sobota, 29 stycznia 2011

Początek końca - Harry Potter i Insygnia Śmierci; scenariusz: Steve Kloves, reżyseria: David Yates, 2010

Uwielbiam najnowsze części Harry’ego Pottera. Filmowe, książkowe przestały mnie interesować po czwartym tomie, właściwie nie wiem dlaczego. Filmy są kwintesencją wszystkiego, co podobało mi się w literackim oryginale i są od niego o niebo lepsze, co pisałam już przy okazji Harry’ego Pottera i Księcia Półkrwi.

Właściwie moje odczucia nie różnią się wiele od tych, które miałam, oglądając szóstą część. Fascynuje mnie mrok opowieści, jej cały gotycyzm, wiszące nad bohaterami zagrożenie i to, w jaki sposób każde z nich usiłuje sobie z tym radzić. Taki klimat, tworzony przez rewelacyjne zdjęcia Eduarda Serry i muzykę w kompozycji Alexandre’a Desplata, sprawił, że siódmą część oglądałam z zapartym tchem od pierwszej do ostatniej minuty. Obraz został dopracowany również pod względem graficznym – efekty specjalne w większości cieszą oko, zwłaszcza fragment zawierający opowieść barda Beedle’a, ta piękna, subtelna, oszczędna w wyrazie animacja to prawdziwa uczta.

Sama fabuła różni się nieco od literackiej wersji, nie zawsze na korzyść tej pierwszej. Co mnie razi, to ewidentne nawiązania do czasów drugiej wojny światowej. Cała organizacja ZŁA przez Voldemorta, jego wyznawcy, ideologia sugerująca skojarzenia z Hitlerem i jego wyobrażeniem państwa jedynego jest nachalna, przerysowana wręcz, co sprawia, że przestała być wiarygodna. Nie ganię natomiast uwypuklenia przemocy, myślę, że młodzież nie powinna być raczona tylko pięknymi obrazkami, podobnie jak dzieciom nie należy czytać tylko ładnych bajek. Jednak widać, że twórcy filmu chcieli przyciągnąć również starszą widownię, czego najwyraźniejszym dowodem była scena z półnagimi Emmą Watson i Danielem Radcliffem – nastolatki nie postrzegają miłości przez pryzmat seksu, to, że są bardziej otwarte i szybciej dojrzewają, nie znaczy, że przedkładają fizyczność ponad prawdziwe uczucia. Motyw wystawionej na próby przyjaźni i pierwszej miłości broni się bez narzucania seksualności bohaterów.

Ostatnie części historii o Potterze różnią się przede wszystkim wymową – okazuje się, że nie wystarczy pomachać różdżką, żeby pokonać ZŁO, walka z NIM wymaga ogromnych poświęceń bez względu na wiek. Takie przesłanie być może jest przeterminowane, ale można je spokojnie odnieść do codziennego życia. Młodzi ludzie nie mogą go spędzać pod kloszem, nie popełniając swoich własnych błędów i wyborów, nie cierpiąc. Życie nie jest bajką i im wcześniej człowiek zda sobie z tego sprawę, tym prędzej się z nim oswoi i odnajdzie swoje miejsce, a przynajmniej ma na to większe szanse.

