatem informacja, że pisarz już podpisał kontrakt na jej sfilmowanie przez telewizję kablową DreamWorks TV (chociaż tempo to rzeczywiście rekordowe, ale w końcu to King... ).Nad reżyserią serialu czuwać będzie Steven Spielberg, na razie panowie szukają odpowiednich scenarzystów. Spielberg i King współpracowali już ze sobą przy ekranizacji powieści Kinga i Petera Strauba The Talisman z 1984 roku (premiera serialu w 2010 roku), którego Spielberg jest współproducentem.

[źródło: Variety]

Under the Dome ukazała się w Stanach 10 listopada tego roku i już została okrzyknięta najlepszym thrillerem Kinga od czasów jego najbardziej cenionych powieści i powrotem do jego pisarskich korzeni. Prawa do polskiego wydania powieści zakupiło wydawnictwo Prószyński, które zamierza wypuścić ją na rynek w 2010 roku.

O książce:
Miasteczko Chester’s Mills w stanie Maine w całkowicie normalny jesienny dzień zostaje nagle w niewytłumaczalny sposób oddzielone od reszty świata niewidzialnym polem siłowym. Samoloty rozbijają się o nie, a ich płonące wraki spadają z nieba. W momencie opuszczania, „kopuła” odcina ogrodnikowi rękę. Ludzie mający sprawy do załatwienia w sąsiednim miasteczku zostają oddzieleni od swoich rodzin, a samochody eksplodują pod jej wpływem. Nikt nie może pojąć czym jest bariera, skąd się wzięła i kiedy, o ile w ogóle, zniknie.
Dale Barbara, weteran z Iraku, a obecnie kucharz przygotowujący szybkie dania, jednoczy siły z paroma odważnymi obywatelami – właścicielką miejscowej gazety Julią Shumway, z asystentem lekarza ze szpitala, miejscową urzędniczką i trzema dzielnymi dzieciakami. Przeciwko nim staje Big Jim Rennie, polityk którego nic nie zatrzyma – nawet morderstwo – przed utrzymaniem władzy, oraz jego syn trzymający w mrocznej spiżarni straszliwy sekret. Ale ich głównym przeciwnikiem jest sama Kopuła. Ponieważ czasu nie tylko jest mało. On ucieka.

piątek, 20 listopada 2009

Do pługa wcześniej

Wygląda na to, że najnowsza książka Olgi Tokarczuk, Prowadź swój pług przez kości umarłych, o której wspominała Śmietanka, ukaże się jeszcze w listopadzie, a najprawdopodobniej 25 listopada (na swojej stronie WL prowadzi już sprzedaż). Książka miała się znaleźć w moich grudniowych zapowiedziach, a tak umieszczam ją w obfitującym w nowości bieżącym miesiącu.
Thriller moralny, który do ostatniej strony trzyma w napięciu.
Akcja rozgrywa się w Kotlinie Kłodzkiej. Główną bohaterką jest Janina Duszejko – kiedyś inżynier mostów, dziś wiejska nauczycielka angielskiego, geografii i dozorczyni domów letniskowych. Jej pasją jest astrologia, a wielką miłością wszelkie zwierzęta. Gdy dzieje im się krzywda, Janina staje w ich obronie i upomina się o szacunek dla nich. Jak łatwo przewidzieć, nikt nie przejmuje się kobietą, która uważa, że świat jest odbiciem tego, co zapisane w gwiazdach, a w wolnych chwilach czyta Williama Blake’a.
W okolicy zaczynają umierać kłusownicy i krzywdziciele zwierząt. Seria zgonów rośnie. Janina ma teorię na temat motywu i sprawcy tych zbrodni, ale policja ignoruje ją, traktując jak nieszkodliwą dziwaczkę. Jednak Janina wie więcej, bo czyta w gwiazdach, jak w otwartej księdze…

Olga Tokarczuk o książce:
Książka, która opowiada o hipokryzji, której przeciwstawiona zostaje pełna determinacji konsekwencja.

poniedziałek, 16 listopada 2009

Mój pierwszy wywiad

Na stronie Katedry przeczytać możecie wywiad z Adrianem Tchaikovskym, autorem Imperium Cieni i Złota przeprowadzony przez mua;-) To mój pierwszy wywiad, mam nadzieję, że nie ostatni. Zapraszam:-)

niedziela, 15 listopada 2009

W krainie śmierci - "Żmija", Andrzej Sapkowski, SuperNOWA 2009

Dzisiaj będzie o fantastyce poważniejszej.

Zaczynając lekturę tej powieści miałam w pamięci wcześniejsze jej recenzje, co tu dużo mówić, nie najlepiej wyrażające się o niej. Starałam się nie nastawiać pesymistycznie, chociaż sama nie byłam pewna, czy Żmija mi się spodoba choćby ze względu na tematykę – nie przepadam za literaturą wojenną. Ale przecież to Sapkowski, tłumaczyłam sobie, na pewno jest tam coś więcej niż pełen patosu dramat żołnierzy, jaki znam z innych książek, czy filmów. Miałam nadzieję, że nie będzie to typowa męska rzecz.

I cóż… Ogólnie rzecz biorąc, książka zła nie jest, ale też i wiele więcej w niej nie ma, wszak liczy sobie zaledwie dwieście trzydzieści stron, nie uwzględniając słowniczka „afgańskiego” na końcu. I to jest mój główny zarzut w stronę Żmii – przy tak niewielkiej objętości, cała, interesująca przecież, historia robi wrażenie przeładowanej informacjami, w której bohaterowie nie mają szansy „ożyć”. O ile też potrafię zrozumieć zakończenie cyklu wiedźmińskiego, czy nawet doprawdy nienajlepszy koniec Trylogii husyckiej, o tyle finał Żmii jest dla mnie kompletnym nieporozumieniem. Czytelnik, zwłaszcza ten szanujący osiągnięcia Andrzeja Sapkowskiego, ma pełne prawo czuć się oszukany, „nabity w butelkę”, przez podanie właściwie wszystkich odpowiedzi w wielkim skrócie. Ostatnie piętnaście stron książki bowiem sprawia wrażenie napisanych w pośpiechu, nie pozostawia po sobie żadnych emocji poza rozczarowaniem. A rozczarowanie jest tym większe, że przecież to Sapkowski!

Dla tych jednak, którzy z literaturą ASa jeszcze się nie zapoznali, będzie to całkiem przyjemna przygoda na jeden, góra dwa wieczory. W Żmii znajdziemy wszystko, co w prozie tego pisarza najlepsze. Jak zwykle podziwu godny świetny styl, mniej lub bardziej ironiczny. Znajdziemy też wiele aluzji do literatury i kultury, jedne odczytamy od razu (czasem są zbyt oczywiste), nad innymi będziemy musieli się nieco zastanowić. Brakowało mi natomiast odautorskich sentencji, które tak ceniłam w wiedźmińskim cyklu i których wiele znaleźć można w Trylogii Husyckiej. Zupełnie nie rozumiem zarzutów o znikomą obecność humoru, którego jest w powieści naprawdę dużo pod różnymi postaciami: jest więc subtelny, nasączony sarkazmem komentarz do wydarzeń charakterystycznych dla każdej z wojen, który wywołuje uśmiech w stylu „skąd ja to znam”; jest też dowcip typowo żołnierski, niejednokrotnie rozbawiający do łez. Trzeba przecież pamiętać, że nie jest to fantasy, chociaż fantastyki tutaj nie brakuje.

Wbrew pozorom, książka ma też więcej wspólnego z cyklem wiedźmińskim, niż by się mogło wydawać. Główny bohater, potomek polskich emigrantów, Paweł Sławomirowicz Lewart, posiada pewne cechy Geralta – to wyrzutek nie potrafiący znaleźć sobie miejsca w świecie, mający tę samą zuchwałą manierę erudyty kontrastującą z jego profesją (dopiero później dowiadujemy się, że był studentem), goniący za marzeniem wbrew zdrowemu rozsądkowi. Lewart poszedł do wojska nie dlatego, że był zagorzałym patriotą, ale dlatego, że nie miał pomysłu co zrobić ze swoim życiem. Jego postawa przypomina jako żywo Geralta z Mniejszego zła, chcącego za wszelką cenę zachować neutralność, zrezygnowanego i pokonanego przez los rębajłę do wynajęcia. Oleg Jewgieniewicz Stanisławki vel „Łomonosow” to ni mniej ni więcej jak Regis, który z wielkim zapałem częstuje Lewarta uczonymi wywodami historycznymi, botanicznymi, psychologicznymi i literackimi. To on, podobnie jak wampir z Wiedźmina, tłumaczy koledze, co z człowiekiem robi wojna, czym grozi bezczynne „płynięcie z prądem”. Odnaleźć też można wiele innych powiązań, jak choćby przebijającą między wierszami refleksję nad człowieczeństwem i potwornością. Nie wspominając już o głównym wątku i tytułowej żmii (kolejne wcielenie bogini-matki?), które Sapkowski połączył z mitami różnych kultur, podobnie jak zrobił to w przypadku motywów z Wiedźmina i mitem arturiańskim.

Pochwalić można Żmiję także za stronę merytoryczną. Sapkowski po raz kolejny pokazał, że potrafi korzystać ze źródeł wszelakich i umiejętnie wplatać je w opowieść. O ile przez pierwsze kilka stron „wgryzienie” się w język sprawia pewne problemy i trzeba posługiwać się słownikiem, o tyle dalej idzie coraz lepiej. Gorzej jest już ze stroną redakcyjną – błędy w słowniku, polegające na powtórzeniu informacji z książki lub braku wyjaśnień czy pojęć, a także całkiem sporo podstawowych potknięć (głównie interpunkcyjnych) przy tak niewielkiej objętości i czasie redagowania (pół roku z okładem) może zirytować. Nie byłabym sobą, gdybym nie wypomniała też paskudnej okładki, która aż krzyczy „nie bierz mnie do ręki!”.