Harry Potter jest również rzadkim dowodem na to, że bohater wcale nie musi mierzyć się z siłami zła w samotności, więcej, często nie jest sobie w stanie sam poradzić, muszą mu pomóc przyjaciele. Czarodziej jest jakby kontrbohaterem amerykańskich herosów – Batmana, Spidermana i im podobnych – i nie musi się przebierać, ukrywać. Radcliffe po raz kolejny pokazuje, że świetnie radzi sobie w dramatycznej roli. Harry to już nie jest chłopiec, a młody mężczyzna, mający świadomość problemów, z którymi się zmaga. Podobnie Watson i Rupert Grint rewelacyjnie przedstawiają dwoje ludzi, którzy odkrywają poważne uczucia. Kuleje natomiast wątek miłosny Harry’ego i Ginny, którzy okazują sobie zainteresowanie, jednak wiedzą, że nie jest to miejsce ani pora, mimo wszystko ich sekretne spotkania w kuchni nie wnoszą żadnych emocji w osobowości tych postaci. Brakowało również psychologicznej głębi w przypadku bardziej drugoplanowych bohaterów – Voldemort jest już wyłącznie uosobieniem czystego zła, bez żadnych wewnętrznych motywów czy wątpliwości, podobnie jego wierni poddani są po prostu źli. Film ułamkowo pokazuje, jak to zło absorbuje mniej złych, jak rodzinę Malfoyów, którzy nie są już tak pewni siebie, wręcz przeciwnie, czują się zastraszeni i wiedzą, że nie ma dla nich ratunku. Wprawdzie jest to początek końca, jednak uważam, że jak na taką ilość wątków pierwsza część Harry’ego Pottera i Insygniów Śmierci była za krótka. Nie spodziewam się też, że to, co zobaczę w wakacje tego roku, przyniesie mi satysfakcję, chociażby dlatego, że wiem, jak to się wszystko skończy, niemniej jednak nie mogę się doczekać finału.

czwartek, 27 stycznia 2011

W obronie bibliotek

Nie tylko Polska ma problemy z poziomem czytelnictwa i utrzymaniem bibliotek, ma je również Wielka Brytania. W obronie 43 placówek wystąpił ostatnio Philip Pullman podczas jednego z przemówień na zebraniu bibliotekarzy w Oxfordshire. Pisarz zwrócił się przeciwko planom radnych, którzy zdecydowali o wstrzymaniu utrzymywania bibliotek, a w zamian przekazania ich prowadzenia wolontariuszom.

Przemowa Brytyjczyka spotkała się z niezwykle entuzjastycznym przyjęciem przez użytkowników internetu - w ciągu zaledwie dwóch dni przeczytano ją ponad 20 tysięcy razy oraz rozprowadzano po sieci za pomocą tweeterów. Autora natychmiast poparli inni znani twórcy.

[źródło: Guardian]

niedziela, 23 stycznia 2011

Dziś prawdziwych czarodziejów już nie ma - "Czarnoksiężnicy", redakcja: Jack Dann & Gardner Dozois, Rebis 2009

Zbiór opowiadań Czarnoksiężnicy zawiera osiemnaście utworów bardziej i mniej znanych twórców fantastyki w Polsce. Liczyłam właśnie na te mniej znane nazwiska i na nich się nie zawiodłam, w przeciwieństwie do autorów takich jak Tanith Lee, Garth Nix czy Nancy Kress.

Jak zwykle bywa w przypadku gdy w jednym tomie pojawiają się historie pisane przez wielu autorów, tak i tutaj opowiadania różnią się znacznie od siebie stylem i pomysłami. Niestety ta różnorodność nie idzie w parze z dobrą jakością. Większość tekstów to przeciętne utwory pisane dla dzieci i młodzieży, kilka z nich wydawały się być wyrwane z kontekstu, przez co jako samodzielne opowieści były niepełne. Zaledwie sześć opowiadań z całego zbioru zasługuje na uwagę i można o nich powiedzieć najwięcej dobrego, dwie historie to prawdziwe perły. W wielu opowiadaniach znajdziemy zupełnie innych czarnoksiężników, niż przywykliśmy spotykać w powieściach fantasy. Przeważnie nie są to stateczni starsi panowie z długą brodą, w kapeluszach ze szpicem. Autorzy udowadniają, że czarnoksiężnikiem może być każdy i często nie wyróżnia się on z tłumu.