Czytając, nie mamy wątpliwości, jakie jest przesłanie powieści, które również powtarza się we wcześniejszych książkach Andrzeja Sapkowskiego. Żmija obnaża wojnę z wszelkiego patosu i bohaterstwa. Krew wkrótce wsiąka w pustynny piasek i jedyne co zostaje, to strach jutra. Od zarania dziejów, czy były to podboje Aleksandra Wielkiego, czy radziecka interwencja pod koniec lat 80., wzgórza Hindukuszu nie są przyjazne dla nikogo poza jego rdzennymi mieszkańcami. Wprowadzenie retrospekcji uzmysławia jedno – historia toczy się kołem i lubi się powtarzać. Szkoda, wielka szkoda, że te wątki nie zostały rozbudowane, że bohaterowie są ledwie naszkicowani, że książka nie ma zwyczajnie chociaż tych pięćdziesięciu stron więcej, bo Żmija miała potencjał na dobrą, naprawdę dobrą powieść wojenną.
Na zakończenie dwa fragmenty humorystyczne (może ja mam nietypowe poczucie humoru, ale mnie się podobało) - pierwszy będący ironicznym komentarzem, drugi to już dowcip swobodniejszy:
Ataku na zastawę, jak wkrótce donieśli konfidenci KHAD-u, dokonał ze swym oddziałem Tarik Sayid Qâdir, podległy współpracującemu z wywiadem pakistańskim ugrupowaniu Dżamiat-i i Islami. Że zaś według jednego z konfidentów bazą wypadową Tarika SayidQâdira miała być wioska Chorandżarik, wioskę Chorandżarik ostrzelały i zbombardowały myśliwce szturmowe Su-25, nie zostawiając z niej kamienia na kamieniu. Trzy dni później KHAD oskarżył o atak na zastawę mudżahedinów mułły Abdurabullaha, jednego z podkomendnych Gulbuddina Hekmatiara z ugrupowania Hezb-i Islami. A że aktywnej pomocy mulle Abdurabullahowi miała udzielać wioska Szaran Karz, wioskę Szaran Karz poddano ostrzałowi rakietami odłamkowo-burzącymi z wyrzutni BM-21 Grad, nie zostawiając z niej nawet większego kawałka gliny. Niedługo później KHAD rozstrzelał swego konfidenta, okazało się bowiem, że oskarżał fałszywie, mając z mieszkańcami obu wiosek zatargi natury personalnej. Atak zaś na zastawę tak naprawdę był dziełem niezależnego chwilowo od nikogo pułkownika Munawara Rafi Hafiza, bazującego niekiedy w kiszłaku Szindzaraj. Ponieważ jednak tymczasem namnożyło się już całkiem nowych i świeżych ataków na posterunki i w kancelariach panował nieopisany bajzel, logistyka zawiodła i kiszłaku Szindzaraj zapomniano zbombardować. Zamiast tego szturmowce Su-17 zrzuciły bomby na będącą całkiem ni pri czom i pokojowo usposobioną wioskę Mirab Chel. I przemieszały ją z ziemią.
s. 19-20
Na widok pół litra moskowskoj oczy Barmaleja i Jakora rozbłysły, a Zacharycz oblizał się. Szybko znalazły się kubki. Nalano, wypito, powąchano skórkę chleba, westchnięto. A Lewart uznał, że czas na pytanie o znaczeniu egzystencjalnym.
- Powiedzcie - uniósł wzrok - jak tu jest?
Barmalej parsknął.
- Jak tu jest, pytasz? Powiedz mu, Jakor, jak tu jest.
- Z lewa chujnia - wyjaśnił Jakow Lwowicz Awierbach. - Z prawa chujnia. A pośrodku pizdiec.
s. 60

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

sobota, 14 listopada 2009

W nawiązaniu do dnia wczorajszego

No to jeszcze w temacie panny Olszańskiej, bardziej obszerny i tym razem wywiad z Polityki na stronie Gazety, ale wciąż, moim zdaniem, pretensjonalny:] Miłej lektury.

piątek, 13 listopada 2009

"Nie będę do końca życia pisał o mitologiach"

Publishers Weekly zamieściło wywiad z Rickiem Riordanem, w którym można dowiedzieć się więcej o jego nowej serii dla młodzieży, The Kane Chronicles o przygodach dwójki rodzeństwa walczącej z egipskimi bogami. Riordan zdradza tajniki swojego pisarstwa, opowiada bardziej szczegółowo o nowym cyklu, a także snuje przypuszczenia na temat przyszłej twórczości:
I love Norse mythology, I love Chinese mythology, Indian mythology. The world is wide open. I could certainly make a career just doing different treatments of mythology, and I would be happy as a clam. I have other ideas that are not mythology-based.
Pierwszymi słuchaczami byłego nauczyciela są jego dwaj synowie, Haley (15 l.) i Patrick (11 l.), którym Riordan czyta kolejne rozdziały powieści i uzależnia poprawki od ich opinii. Oprócz The Kane Chronicles pisarz pracuje teraz nad spin-offem przygód o Percym Jacksonie, który ukaże się jesienią 2010 roku.
Cykl o Percym Jacksonie rozszedł się w milionach egzemplarzy, na podstawie pierwszej książki przygotowywany jest film Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy: Złodziej Pioruna (polska premiera 12.02.2010), w ramach promocji wydawnictwo wraz z organizacją BooksPeople od 2006 roku organizuje obozy dla dzieci Camp Half-Blood (podobne obozy organizowane są w całym kraju dla wielbicieli różnych książek).

Objawiło się dziecko gwiazd

Na swoim portalu Rzeczpospolita opublikowała wywiad z Michaliną Olszańską (pojawił się oryginalnie w Życiu Warszawy), autorką Dziecka Gwiazd. Atlantydy (na okładce sama autorka jako główna bohaterka księżniczka Meihna), 17-letnią uczennicą szkoły muzycznej, nazywaną przez wydawnictwo Albatros Paolinim w spódnicy (ciekawe, czy ją też wydano po znajomości). Tak pretensjonalnego, sztucznego i mdłego wywiadu nie czytałam już dawno. Żeby nie było, o książce się nie wypowiadam, nawet jeszcze jej nie widziałam...
 
O autorce i książce od wydawcy:
Michalina Olszańska ma 17 lat, jest utalentowaną skrzypaczką, uczennicą elitarnej Szkoły Muzycznej w Warszawie. Pisze i komponuje piosenki, które też sama wykonuje. Napisała osiem powieści, z których za najważniejszą uważa Dziecko Gwiazd Atlantydę, która powstała, gdy autorka miała 15 lat. Akcja książki dzieje się w położonym na wyspie mitycznym królestwie Atlantydy, a jej bohaterką jest szesnastoletnia księżniczka Meihna, wyobcowana, wychowywana z dala od normalnego życia arystokratka. Wyspę czeka nieuchronna zagłada. Może ją ocalić jedynie mag. Meihna wyrusza na jego poszukiwanie. Po drodze czekają ją rozliczne przygody i spotkania z niesamowitymi stworzeniami. Odnajdzie też prawdziwą miłość.

Dziecko Gwiazd Atlantyda ujawnia niezwykły talent literacki młodej autorki. Wróżymy jej wielką karierę na miarę Christophera Paoliniego, twórcy trylogii fantasy Eragon.

czwartek, 12 listopada 2009

O wojnie i pokoju

Nie ma pokoju dla wojownika, jego wojna nie kończy się nigdy.
Żmija, Andrzej Sapkowski, SuperNOWA 2009

"Wciąż nawiedzają mnie demony"

Na stronie Timesa przeczytać można wywiad z Anne Rice. Autorka opowiada nie tylko o swojej najnowszej książce, Angel Time: The Songs of the Seraphim (wspominałam o niej tutaj i tu), ale też swoim życiu prywatnym i zmianach, jakie w niej zaszły, swojej miłości do lalek (już wiem, skąd u Klaudii z Wywiadu z wampirem taka nimi fascynacja...) i podejściu do literatury fantastycznej i wampirycznej w ogóle. W tym fabularyzowanym wywiadzie Chris Ayres przybliża historię nawrócenia pisarki w odniesieniu do jej przeszłości. Rice zdradza również, że prowadzone są rozmowy w sprawie kontynuacji przenoszenia pozostałych części Kronik wampirzych na ekran (ciekawe, że to jej nie bulwersuje). W kontekście swojego nawrócenia pod prowokującymi pytaniami dziennikarza pisarka tłumaczy się ze swoich wcześniejszych tekstów, cyklu o Śpiącej Królewnie (tym, którzy nie znają, wyjaśniam, że chodzi o serię pornograficznych książek pod pseudonimem Anne Roquelaure), który był dla niej jedynie zabawą, nie mającą nic wspólnego z jej prawdziwym życiem:
I wrote those books in the 1980s. They’re still out there, and they’re still doing very well. They’re total pornography, yes, but safe — a playful fantasy, both gay and straight. I’ve never heard of the books doing anyone any harm, and I wasn’t into the lifestyle myself. I’ve always lived a fairly conservative life. I’ve never been particularly wild or crazy.
Rice szczerze przyznaje, że jej książki naznaczone są jej prywatnym życiem i bez skrępowania opowiada o swoim niezbyt szczęśliwym dzieciństwie. Twierdzi, że nadal zmaga się z własnymi demonami i ciężko przychodzi jej wierzyć w bożą interwencję w jej życie. Pisarka wydaje się z niezwykłym spokojem ducha opowiadać o nieszczęściach, jakie ją spotkały, nie obwinia o nie Boga, uważa nawet, że to wiara właśnie pomogła jej poradzić sobie ze śmiercią męża, czy z tragicznym huraganem, jaki nawiedził Nowy Orlean.

Autorka znana jest ze swojej obsesji na punkcie lalek naturalnych rozmiarów, ma ich w domu tysiące, większość wyglądające na pięcioletnie dziewczynki, a na jedną taką potrafi wydać 50 tysięcy dolarów! Pisarka nie tłumaczy swojej fascynacji bezpośrednio, nie musi, wystarczy kiedy mówi: Y’know, it’s funny, people look at my dolls and they see a theme. They think I’m looking for my lost daughter (córka Anne, Michele, zmarła w 1972 roku w więku pięciu lat na raka).

wtorek, 10 listopada 2009

Oni też potrafią kochać

Pozostajemy w temacie nieumarłych. Jeszcze w październiku nakładem  wydawnictwa romansowego Ravenous Romance ukazała się w Stanach Zjednoczonych antologia opowiadań o miłości, których bohaterami są... zombie. Zbiór tekstów nosi wieloznaczny tytuł Hungry for Your Love i mieni się pierwszym w historii poruszającym wątki romansowe w przypadku zombiaków. Propagatorką projektu jest redaktorka Lori Perkins, która na pomysł wpadła na jednej z konferencji, na której poruszono kwestię popularności zombie - wyrażono na niej wątpliwość, czy  wejdą one powszechnie do popkultury w równej mierze jak wampiry, ponieważ nie można z nich zrobić romantycznych bohaterów opowieści miłosnej. I proszę. Można? Można. Amerykanka potrafi.
W przedsięwzięciu udział wzięli pisarze zajmujący pierwsze miejsca na listach bestsellerów New York Timesa, John Skipp (pod pseudonimem Gina McQueen, hłe, hłe) oraz Brian Keene, a także Dana Fredsti i Kilt Kilpatrick.

Ale, jak podaje Guardian, na podstawie którego zresztą piszę tę notkę, również brytyjski wydawca romansów Mills & Boon przygotowuje się do wydawania kolejnych paranormal romance po sukcesach historii o miłościach wampirów i wilkołaków. Jak zauważa autorka artykułu, Alison Flood, zdaje się, że rozwija się nam nowy boom w tej dziedzinie. W Divine by Mistake autorstwa P.C. Cast główna bohaterka zostaje przeniesiona w inny świat, w którym zostaje zmuszona do poślubienia... centaura (to akurat mnie zaciekawiło, zwłaszcza że z opisu wydawcy historia wydaje się być komediową wersją romansu). Niedawno ukazał się też romans The Darkest Kiss Geny Showalter, w którym bohaterka oddaje się samemu Panowi Podziemi.

Strach pomyśleć, co dalej... Paradoksalnie rzecz biorąc, podobne kontrowersje musiały kiedyś wzbudzać powieści o wampirach, chociaż one do typowych "kur domowych" kierowane raczej nie były...

Źle się dzieje na Nizinach - "Imperium Czerni i Złota", Adrian Tchaikovsky, tłumaczenie: Andrzej Sawicki, Rebis 2009

O mały włos, a nie przeczytałabym tej powieści. Po opisie wydawcy można sądzić, że Imperium Czerni i Złota jest kolejną, sztampową opowieścią fantasy spod znaku magii i miecza, a mnie osobiście nie przyciągają nigdy porównania debiutanta do innych pisarzy. Tak więc, nawet jeśli moją uwagę zwróciłaby okładka, po przeczytaniu notki na jej tyle odłożyłabym ją na miejsce. Książkę Adriana Tchaikovsky’ego przeczytałam z racji wywiadu, który miałam przeprowadzić, i całe szczęście. Imperium Czerni i Złota to świetnie napisana powieść fantasy, w której elementy klasyczne gatunku mieszają się ze współczesnym nurtem, czego najwyraźniejszym przejawem jest wprowadzenie techniki do świata zdawałoby się średniowiecznego. Ta rewolucja przemysłowa zresztą jest tutaj wyznacznikiem akcji, o tym co działo się wcześniej dowiadujemy się w trakcie lektury. Początkowo też ciężko zorientować się, kim są ludzie ze świata Tchaikovsky’ego i dopiero po kilku stronach wiadomo, że nie są oni tak ludzcy, jak się wydawało.

Bohaterowie cyklu Cienie Pojętnych są bowiem podzieleni na rasy według owadzich cech, które objawiają się w różnych umiejętnościach fizycznych, psychicznych, a także determinują ich wygląd, mentalność, kulturę, prowadzenie polityki; każda z nich ma nawet właściwie tylko sobie powiedzonka i zwroty. Umiejętności wrodzone, przynależące każdej z tych ras nazwane zostały sztuką. Dodatkowo rasy te różnicują się na pojętne i niepojętne, czyli te, które potrafią rozwijać się technicznie i takie, które są do tego niezdolne (dosłownie, nie mogą sobie nawet wyobrazić, jak mogłyby używać czegoś bardziej zaawansowanego niż kubek). Istnieją też owadopodobni zawierzający magii, mistycy, kierujący się w życiu przesądami. Mamy więc krępawe, niskie żukowce, które specjalizują się w nauce i wynalazkach, smukłe i piękne pająki będące mistrzami w dziedzinie manipulacji i najprzemyślniejszych intryg, wysokie i zwinne modliszkowce szkolące się w sztuce zabijania, kryjące twarze w mroku ciemce, które są przedstawicielami starszej rasy posługującej się czarami; w toku powieści poznajemy wiele innych ras, występują też mieszańcy. Żyjący w przypominających greckie polis miastach-państwach skupiają się na swoich sprawach, prowadzą wewnętrzne spory i rywalizacje. Ignorancja zaślepia ich tak bardzo, że nie dostrzegają powstania potężnego Imperium Os, które pochłania sąsiednie krainy, niewoląc innych owadopodobnych i w ekspresowym tempie przyswajając ich osiągnięcia.

Autor postarał się, aby każda z ras była wiarygodnie inna, podobnie jak czyni to w przypadku postaci występujących w książce. Nie ma tutaj postaci jednoznacznych, każda z nich ma swoją osobowość, indywidualne cechy charakteru, własne lęki i wątpliwości, ulega innym słabościom wynikającym poniekąd z ich dziedzictwa. Nikt tu nie jest ideałem, a każda decyzja ma swoje konsekwencje, niejednokrotnie bardzo bolesne. Widać dbałość o prawdziwość psychologiczną ich motywacji, co wzbudza przeróżne, jak najbardziej oczekiwane, emocje w czytelniku. Dlatego przez pół książki zastanawiałam się, dlaczego, u licha, Stenwold Maker, doświadczony szpieg i polityk, wciągnął nieprzygotowanych do tego najbliższych studentów w misję, która szybko wymyka mu się z rąk. Przyznam, że nadal tego nie mogę pojąć, ale nie jest to zarzut w stronę powieści, a ogromny plus dla pisarza, że potrafił pokazać bohaterów heroicznych jako zwykłych ludzi, którzy też popełniają błędy.

Podoba mi się także prowadzenie akcji, w której główny wątek przeplatany jest coraz to nowymi pobocznymi motywami, niemniej ważnymi. Dzięki temu możemy lepiej poznać głównych bohaterów, na co również pozwala wyraźny podział na akapity, w których widzimy wydarzenia z ich perspektywy. Pomału także odkrywamy poszczególne elementy świata owadopodobnych, Tchaikovsky umiejętnie wprowadza informacje na temat kultur, polityki, wynalazków, historii. I chociaż za każdym razem zapala się w umyśle światełko, że to skądś znamy, że czytaliśmy o tym choćby w naszych podręcznikach od historii, to powielenie tych wydarzeń nie wywołuje niezadowolenia, potęguje natomiast wrażenie powtarzalności historii w naszym świecie, bo przecież uniwersum Cieni Pojętnych nie jest niczym innym, jak naszą rzeczywistością ubraną w fantastyczne szaty.

Imperium Czerni i Złota utrzymane jest w konwencji porywającego przygodowego filmu fantasy. Autor posługuje się barwnym stylem, charakteryzującym się niewymuszonym humorem opisowym i dialogowym, z lekkością prowadzi czytelnika w kolejne przygody, nie dając mu odpocząć na dłuższą chwilę. Powieść pełna jest zaskakujących zwrotów akcji, dzięki którym bohaterowie wychodzą cało z każdej opresji. I to jest, jak dla mnie, jedyny minus tej książki – wiecznie szczęśliwe zakończenia wielu dramatycznych wydarzeń; za każdym razem, gdy już, już miałam nadzieję, że któryś z głównych bohaterów zginie (po dobrej, czy złej stronie), okazywało się, że jednak przeżył. Mimo tego uważam, że Imperium Czerni i Złota to jeden z najlepszych debiutów ostatnich lat i z niecierpliwością czekam na kolejny tom cyklu.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

poniedziałek, 9 listopada 2009

Oddaj krew. Zagłodź wampira

Pod takim hasłem amerykański oddział Czerwonego Krzyża promował akcję oddawania krwi wśród młodych Amerykanów, jednocześnie namawiając do oglądania nowego serialu (emisja od września 2009 roku) o wampirach The Vampire Diaries na podstawie cyklu Pamiętniki wampirów autorstwa L.J. Smith (u nas całą serię wydał Amber), którego polska premiera odbyła się w telewizji n na początku listopada.
 