Największym rozczarowaniem okazał się Neil Gaiman, chociaż nie jako pisarz sam w sobie. Po pierwsze dlatego, że opowiadanie Nagrobek czarownicy już znałam z Księgi cmentarnej. Przyznam, że najbardziej czekałam na tego autora, a wydawca nie poinformował o tytułach opowiadań. Drugim powodem jest fatalne tłumaczenie historii, jakby usilnie starało się być inne od, co tu kryć rewelacyjnego, przekładu Pauliny Braiter. Te dwa fakty tak mnie zraziły, że przeczytanie całego zbioru zajęło mi ponad rok.

Ostrokrzew i żelazo Nixa to kolejny z licznych w zbiorze przykładów zbyt dosłownego tłumaczenia. Jedyne, co pamiętam z tego opowiadania, to mnóstwo błędów stylistycznych, interpunkcyjnych, logicznych, które sprawiały, że prosty język był trudny do strawienia. Po dwóch nieudanych próbach trafił się ciekawy młodzieżowy tekst Mary Rosenblum. W Barwnej wizji opowiada ona o małej czarodziejce, która spogląda na ludzi przez pryzmat ich kolorowej aury i widzi słowa kolorami malowane. Nieskazitelny rubin Kage Baker przybrała natomiast formę przypowieści, całkiem sympatycznej, ale konserwatywnej, naiwnej i zupełnie nieaktualnej, o tym, co powinno się tak naprawdę liczyć dla każdej kobiety. W Ptasiej opowieści Eoina Colfera nie ma żadnego maga, jest za to wygadany ptak, który nie potrafi dobrze ściemniać. To przyjemna, zabawna opowiastka bez żadnego morału.

Prześlizgując się bokiem przez przeszłość to jedno z dwóch najlepszych opowiadań w zbiorze, zupełnie inne od lekkich, niewiele znaczących historii. Jane Yolen napisała bowiem wzruszająco i pięknie o koszmarze obozów śmierci z perspektywy młodziutkiej Żydówki. Opowieść jest mi tym bliższa, że amerykańska pisarka osadziła akcję w obozie na Majdanku pod Lublinem, niedaleko miejsca, gdzie się wychowałam i dobrze znam historię tego miejsca. Dobrym i mądrym opowiadaniem dla młodzieży zabłysnął również Tad Williams. Ręce obcego opisują, co się dzieje, gdy spełniają się nasze najskrytsze marzenia, o których często my sami nie mówimy głośno, oraz że w przyrodzie równowaga musi być zachowana i dlatego nie istnieje dobro bez zła. Nieporozumieniem jest natomiast współczesna bajka w disnejowskim stylu Patricii A. McKillip (Dzień Nadania Imienia), w której nachalny morał o tym, że dziecko powinno być posłuszne rodzicom i wyzbyć się egoizmu, razi infantylnością. Intrygujące opowiadanie zamieściła w zbiorze Elizabeth Hand. Żona Zima to inspirowana legendami Północy opowieść o pradawnej magii, której spokojna siła przeciwstawia się żądzy posiadania, a przy tym niepozbawiona subtelnego humoru.

I dochodzimy do drugiego najciekawszego opowiadania – Dioramy Krain Piekielnych, czyli dziewiątego pytania diabła Andy’ego Duncana, którego bohaterką jest młoda czarownica uwikłana nieco wbrew sobie w walkę z diabłem. Sednem tej ironicznej, pokrętnej w formie, nieco przypominającej styl Gaimana, opowieści jest motyw pogodzenia się z losem i poddania się przeznaczeniu. Zaraz potem wydawcy serwują Taniec w Barrens Petera S. Beagle’a. Opowiadanie zdaje się być wycięte ze środka większej całości, przez co pogmatwana fabuła jest niezrozumiała i tak naprawdę nie wiadomo, co autor miał na myśli. Podobnym do niego jest Kamienny człowiek Nancy Kress, którego największą wadą jest wielość wątków przytłaczająca krótką formę, oraz Zaklęcie Mantykory Jeffrey’a Forda, pisana lekko kpiącym tonem nie do końca logiczna historia tęsknoty czarnoksiężnika za ukochaną kobietą. Zmęczyła mnie swoim patosem nudna baśń Tanith Lee o walce dobra ze złem świata (Zinder). Rozbawiło natomiast krótkie, ciepłe opowiadanie Terry’ego Bissona o Billym i diable (Billy i czarodziej), który ożywa z pomocą największej istniejącej magii – dziecięcej wyobraźni, którą my dorośli zabijamy w sobie. Magycy Terry’ego Dowlinga rozczarowali niedopracowaniem dobrego pomysłu pokazującego czarnoksiężników w innym niż znane świetle, sprawiającym wrażenie, że jest częścią powieści nie samodzielnym opowiadaniem. Gene Wolfe także nie zachwycił odwróconą historią miłosną Merlina i Pani Jeziora w Magicznym zwierzęciu, chyba za bardzo chciał być oryginalny. Tom zamyka Orson Scott Card mikropowieścią zatytułowaną Ojciec kamienia. To jedno z lepszych, chociaż miejscami nużące opisami, opowiadanie wprowadzające do cyklu Mithermages będącego przedstawieniem wojny magów wody z magami kamienia.

Moje męczarnie, wywołane głównie złym tłumaczeniem i bólem oczu spowodowanym ilością błędów, dobiegły końca. Autorzy opowiadań niczego nowego nie odkryli, najlepsze opowiadania to właśnie te traktujące o prawdziwej magii i znanych z fantasy czarnoksiężnikach. Na długi czas mam dość antologii.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

środa, 19 stycznia 2011

Zrób to sam, czyli jak wyremontować zrujnowaną rezydencję - "Godzina czarownic", tom II, Anne Rice, tłumaczenie: Małgorzata Samborska & Agnieszka Izdebska, Rebis 2009

Drugi tom, a właściwie druga część pierwszego tomu cyklu Opowieści o czarownicach z rodu Mayfair Anne Rice jest nieco inna od pierwszej części, przede wszystkim dlatego, że nie zawiera już opisów dziejów Mayifairów, skupia się na teraźniejszości, na historii Rowan, najpotężniejszej czarownicy rodziny, przepowiedzianej trzynastej, która ma być przejściem dla demona Lashera do świata żywych. Jednak ta część to głównie opowieść o poszukiwaniu tożsamości – Rowan odnajduje się w swojej rodzinie, ale też szuka siebie w sobie samej, Michael próbuje się dowiedzieć, dlaczego został ocalony i czy jest to jakaś boska opatrzność, czy siły drugiej strony. Także Lasher pragnie się dowiedzieć, jak to jest być istotą z krwi i kości i jest ciekaw, co mu przyniesie życie w ludzkiej, chociaż nieśmiertelnej postaci.
Umiera Deidre i Rowan zostaje spadkobierczynią całego dziedzictwa Mayfairów, zarówno fortuny, jak i tajemnic rodziny. Powrót do Nowego Orleanu jest dla niej spełnieniem najskrytszych marzeń – chociaż zobaczyła matkę, gdy ta leżała już w trumnie, to poznała wszystkich kuzynów, kuzynki, wujów i ciotki, została przez nich nadzwyczaj ciepło przyjęta. W dodatku Michael okazuje się jej „drugą połówką” i obiecują sobie dozgonną miłość, planują razem odbudowę domu przy Pierwszej i wspólne w nim życie. Rowan ma także na tyle zdrowego rozsądku, żeby nie odrzucać pomocy w poznaniu historii jej rodziny oferowanej przez Talamaskę, zaprzyjaźnia się z Aaronem Lightnerem, który przekazuje jej całą swoją wiedzę. Kobieta zaczyna być coraz bardziej świadoma swojej mocy, potężnej i szalenie niebezpiecznej, którą postanawia opanować, zdusić. Czuje również obecność swojego cienia, Lashera, który towarzyszy czarownicom z jej rodu od pokoleń, i wie, że musi być czujna. Obiecuje walczyć z nim i zniszczyć go, w czym wspierają ją Michael i Aaron.
Taki obraz sytuacji czytelnik otrzymuje przez pierwsze dwieście-trzysta stron powieści. Zmienia się to radykalnie, gdy Lasher decyduje się wyjść z ukrycia. Dotąd obserwator, teraz postanawia wkroczyć w życie Rowan, wyczuwając jej zainteresowanie. Rice umiejętnie buduje napięcie, sprawiając, że i czytelnik śledzi wydarzenia z ciekawością i pewnym zagubieniem. Zaciera się bowiem granica między dobrem a złem, każdy z bohaterów okazuje się mieć ukryte cele, nikt nie jest tym, za kogo się podaje, chociaż zdarza się, że niektórzy nie zdają sobie z tego sprawy. Chwilami fabuła klimatem zbliża się do powieści grozy: szepty w powietrzu, piękne kwiaty pojawiające się znikąd i gnijące w ciągu kilku minut, wyczuwalna niepewność – wszystko to powoduje, że ta niepokojąca atmosfera staje się namacalna. Są również momenty niczym wyjęte z horroru - laleczki voodoo, części ludzkiego ciała w słojach, szczegółowe opisy okropieństw, jakich dopuszczali się niektórzy członkowie rodziny Mayfair.