Pamiętniki to historia nastolatki, Eleny (Nina Dobrev), i dwóch wampirów-braci Salvatore walczących o jej względy. Przy czym jeden jest ten dobry i ma na imię Stefan (Paul Wesley), kulturalny i wrażliwy, który powstrzymuje się od picia ludzkiej krwi (no jakżeby inaczej) i jako żywo przypomina młodszą i bardziej kolorową wersję Edwarda-Roberta. Drugi ma na imię Damon (uwielbiany przez fanki serialu Lost Ian Somerhalder) i żadnych skrupułów we względzie picia z ludzi nie ma.

I to właśnie w ramach kampanii reklamowej serialu jego producenci wraz z Czerwonym Krzyżem urządzili akcję oddawania krwi. Na honorowych dawców, którzy odwiedzili stoiska Czerwonego Krzyża w całych Stanach Zjednoczonych, czekały plakaty z gwiazdami serialu, pyszny poczęstunek, podczas którego można było obejrzeć trailery pierwszych odcinków.

Promocja godna pozazdroszczenia, natomiast jeśli chodzi o serial, to wątpię, by było to coś oryginalnego (wpływy Anne Rice aż cisną się do oczu, ciekawa jestem też, czy nie na tym wzorowała się Meyer...), ale sprawdzę, co to zacz.

[źródło: Telegraph.co.uk]

sobota, 7 listopada 2009

Wywiad z Jackiem Dukajem

Na stronie Gazety Wyborczej można przeczytać wywiad z Jackiem Dukajem, który w czwartek ukazał się w DF. Coraz bardziej mnie ten Wroniec intryguje...

"Harry Potter" ostoją chrześcijaństwa

Swego czasu J.K. Rowling wzbudziła liczne kontrowersje i protesty ze strony księży katolickich cyklem o czarodzieju. Uznano bowiem, że jej książki propagują okultyzm i wiarę w magię, nie w Boga. Z tą tezą nie zgadza się ojciec Luke Bell, benedyktyn z zakonu Quarr Abbey na wyspie Wight, który spędził ostatnie 10 lat, studiując uważnie Harry'ego Pottera i jego powiązania z chrześcijaństwem, które zawarte zostaną w książce pod wiele mówiącym tytułem Baptising Harry Potter: A Christian Reading of Harry Potter.

Ojciec Luke wyjaśnił swoje motywy na łamach pisma Telegraph. Przyznaje, że cykl wciągnął go od pierwszej części i że nie widzi w nim nic, co mogłoby propagować zło, wręcz przeciwnie - seria pełna jest przykładów miłości i poświęcenia i nie odciąga dzieci od chrześcijaństwa.

Czyżby wreszcie jakiś rozsądny głos, zamiast wytykania drzazgi w czyimś oku, a nie dostrzegania belki we własnym? A może sprytny zabieg konwertowania czegoś na modłę katolicką, co kościół robi zresztą od wieków?...

piątek, 6 listopada 2009

Fabrykanci w warszawskim Juniorze

Na listopadowe piątki Fabryka Słów i warszawski Empik Junior przygotowały cykl spotkań z autorami. I tak, gośćmi Megastoru będą:
  • 6 listopada - Maja Lidia Kossakowska i Magdalena Kozak
  • 13 listopada - Jacek Piekara i Rafał A. Ziemkiewicz
  • 20 listopada - Jacek Komuda i Jakub Ćwiek
  • 27 listopada - Jarosław Grzędowicz i Pan Lodowego Ogrodu III
Spotkania będą organizowane w ramach Jesiennych Rozdań Kart Fabryki Słów. Organizatorzy zapewniają wyjątkową i oryginalną zabawę z udziałem publiczności. Początek zawsze o godz. 18.00.

Poe w Operze Narodowej

Z okazji 200-setnej rocznicy urodzin Edgara Allana Poe w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie 7 listopada odbędzie się premiera opery amerykańskiego kompozytora Philipa Glassa (napisał muzykę m.in. do Iluzjonisty) Zagłada domu Usherów na podstawie opowiadania mistrza gotyckiej grozy. Nad przebiegiem spektaklu czuwa Barbara Wysocka, która stwierdziła, że nie będzie miał on formy klasycznego horroru i postanowiła pójść w stronę bardziej emocjonalną, w stronę pokazania pewnego rozpadu wewnętrznego. W przedstawieniu wystąpią m.in. śpiewacy: Adam Szerszeń, Andrzej Witlewski, Tomasz Krzysica, Brian Stucki, Agnieszka Piass i Agata Zubel. Do współpracy nad spektaklem zaproszono również dyrygenta Wojciecha Michniewskiego, który jest autorem oprawy muzycznej opery.

[źródło: książki.wp]

Sekrety zamku Pirou - "Ludzie wiatru", Viviane Moore, tłumaczenie: Justyna Sozańska, W.A.B. 2009

Książka w księgarniach pojawi się 10 listopada, a już teraz zapraszam do przeczytania mojej recenzji.

Ludzie wiatru autorstwa Viviane Moore, pierwsza część pięciotomowego cyklu Normanowie z Sycylii, to udane połączenie kryminału z powieścią historyczną. Obok wyraźnego wątku sensacyjnego, równolegle przedstawione są nie mniej tajemnicze losy dwóch szczególnych bohaterów książki – młodego szlachcica Tankreda i jego nauczyciela, Hugona z Tarsu, którzy w trakcie gościny na normandzkim zamku Pirou zostają wplątani w rodzinne intrygi.

Autorka akcję prowadzi w umiejętny sposób, powoli dawkując informacje dotyczące śmierci syna Serlona z Pirou oraz jego siostry. I chociaż rozwiązania można domyślić się od połowy książki, barwny i niewymuszony styl Moore sprawia, że chętnie czyta się dalej. Wpływ na to ma niewątpliwie odmalowanie realiów średniowiecznych i wierne przedstawienie historii Francji, w której zorientowaniu się pomaga zamieszczony na końcu słownik pojęć i postaci żyjących w tym okresie. Moore udało się również wiarygodnie przedstawić społeczeństwo szlacheckie tamtego okresu i jego mentalność. Dzięki temu nie dziwimy się, że dwudziestoletni zaledwie panowie normandzkich ziem to dorośli, odpowiedzialni mężczyźni, którzy doskonale orientują się w polityce swojego państwa. Nie dziwi też całkiem swobodne zachowanie normandzkich niezamężnych kobiet, które zdają sobie sprawę ze swoich powinności i przywilejów. Każdy zresztą z bohaterów Ludzi wiatru jest inny, chociaż żadnemu pisarka nie poświęca wiele uwagi, za pomocą kilku krótkich opisów budując ich wiarygodne psychologicznie wizerunki.

Moore potrafi też skutecznie zaintrygować losami Tankreda, o którym czytelnik wie tylko tyle, że on sam o sobie nie wie więcej poza tym, że pochodzi z Normandii ze znacznego rodu. Ludzie wiatru zaledwie zarysowują jego historię, stanowią jej szkic, którego rozwinięcia można spodziewać się w następnych częściach. Francuska pisarka wykorzystuje znany motyw mistrza i ucznia, przedstawia go jednak w całkiem oryginalny sposób – Hugo wie wszystko o pochodzeniu Tankreda, jednak nie może mu o nim opowiedzieć związany przysięgą, daje mu jednak pewne wskazówki. Tę ciekawość Tankreda czuje także czytelnik.

Opis wydawcy może nieco zmylić, tak jak zwiódł mnie, jeśli chodzi o wątki romansowe. Mamy tutaj przykład klasycznej miłości dworskiej, której bohaterami są córka pana Pirou, Randi i jej kuzyn Mauger. Jest on jednak znikomy i stanowi część historycznego tła. Nieco poważniejsza wydaje się fascynacja Tankreda drugą córką Serlona z Pirou, butną, niezależną Sigrid, która intryguje przybysza charakterem, nie urodą. Relacje tych dwojga bardziej przypominają zresztą współczesne związki między młodymi ludźmi niż ich średniowieczne wyobrażenie. Jednak i ten wątek stanowi część większej całości, a nie odrębną i ważniejszą historię.Ludzie wiatru to sprawnie napisany, wciągający i zdecydowanie za krótki (ledwo ponad trzysta stron, które połknęłam w dwa dni) kryminał historyczny, który zachęca do sięgnięcia po kolejne części, by znaleźć odpowiedzi na pytania, kim jest Tankred i Hugo z Tarsu, jaka jest ich misja i jaką kolejną zagadkę przedstawi Viviane Moore.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

środa, 4 listopada 2009

Nie ma dobrej bajki bez amputacji kciuka

Na stronie brytyjskiego Guardiana przeczytać można ciekawy felieton Sama Leitha w związku z niedawną premierą filmu Where the Wild Things Are na podstawie powieści Maurice'a Sendaka. Autor artykułu wykazuje, dlaczego nie powinno się odbierać dzieciom strachu w książkach i filmach. Powołuje się nie tylko na okropności w bajkach braci Grimm, czy na wyżej wspomnianą książkę Sendaka (wydaną w 1963 roku!, a u nas do tej pory nie wydana), ale też na dementorów z Harry'ego Pottera, czy pajęczycę Szelobę z Władcy Pierścieni. Stwierdza też to, czego ja dowiedziałam się po lekturze Bajek rozebranych - że dzieci odbierają rzeczy straszne na innych poziomach niż dorośli:
The prime ingredient – the thing that gives art directed at children its kick – is fear. It goes straight to the hindbrain. And the nature of that fear is unlike the adult sort. Adult fear seems to run on rails: 99% of intentionally scary films, books and plays (actually, there aren't many scary plays, except for The Woman in Black, which is terrifying) are concerned with being murdered, meeting dead people, or even being murdered by dead people.
Fear in children's books is more open, more ambient. Sendak's Where the Wild Things Are is a good example. It's unsettling rather than scary: it exists in its own world. The sound of it is spooky – those pregnant breaks that give its opening sentence the strangeness and gravity of poetry: "The night Max wore his wolf suit and made mischief of one kind . . . and another . . . " And that's even before Max sails off to where the wild things are, to join their savage carnival. "We'll eat you up, we love you so . . . " 
Jaki z tego morał wiecie już na pewno:-)

Ludziom wstęp wzbroniony - "Dystrykt 9", scenariusz: Neil Blomkamp & Terri Tatchell, reżyseria: Neil Blomkamp, 2009

Dystrykt 9 to najlepszy film fantastyczny tego roku i jeden z najlepszych, jakie widziałam w ogóle. 

Przede wszystkim spodobał mi się sam pomysł (oparty na krótkometrażówce Neila Blomkampa Alive in Joburg z 2005 roku), podany dodatkowo w wyjaskrawionej, zakrawającej na groteskę, formie - w latach 80. nad Johannesburgiem zawisł statek kosmiczny, w którym znaleziono kilkudziesięciu kosmitów, przypominających jako żywo krewetki, (tak też zaczęto ich pogardliwie nazywać) stłoczonych między trupami towarzyszy (niczym Azjatów na statkach przemytników), schorowanych, wystraszonych i w niczym nie przypominających groźnych bestii. Nie wiadomo, dlaczego pojawili się właśnie nad Johannesburgiem, czy Ziemia była tylko miejscem przelotu, czy ich celem, nie wiadomo też, co doprowadziło do awarii ich statek. Od początku przyjęci z rezerwą, ale też z ogromnym zaciekawieniem, ulokowani zostali na przedmieściach w zamkniętym rejonie, nazwanym Dysktryktem 9, będącym ni mniej ni więcej tylko gettem, skleconym z rozpadających się baraków, pełnym odpadków (sceneria rzeczywista, ujęcia te kręcono w dawnej dzielnicy Johannesburga, z której jej mieszkańcy mieli zostać przeniesieni do lepszych, państwowych domów; jedynym szałasem stworzonym na potrzeby filmu był barak Christophera Johnsona, kosmity, który staje się sprzymierzeńcem Merwego). W szybkim tempie stali się jednak gośćmi niepożądanymi, z którymi nie wiadomo co zrobić, budzącymi odrazę mieszkańców ze względu na swój wygląd i zachowania nieprzystające do "cywilizowanych". Dystrykt owiązano wysokim drutem kolczastym, zakazano obcym wkraczania na teren miasta, zmuszając ich do walki o przetrwanie w porażających warunkach, wyłapując poszczególne osobniki do eksperymentów medycznych mających usprawnić ludzką produkcję broni, a nad wejściem do getta dumnie prezentuje się pomnik przyjaźni... Wprawdzie inspiracją dla stworzenia całej sytuacji przez Neila Blomkampa były lata  apartheidu w Johannesburgu, jednak łatwo można powiązać główny wątek z wizją obozów uchodźców choćby w Afryce, czy najbiedniejszymi dzielnicami różnych miast na świecie, a idąc dalej, dostrzec można pewne powiązania z niemieckimi obozami zagłady (wspomniany wcześniej pomnik przypomniał mi napis nad bramą do Auchwitz-Birkenau, - Praca czyni wolnym, którego wyraz jest równie ironiczny; na obcych przeprowadzano eksperymenty medyczne dla lepszej sprawy, podobnie jak Niemcy robili to z więźniami). Już nie wspominam, że film to protest przeciwko rasizmowi, niezwykle czytelny i poruszający. To kolejny film, który pokazuje niezwykłe okrucieństwo... ludzi wobec innych ludzi, bo to człowiek człowiekowi wilkiem...
Wszystko to podane w oprawie pełnej absurdalnego humoru i ironii, które tak lubię u Quentina Tarantino czy Tima Burtona. Już dawno tak dobrze nie bawiłam się na żadnym filmie, śmiałam się niemal od pierwszej sceny do (zwłaszcza) ostatniej. A wszystko dzięki świetnemu scenariuszowi i fenomenalnej wręcz grze odtwórcy głównej roli, Sharlto Copley'owi, który wcielił się w Wikusa Van De Merwe - kompletnego antybohatera, zwykłego pionka w wielkiej machinie rządowej korporacji. Rzekłabym nawet, że to taka trochę życiowa fajtłapa (nie potrafi przypiąć sobie mikrofonu do koszuli, nie umie przeciwstawić się teściowi, który jest jego szefem, chce popisać się doświadczeniem przed kamerą, ale jego próby tylko go ośmieszają w oczach widza), wykonująca polecenia bez większego zastanowienia się nad ich przyczyną czy celem. I to on właśnie przez całkowity przypadek podczas przeprowadzania eksmisji obcych wsadził łapę w nieswoje sprawy (dosłownie) i powoli zmienia się w tego, którym gardził - krewetkę. Napędzany przerażeniem i determinacją, a nie heroiczną odwagą, posuwa się do rzeczy wydawałoby się niemożliwych. Genialna rola i rewelacyjny debiut pełnometrażowy (styczność z kamerą ma Sharlto bowiem od 12. roku życia, od kiedy sam kręci i występuje w krótkometrażówkach, studiował też aktorstwo w londyńskim Trinity College). Swoją postać, która z założenia oryginalna nie jest, przedstawił w sposób niezwykle prawdziwy, nietrudno byłoby uwierzyć w jego istnienie. Co więcej, jak podają twórcy filmu, wszystkie swoje dialogi w sekwencjach paradokumentalnych Copley improwizował!
Dobrze też, chociaż nie powalająco, ze swoich schematycznych ról wywiązali się: David James jako bezwzględny i nieco psychopatyczny bad guy Koobus Venter, John Sumner jako teść Wikusa, wyrachowany członek MNU (Multi National United, prywatna spółka zajmująca się sprawą obcych), Vanessa Haywood w roli Tanii, pięknej i niezbyt inteligentnej żony Wikusa, która nie chce uwierzyć, że świat wygląda inaczej niż przedstawia to telewizja. Podobał mi się też kosmita Christopher Johnson (czyli naprawdę Jason Cope), samotny bohater, który okazał się inteligentniejszy od większości swoich współplemieńców i nie chciał zgodzić się na dalszą wegetację na Ziemi.
Doskonały jest także sposób nakręcenia filmu - większość scen przedstawiono w formie reportażu pokazującego działania Wikusa. Ujęcia te płynnie mieszają się z sekwencjami standardowo filmowymi, w pewnych momentach zaś dostajemy obrazy jakby nagrane kamerą amatorską. Ponadto zachwyca świetna charakteryzacja i efekty specjalne, wbrew konwencji używane oszczędnie (co całkiem zrozumiałe patrząc na niewysoki budżet - 30 milionów dolarów), co tylko uwiarygadniało fabułę. Klimatu dopełnia muzyka w kompozycji Clintona Shortera.

Niech Was nie zmylą hasła reklamowe - Dystrykt 9 to żaden "Łowca androidów XXI wieku"  w dosłownym rozumieniu (moja recenzja) i nie jest to wizjonerski film Petera Jaksona (on jest wyłącznie producentem, dał Blomkampowi pełną swobodę w realizacji obrazu). Debiut tego reżysera to twór w pełni oryginalny, chociaż inspirowany osiągnięciami science fiction. Must see nie tylko dla fanów gatunku.

wtorek, 3 listopada 2009

Wiosna należy do księcia

Na YouTube pojawił się pierwszy oficjalny trailer filmu Prince of Persia: Sands of Time, nakręcony na podstawie jednej z moich ukochanych gier. Chociaż zarzekałam się, że nie pójdę, bo główną rolę dostał Jake Gyllenhaal,  który wygląda niemal (bo niestety nie jest tak niebezpiecznie przystojny) jak  książę z The Warrior Within, po tym, co zobaczyłam, wiem, że muszę to zobaczyć w kinie. To będzie wydarzenie roku, jeśli nie dla światowego kina rozrywki, to z pewnością dla wielbicieli gry. To będzie cudowne rozpoczęcie filmowego sezonu (światowa i polska premiera 28 maja 2010), sami zresztą zobaczcie.

Stan wojenny oczami dziecka

Na stronie Gazety Wyborczej pojawiła się recenzja najnowszej książki Jacka Dukaja. Jej autor, Dariusz Nowacki, wyraża się o niej w samych superlatywach i ze wzruszeniem. To jeszcze jeden argument za tym, żeby przeczytać książkę, tym bardziej, że ja stanu wojennego nie odczułam w ogóle (urodziłam się dwa i pół roku po jego ogłoszeniu). Tak coś czuję, że to będzie bardzo ważna książka nie tylko dla tych, co stan wojenny pamiętają, ale też dla znacznie młodszych czytelników.