Postaci Godziny czarownic to chyba najbardziej oryginalne twory wyobraźni Anne Rice. Rowan w niczym nie przypomina większości bohaterek amerykańskiej autorki – przede wszystkim dlatego, że ma charakter, silny i niezależny, wie, czego chce i dąży do tego, w przeciwieństwie do swoich protoplastek nie pragnie mocy, którą posiada, i postanawia obrócić ją w broń przeciwko Lasherowi. Michael już bardziej przypomina cierpiętników pisarki, choćby Louisa z Wywiadu z wampirem. Bez pamięci zakochany w młodej lekarce jest gotowy na wszystko, aby ją wspierać, opętany myślą o przeznaczeniu wciąż usiłuje się dowiedzieć, kim były istoty, które ukazały się w chwili jego śmierci. Jest też silny fizycznie i dobrze zbudowany jak Ramzes II z Mumii, ale nie posiada takiej inteligencji. Pragnie zrozumieć rzeczy przekraczające jego pojmowanie rzeczywistości, szuka odpowiedzi wszędzie i u każdego. Ich związek jest natomiast bardzo schematyczny i często spotykany w twórczości Rice – on jest dużo starszy, ich miłość jest natychmiastowa, od pierwszego wejrzenia, bez granic i na wieki, chociaż Rowan może zabijać myślą, a Michael ma problemy z alkoholem. W tym schemacie tylko ich role są odwrócone – w większości powieści Anne Rice daje mężczyźnie mądrość i obycie świata, kobiecie pozostawiając kruchość i potrzebę wsparcia. Tu jest odwrotnie – to Rowan ma silniejszy charakter, doskonale wie, że do walki z Lasherem musi stanąć sama. Przewrotnie nazywa Michaela swoim aniołem – ukochany nie może jej wszak przed demonem ochronić i oboje mają tego świadomość. Pojawienie się Lashera w życiu Michaela i Rowan powoduje komplikacje w ich miłości, brak zaufania, narastanie tajemnic, a także całkowite odwrócenie ich światopoglądów.
Sam Lasher nadal pozostaje postacią niejednoznaczną, mimo że więcej dowiadujemy się o nim samym, o jego istocie, pragnieniach, ale nie prawdziwych celach. Demon ponad wszystko chce mieć ludzkie ciało, ale ani Rowan, ani czytelnik nie wiedzą, czy właściwym powodem jest niezwykła ciekawość doświadczenia wszystkiego co ludzkie.Czarownica od chwili kontaktu z Lasherem traci całą pewność siebie, swego istnienia, zatraca się w jego słowach, obietnicach, chociaż stara się za wszelką cenę im nie ufać. Jednak żądza wiedzy i pokusa nieśmiertelności wydają się być silniejsze. Działania Lashera przypominają mi trochę biblijną postać Azazela, upadłego anioła, który przez związek z ludzką kobietą chciał odzyskać siły i zawładnąć światem. Jednak czytelnik nie wie, czy o to samo chodzi Lasherowi. Dowiaduje się natomiast, czym jest wiara i jaką moc posiada. Rice przekonująco opowiada o istocie religii (chrześcijańskiej, jak zwykle), o istnieniu wszelkich bogów i ich racji bytu na Ziemi i muszę przyznać, że podzielam jej zdanie.
Rice czaruje nie tylko stworzoną przez siebie historią, przemyślaną i logiczną, pozostawiającą więcej pytań niż odpowiedzi. Swoisty urok posiadają także jej opisy, wyraziste, malownicze, choć momentami nużą obszerne fragmenty o etapach remontu willi przy ulicy Pierwszej (stąd nieco złośliwy tytuł recenzji). Niestety tego samego nie można powiedzieć o kreowanych przez autorkę dialogach. Chodzi mi głównie o rozmowy Micheala i Rowan, które, przepełnione wzajemnym uwielbieniem, są pełne patosu i wprowadzają niezamierzony efekt komiczny. Tak jak i w poprzedniej części wiele do życzenia pozostawia strona redakcyjna książki i nie spodziewam się jej polepszenia w kolejnych tomach, ale nawet mi to nie przeszkodzi w kontynuowaniu cyklu.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