Za ciosem

Ten wpis dedykuję Ninedin
Sukces cyklu Ricka Riordana o Percym Jacksonie, którego ostatnia część w Stanach Zjednoczonych ukazała się w maju tego roku (u nas w październiku miała premierę druga część, Morze Potworów, o której recenzję można przeczytać na blogu Ninedin właśnie), zachęcił autora do ponownego sięgnięcia po mitologię, w myśl zasady kuj żelazo.... Tym razem będą to wierzenia starożytnych Egipcjan wplecione w świat współczesny, a cykl nosił będzie tytuł Kane Chronicles. Jego bohaterami będzie rodzeństwo, Carter i Sadie Kane, potomkowie... starożytnych egipskich magów, których zadaniem będzie pokonanie boga Seta (kiedy oni dadzą mojemu ulubieńcowi spokój?!), który wraz z innymi bóstwami Egiptu przeniknie w czasy teraźniejsze. Jest już nawet zapowiedź pierwszej powieści z tej serii - The Red Pyramid ukaże się 4 maja 2010 roku.

Przypomina mi to trochę zamiłowanie Amerykanów do ciągnięcia w nieskończoność, albo do kompletnej utraty oglądalności, emitowania ich seriali. Ciekawe co będzie następne, ja stawiam na mitologię rzymską, a Wy?

[źródło: Publishers Weekly]

poniedziałek, 2 listopada 2009

WFA rozdane

Tegoroczny World Fantasy Convention, mający miejsce w San Jose w Kalifornii w zeszły weekend, odbył się pod znakiem Allana Edgara Poego w dwusetną rocznicę urodzin pisarza (stąd patronem konwentu był kruk). W ostatni dzień imprezy rozdane zostały nagrody World Fantasy Award. Oto laureaci:
Najlepsza powieść: The Shadow Year Jeffrey'a Forda oraz Tender Morsels Margo Lanagan
Najlepsza mikropowieść: If Angels Fight Richarda Bowesa
Najlepsze opowiadanie: 26 Monkeys, Also the Abyss Kija Johnsona
Najlepsza antologia: Paper Cities: An Anthology of Urban Fantasy pod redakcją Ekateriny Sedii
Najlepszy zbiór autorski: The Drowned Life Jeffrey'a Forda
Najlepszy artysta: Shaun Tan
Nagroda za całokształt: Ellen Asher i Jane Yolen
Więcej informacji o nagrodzie na stronie WFA.

Co listopad przywiał do księgarń

Tytuł: Kobiety w Biblii. Dziewice, małżonki, buntowniczki, uwodzicielki, prorokinie, nierządnice...
Autor: Jacqueline Kelen
Wydawnictwo: Klub dla Ciebie
Data wydania: 2 listopada 2009

Dwie kwestie zaintrygowały mnie w tej książce. Pierwsza związana jest oczywiście z tytułem, druga dotyczy nazwiska autorki i język oryginalny - francuscy badacze znani są z interesującego podejścia do wielu tematów i nie boją się wzbudzać kontrowersji, nie są przy tym tak nadęci, jak wielu innych Europejczyków. Trochę niepokoi mnie natomiast wydawnictwo, które słynie z wydawania bzdurnych poradników i wszelkich 100 powodów czegoś tam.
Gdy mówimy o Biblii, najczęściej wymieniamy imiona mężczyzn: Abraham, Mojżesz, Dawid, Izajasz... Tymczasem kobiety są nie mniej obecne i nie mniej istotne. Obok patriarchów, królów, prawodawców - to one przypominają, dobitnie lub dyskretnie, jak ważne jest serce, ciało, pieśń i duch nomady. Niniejsza książka zawiera czterdzieści pełnokrwistych portretów młodych, rozmarzonych dziewcząt, czułych lub zaborczych matek, wojowniczek, uwodzicielek, zaniedbywanych lub bezpłodnych żon, roztańczonych prorokiń... Te kobiety przewijające się przez Biblię - Batszeba, Hagar, Debora, Tamar, Rachela, Judyta - nie przynależą do jednej konkretnej religii, ukształtowały bowiem kulturę i uczuciowość całego świata zachodniego.
Tytuł: Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów
Autor: Antoni Ferdynand Ossendowski
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 3 listopada 2009

Przepięknie wydana książka z cyklu Podróże Retro, zresztą jak inne pozycje, w twardej oprawie, na doskonałym papierze i z przepięknymi zdjęciami.
Antoni Ferdynand Ossendowski - podróżnik, szpieg, awanturnik, wojownik, uczony, dyplomata, poliglota, dziennikarz i wielki erudyta. Podobne określenia można by przytaczać bez końca. Jest drugim po Henryku Sienkiewiczu najbardziej znanym polskim pisarzem na świecie, czego dowodem są 142 przekłady jego książek na języki obce. Najgłośniejsze dzieło Ossendowskiego Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów to zapis przeżyć, jakie były jego udziałem, gdy w czasie wojny domowej uciekał przed bolszewikami przez Syberię, Mongolię i Chiny. Autor zyskał zaufanie mongolskich lamów i w niezwykłych okolicznościach zawarł znajomość ze słynnym "krwawym baronem" von Ungern-Sternbergiem, bałtyckim Niemcem w służbie carskiej, który zamierzał zrealizować idee stworzenia  na terytorium syberyjskiej kolonii carskiej Rosji Imperium Panmongolskiego. Przedzierając się przez tajgę, góry i pustynię, Ossendowski dotarł w miejsca, gdzie nie stanęła jeszcze noga białego człowieka i doświadczył życia ludzi od stuleci bytujących w pełnej symbiozie z naturą i jej wielkimi mocami. Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów, świadectwo autentycznych przygód i doznań autora, napisane jest z taką pasją, że trudno nie poddać się magii wyprawy "do głębi rozgorzałego namiętnościami politycznymi azjatyckiego kotła". Wydanie wzbogacone o zdjęcia współczesne autorstwa podróżnika i fotografa Piotra Malczewskiego, który przebył fragment szlaku Ossendowskiego.
Tytuł: Starship: Bunt
Autor: Mike Resnick
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 6 listopada 2009

Nie wiem, czy rzeczywiście przeczytam, bo jakby nie było to ciężka science fiction, ale może, może... W końcu to Resnick.
Jest rok 1966 Ery Galaktycznej, trzy tysiąclecia od dnia dzisiejszego. Stworzona przez ludzi Republika musi stawić czoła zagrożeniu ze strony Federacji Teroni, związku obcych ras, które uważają dominację militarną i ekonomiczną człowieka w Galaktyce, za największe z zagrożeń.
Działania bojowe trwają w pobliżu jądra galaktyki i w jednym z jej ramion spiralnych. W tym samym czasie „Teodor Roosevelt” i dwie inne jednostki otrzymują rozkaz transferu do Gromady Feniksa i znajdujących się tam 73. zamieszkanych planet, które mają patrolować i chronić. „Teddy R” to przestarzały okręt wojenny, który powinien był zostać pocięty na żyletki zanim wybuchła ta wojna. Z załogą też nie lepiej. Na jego pokład zsyłani są nieudacznicy, osoby mające problemy z dyscypliną i tym podobne indywidua. Ale pewnego dnia przybywa nowy oficer. Nazywa się Wilson Cole. Poprzedza go sława wielkiego ale niezdyscyplinowanego bohatera. Dwukrotnie już ignorował rozkazy dowództwa i przekraczał swoje kompetencje. W obu przypadkach jego niesubordynacja przyniosła Republice wielkie korzyści militarne. W obu przypadkach tracił też stanowisko dowódcy okrętu. Za trzecim, wylądował na pokładzie „Teddy’ego R.”, gdzie ma pełnić funkcję drugiego oficera, służąc pod rozkazami kapitana Makeo Fujiamy i komandor Podok, nieustraszonej wojowniczki z rasy Polonoi.

Tytuł: Śmierć na Nilu
Autor: Connie Willis
Wydawnictwo: Solaris
Data wydania: 9 listopada 2009

Klasyka, trzeba dodawać coś więcej?
Pierwszy z dwóch tomów opowiadań i krótkich powieści Connie Willis, najczęściej honorowanej nagrodami pisarki SF wszech czasów.
Connie Willis ma na swoim koncie aż: 10 Nagród HUGO, 6 Nagród NEBULA, 11 Nagród LOCUSA, do tego mnóstwo nominacji. Wszystkie opowiadania tej niezwykłej autorki zbierzemy i przedstawimy w dwóch tomach.
Zawartość tomu:

* Śmierć na Nilu
* Nawet królowa
* Jak te, które pamiętamy
* Ostatni winnebago
* Pogrom komiczny
* Cud
* Krótka przerwa
*List od Clearysów 
Tytuł: Ludzie wiatru
Autor: Viviane Moore
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 10 listopada 2009

Tę książkę dostałam już w swoje łapki, recenzja za kilka dni;-)
Jest rok 1155. Normański zamek Pirou, wznoszący się nad niespokojnym morzem, zaczęły nawiedzać nieszczęścia. Przed kilkoma miesiącami w niewyjaśnionych okolicznościach zginął jedyny dziedzic. W męczarniach umarła też Muriel, siostra możnowładcy z Pirou, którą brat bez jej zgody wydał za mąż za władcę Epinu. Okrutny mąż co noc, nawet na łożu śmierci, egzekwował od niej małżeńską powinność. Hugo z Tarsu ze swym podopiecznym podejrzewają, że kobieta nie umarła śmiercią naturalną. Tym bardziej, że w przyzamkowej fosie znaleziono buteleczkę z bardzo silną trucizną. Mnożą się zagadki, a śmierć zaczyna zbierać obfite żniwo. Ktoś czyha na życie samego pana Pirou. Osiemnastoletni Tankred i Hugo postanawiają zbadać te sprawy. Jednak choć z każdym dniem przybywa pytań i odpowiedzi, najważniejsza dla Tankreda jest próba wyjaśnienia jego osobistej tajemnicy; chłopak nie wie bowiem, ani skąd pochodzi, ani kim byli jego rodzice, a opiekun – zobowiązany przysięgą - nie jest chętny do jakichkolwiek wyjaśnień. Kunsztownie poprowadzona intryga, mroczne podziemia, skrywane tajemnice, niebezpieczne namiętności, podstępne zbrodnie, niezaspokojona żądza władzy. A wszystko na tle wiernie oddanych realiów epoki.
Tytuł: Nikołaj i Bibigul
Autor: Dmitrij Strielnikof
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania:  10 listopada 2009

Bardziej znany jako stały gość programu Europa da się lubić napisał drugą książkę, a ponieważ tematyka przygodowa i może nawet fantastyczna (poszukiwanie skarbu), to trafił na moją listę do sprawdzenia.
Nikołaj Mienszykow, zamożny rosyjski biznesmen w wieku średnim, rozdarty między Moskwą i Paryżem, otrzymuje osobliwy prezent urodzinowy: list od dawno zmarłego przodka z informacją o czekającym na niego skarbie. Wyrusza do Ałmaty w Kazachstanie – miasta swojego dzieciństwa. Podróż okazuje się twardą konfrontacją z rzeczywistością: zmienili się ludzie, obce stały się miejsca, trudno odnaleźć nawet grób dziadków, a rodzinnej kamienicy broni przed rozbiórką wariatka. Duma dawnego kolonizatora miesza się w Nikołaju z rozgoryczeniem i poczuciem wszechogarniającej straty. A to dopiero początek wyprawy śladami przodków. W pechowych dla siebie okolicznościach spotyka Bibigul – młodą kobietę, która proponuje mu niebezpieczną grę...
Tytuł: Legenda o Sigurdzie i Gudrun
Autor: J.R.R. Tolkien
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 12 listopada 2009

Dla wielbicieli Tolkiena, do których się nie zaliczam, o książce jednak wspomnieć warto.
J.R.R. Tolkien, wielki miłośnik i znawca kultury Północy, zanim napisał „Hobbita” i „Władcę Pierścieni”, w latach dwudziestych XX w. ułożył własną wersję staroskandynawskiej legendy o upadku słynnych Niflungów (Nibelungów). Nadał jej formę dwóch związanych ze sobą poematów o niezwykle kunsztownej wersyfikacji, zatytułowanych „Nowa pieśń o Völsungach” oraz „Nowa pieśń o Gudrun”.
Pierwsza pieśń opowiada o losach legendarnego bohatera Sigurda Völsunga i dwóch zakochanych w nim kobiet – walkirii Brynhildy oraz pięknej Gudrun, księżniczki z rodu Niflungów, która dzięki magicznemu podstępowi została jego żoną.
Druga przedstawia wydarzenia po śmierci Sigurda – Gudrun wbrew swej woli zawiera małżeństwo z potężnym Atlim, władcą Hunów (historycznym Attylą), Atli morduje jej braci, wielkich bohaterów, Gudrun wywiera straszną zemstę, po czym odbiera sobie życie.
Tytuł: Pakameria
Autor: C.S. Lewis
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 12 listopada 2009

Dla wielbicieli Lewisa, do których się zaliczam.
Pół wieku przed wydaniem „Kronik narnijskich” C.S. Lewis stworzył inny wymyślony świat. Opowieści o Krainie Zwierząt, które ośmioletni Jack (bo tak nazywali go najbliżsi) pisał do spółki z Warniem, swoim starszym bratem, wkrótce przybrały postać dziejów królestwa nazwanego Pakamerią. W ciągu kolejnych kilku lat powstała seria opowiadań, w których młody Lewis szczegółowo przedstawił historię, geografię i barwne przygody obywateli tego państwa, aby ostatecznie zakończyć cały cykl w kwietniu 1928 r. dziełem zatytułowanym „Encyclopedia Pacameriana”.
W niniejszym, niepowtarzalnym wydaniu znajdziemy wszystkie opowiadania o Pakamerii, ozdobione wspaniałymi ilustracjami młodych autorów. To wyjątkowa okazja, aby zobaczyć, jak kształtowała się przebogata wyobraźnia jednego z najbardziej wyjątkowych twórców naszych czasów. Przed każdym czytelnikiem, który nie oparł się urokom Narnii, książka o Pakamerii otworzy okno na kolejny zaczarowany świat.
Tytuł: Trylogia kosmiczna
Autor: C.S. Lewis
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 12 listopada 2009

To jeszcze coś dla wielbicieli Lewisa i może dla tych, którzy kojarzą go jedynie z Opowieściami z Narni. Podobno trylogia SF w wykonaniu pisarza jest lepsza od jego fantasy.
Trylogia kosmiczna to dzieło niezwykłe. Wizja wszechświata, jaką kreśli C.S. Lewis, zdumiewa odmiennością od wszystkich tych obrazów, do których nas przyzwyczaiła science fiction. Czy rację bytu ma idea, że "ludzkość, zniszczywszy środowisko naturalne macierzystej planety, musi za wszelką cenę rozprzestrzenić się po wszechświecie"? A może jest tak, że ludzie w swych wyobrażeniach o własnej wielkości zabrnęli już tak daleko, że w zasadzie sami skazali się na kosmiczną samotność?
Wspólnym bohaterem wszystkich trzech części Trylogii kosmicznej jest dr Elwin Ransom, angielski lingwista, którego Maleldil wybrał na swoje narzędzie. W pierwszej części - Z milczącej planety - zostaje on uprowadzony na pokładzie statku kosmicznego na Malakandrę, czyli na Marsa, gdzie uczestniczy w walce jego mieszkańców z wysłannikami zła z Ziemi, pragnącymi podbić tę planetę, by korzystać z jej zasobów naturalnych. W drugiej części - Perelandra - podróżuje na Wenus, gdzie jest czynnym świadkiem kuszenia pierwszej pary jej rozumnych mieszkańców. W trzeciej - Ta straszna siła - dochodzi do decydującego starcia między siłami dobra i zła już na Ziemi, której grozi opanowanie przez grupę opętanych przez Szatana naukowców, zwolenników brutalnego totalitaryzmu. W tej walce sprzymierzeńcami Ransoma stają się opiekuńcze duchy innych planet, a nawet przebudzony po stuleciach wielki druid, Merlin...
Tytuł: Pies musi wystrzelić
Autor: Adam Hollanek
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 12 listopada 2009

Nieodżałowany redaktor "Fantastyki", teraz zwanej "Nową Fantastyką". Bardzo lubiłam czytać jego felietony, opowiadań nie miałam chyba okazji, będzie więc szansa nadrobić.
Zbiór opowiadań znanego pisarza (1922-98). Klasyk polskiej fantastyki był zarazem świetnym obserwatorem rzeczywistości i znawcą ludzkiego wnętrza. W różnej tonacji – ironicznej, humorystycznej, dramatycznej – opowiada o miłości, zdradzie, zazdrości, nostalgii za krajem i obronie własnych ideałów, wiodąc nas od przedwojennego Lwowa, po egzotyczną Malezję i pewną odległą planetę. Opowiadania (niektóre wydane po raz pierwszy) poprzedza piękne wspomnienie o pisarzu jego córki Anny. W tomie znalazły się m.in. opowiadania: „Tabu”, „Barbarzyńca”, „Nawet w Raju”.
Tytuł: Wroniec
Autor: Jacek Dukaj
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 12 listopada 2009

Najwyższa pora zapoznać się z panem Dukajem.
Będzie to książka opowiadająca o stanie wojennym, ale z perspektywy dziecka. W powieści nie zabraknie przygód, gier językowych i baśniowej fantasmagorii. A jeśli chodzi o warstwę fabularną, będzie to bajka o nocy grudniowej, gdy małemu Adasiowi Wroniec porwał z domu rodzinę.
Jak Alicja wędrowała przez Krainę Czarów, tak powędrujemy z Adasiem przez miasto czarnego snu PRL-u, między fantastycznymi figurami Szpiclów, Milicjantów, Opozycjonistów, Czołgów i ZOMO.

Książka będzie barwnie ilustrowana przez Jakuba Jabłońskiego, autora opracowania graficznego "Kinematografu" i "Hardkoru 44" Tomka Bagińskiego.
Tytuł: Rok Potopu
Autor: Margaret Atwood
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 16 listopada 2009

Zapowiada się interesująco; ci Boży Ogrodnicy niezmiennie kojarzą mi się z Bożymi Bojownikami...;-)
Akcja najnowszej powieści Atwood zaczyna się wtedy, kiedy kończy się świat. Dwie kobiety, Toby i Ren, przez przypadek przetrwały zagładę ludzkości. Połączyło je jednak coś znacznie więcej niż tylko przypadek. Obie należały do organizacji Bożych Ogrodników, w której oddawano cześć Stwórcy i naturze, a takie uczucia jak zazdrość czy nienawiść były zakazane. I nikt prócz ich dwóch nie przeżył. Boży Ogrodnicy, zdeklarowani wegetarianie, odwrócili się od cywilizacji i tego, kto ją reprezentował - skorumpowanej tajnej policji, od świata skażonego przez modyfikacje genetyczne, środki chemiczne i niezdrową żywność. Wszystko jednak ma swoją cenę. Kiedy trzeba zacząć budować świat od nowa, okazuje się, że tylko siła miłości i przyjaźni warta jest tego, by przetrwać. Antyglobalistyczna, drapieżna, prorocza, obnażająca patologie systemów, wieszcząca wielką zagładę i wreszcie ochraniająca to, co najcenniejsze - oto nowa powieść jednej z największych współczesnych pisarek świata. I zaledwie początek niezwykłej podróży w przyszłość, na którą wciąż jeszcze mamy wpływ.
Tytuł: Czarnoksiężnicy
Autor: antologia
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 17 listopada 2009

Bo lubię Gaimana, Williamsa, Wolfe'a, Nixa, a czarnoksiężnicy to nadal ciekawy motyw do opowieści.
Prawdziwa uczta dla miłośników fantasy.
Każdy wiek i każda kultura ma swoich własnych magów, mistrzów i mistyków, którzy potrafi a korzystać z magii, zadają się z duchami, znają pradawne sekrety i umieją przywoływać ukryte moce…
W "Czarnoksiężnikach" współcześni mistrzowie fantasy (m.in. Neil Gaiman, Tad Williams, Andy Duncan, Peter S. Beagle, Gene Wolfe, Orson Scott Card) postanowili nam opowiedzieć w osiemnastu opowiadaniach o tych bohaterach – żyjących zarówno w pradawnych, jak i współczesnych czasach, w królestwach fantasy, które tak naprawdę nigdy nie istniały…
Tytuł: Ritus
Autor: Markus Heitz
Wydawnictwo: Red Horse
Data wydania: 20 listopada 2009

Ach ta XVIII-wieczna Francja... Mam słabość no;-)
Ritus to odwieczny rytuał walki z mrocznymi siłami. To zasadzka i pościg graniczący z obrzędem mającym zgładzić bestię. To zmaganie człowieczeństwa z wilkołaczym skowytem duszy.
Południowa Francja, rok 1764.
Ludzie żyją w wielkim strachu. W łapach przerażającej bestii, której nie może dopaść żaden myśliwy, giną dzieci i dziewice. Wśród wielu mężczyzn wyruszających na polowanie jest również Jean Chastel i jego dwaj synowie: Pierre i Antoine. Wszyscy trzej skrywają mroczną tajemnicę…
Tymczasem nikt nie domyśla się, że bezlitosna bestia jeszcze dwa wieki później będzie żądała ofiar…, a do walki z nią stanie Eryk von Kastell.
"Ritus" to bestsellerowa powieść autorstwa niemieckiego miłośnika wampirów.
Tym razem Markus Heitz staje oko w oko z wilkołaczą legendą o bestii z Gévaudan.
Tytuł: Lasher, t. II
Autor: Anne Rice
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 24 listopada 2009

Nie nowość, ale wznowienie cyklu Rice. Bardzo mi się nie podoba, że, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, Rebis podzieliło każdą część na dwie, ciekawa jestem czy z Taltosem będzie to samo.

Tytuł: Dzieci umarłych
Autor: Elfrede Jelinek
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 25 listopada 2009

Ciekawa jestem bardzo tej książki, chyba najbardziej ze wszystkich zapowiedzi.
Studentka filozofii, która popełniła samobójstwo ze strachu przed egzaminem; narciarz – śmiertelna ofiara wypadku samochodowego; sekretarka, która umierała… dwukrotnie. Ta trójka nieżyjących bohaterów dopuści się zbrodni, by kosztem żywych wydostać się z koszmaru nieżycia.
Historia duchów przeszłości opisana na tle sielskiego, alpejskiego krajobrazu to krytyka kraju, którego „tożsamość opiera się na śmierci”, austriackiego wyparcia tragedii Holocaustu, braku odpowiedzialności za zbrodnie faszystowskie, ale także współczesnego społeczeństwa konsumpcyjnego, mody na sporty wyczynowe, przemysłu turystycznego i kultu natury. "Dzieci umarłych" to wymagająca wycieczka przez dyskursy i liczne nawiązania do języka reklamy i popkultury, ale przede wszystkim do dzieł Heideggera, Celana, Hölderlina, Rilkego i Homera. Jelinek nazwała ją swoim opus magnum, najlepszą i najważniejszą książką, jaką udało jej się dotychczas napisać.
Tytuł: Pan Lodowego Ogrodu, t. III
Autor: Jarosław Grzędowicz
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 27 listopada 2009

Na tę książkę czekałam dwa lata (drugi tom ukazał się w 2007) i teraz niecierpliwie czekam do końca miesiąca. Muszę odświeżyć sobie dwa pierwsze tomy.
Dryfuję na krze.
Na kołyszącej się, śliskiej krze ciepłego lodu, obrośniętej dziwacznymi kształtami, które kiedyś stanowiły wręgi i burty dumnego, lodowego drakkara. Sterczą wokół mojego dygocącego, zlanego lodowatą, słoną wodą ciała, jak zakrzywione ostrza szabel, jak fragmenty szklanego szkieletu, całego w owalnych otworach, koronkowych ornamentach, które powiększają się w miarę jak okręt topnieje. Topnieje w morzu. Kilkaset kilometrów od najbliższego lądu, wśród ryczących wściekle czarnych fal jesiennego sztormu, istnych wałów wody sięgających kilkunastu metrów, zwieńczonych dymiącymi, białymi czapami piany.
Jestem sam.
Tytuł: Opowieści sieroty, t. II
Autor: Catherynne Valente
Wydawnictwo: MAG
Data wydania: 29 listopada 2009

Druga część świetnie ocenianego cyklu Valente. Nie miałam jeszcze okazji przeczytać pierwszego, ale może to nawet lepiej - prawdopodobnie przeczytam wszystkie po kolei bez czekania na następne tomy;-)
Ukrywająca się w ogrodzie samotna dziewczynka opowiada historie zaciekawionemu księciu: nadzwyczajne wyczyny i niesłychane losy splatają się na gobelinie tkanym jej słowami. Każda z opowieści wytatuowanych na jej powiekach stanowi element układanki, którą są dzieje samej narratorki.
Dziewczynka opowiada o wiedźmach zmieniających kształty i dzikich kobietach stepów, o królach czapli i księżniczkach bestiach, o wężowych bogach, psich mnichach i żyjących gwiazdach -- każda historia jest dziwniejsza i bardziej fantastyczna niż poprzednia. Od humorzastej "syreny" do wrażliwej Bestii, nic nie jest zupełnie takie, jak się wydaje w tych bezustannie zmieniających się opowieściach -- nawet, a zwłaszcza, ich narratorka. Ta cudowna liryczna powieść fantasty jest zachwycającym zbiorem niesłychanych mitów i mrocznych opowieści fantasy, które kształtują nasze sny. I właśnie wtedy, gdy myślisz, że dotarłeś do końca, uświadamiasz sobie, że przygoda dopiero się zaczęła...
Tytuł: Na tropie wampira
Autor: Mike Resnick
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: listopad 2009

Drugi tom cyklu Resnicka, sięgający do ogranych toposów fantastyki. Jeszcze czekam z niecierpliwością na tom pierwszy, ale i tak jestem niemal w 100% przekonana, że będę się świetnie bawić.
Halloween. Winnifreda, partnerka detektywa Johna Justina Mallory’ego, zbladła, a nawet zasłabła . Tak bardzo przejęła się przygotowaniami do najważniejszego (w każdym razie na TYM Manhattanie) święta – pomyślałby detektyw, gdyby nie ślad po ukąszeniu widoczny na jej szyi. W noc, gdy świętują duchy i gobliny, Mallory podążyć musi tropem wampira – zabójcy. W towarzystwie Feliny, dziewczyny-kota, rusza na wyprawę po nocnych klubach i jaskiniach zła, otwierającyhc swoje podwoje tylko tej jednej, wyjątkowej nocy. Po drodze trafią do zakładu pogrzebowego Konrada Koszmarnego, na szczyt Vampire State Building, na doroczny bal zombie oraz do Delikatesów na Wzgórzach, gdzie wampiry sypiają po upojnych nocach. Natkną na kilku dawnych wrogów i przyjaciół oraz całą masę nowych jeszcze dziwaczniejszych mieszkańców TEGO Nowego Jorku. Oczywiście, aby ocalić swoją najlepszą przyjaciółkę przed straszliwym losem, Mallory musi odnaleźć i pokonać 1000-letniego wampira przed świtem.
Tytuł: 50 największych kłamstw i legend w historii świata
Autor: Bernd Ingmar Gutberlet
Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: listopad 2009

Zapowiada się bardziej sensacyjnie niż wiarygodnie (podobne książki wydaje Amber czy Bellona), ale może będzie chociaż ciekawie i zabawnie.
Czy potop to tylko wymyślony przez kapłanów mit, by trzymać wiernych w strachu i móc nimi dowolnie manipulować, czy faktyczna katastrofa? Czy bieg maratoński miał rzeczywiście miejsce? Czy Kleopatra naprawdę była najpiękniejszą kobietą antycznego świata? Kiedy miało miejsce narodzenie Chrystusa i czy świętujemy Boże Narodzenie 25 grudnia we właściwym dniu? Czy Neron faktycznie podpalił Rzym? Czy istniał Robin Hood? Co tak naprawdę wydarzyło się na Psim Polu pod Legnicą? Kim był tajemniczy Dracula? Czy Marilyn Monroe popełniła samobójstwo? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziemy w znakomitej, z werwą napisanej książce niemieckiego historyka i znanego dziennikarza. Książka została sprzedana do kilkunastu krajów, gdzie cieszyła się dużą popularnością. Poznamy też na podstawie najnowszych badań i odkryć archeologicznych historię najsłynniejszych wydarzeń, jakże inną od tej, której uczyliśmy się w szkole.