czwartek, 13 stycznia 2011

Anatomia wampira - "Od Draculi do Lestata. Portrety wampira", Katarzyna Kaczor, Gdański Klub Fantastyki 2010

Po raz pierwszy praca Katarzyny Kaczor ukazała się w 1998 roku, ponad dwanaście lat temu. Od tamtego czasu zmieniło się pojmowanie wampirów w literaturze czytanej w Polsce. Popularność zyskali autorzy horrorów, tacy jak Stephen King czy Graham Masterton, którzy jeśli pisali o wampirach, to jako o potomkach groźnego Draculi, istotach niezwykle niebezpiecznych i nie posiadających ludzkich odruchów. poczytny był cykl Nekroskop Briana Lumleya, którego główny bohater walczył z obrzydliwymi monstrami łaknącymi ludzkiej krwi. Taki wizerunek szybko został wyparty przez krwiopijców stworzonych przez Anne Rice (Wywiad z wampirem wydany został w naszym kraju w 1992 roku, aż szesnaście lat po premierze w Stanach Zjednoczonych), wymuskanych, pięknych aniołów ciemności cierpiących ból odtrącenia przez chrześcijańskiego boga. Kilka lat temu bestię na dobre zastąpił szlachetny, przystojny i panujący nad swoją naturą wampir, w którym kochają się ludzkie dziewczęta, i tylko prawdziwi fani horroru pamiętają potwora, jakim był. O tej przemianie pisze polska doktor, poczynając od wzorca pierwotnego, którym tak naprawdę zawsze był i pozostanie hrabia Dracula Brama Stokera, na przeklętych wampirach Anne Rice kończąc.

Wbrew zapowiedziom autorka nie powiększyła swojej pracy o opis współczesnego wampira, który obecnie króluje w powieściach paranormal romance. Dostajemy nawet nie szkic, a kilka zdań o bohaterach Buffy. Postrach wampirów, Czystej krwi czy Zmierzchu. Nie przeszkadza to jednak tym, którzy znają dzisiejszy trend wampiryczny, zauważyć różnice, jakie dzielą go od pełnej grozy wizji wampirów przedstawianych w powieściach do końca XX wieku. Można pokusić się o stwierdzenie, że żadna analiza dzisiejszych książek nie jest konieczna (przeciwnego zdania są jednak wydawcy tychże, produkujący na skalę masową wszelakie [Tytuł dowolnej serii o wampirach] i filozofie), wystarczy wiedzieć, w jaki sposób prezentowały się wampiry przez stulecia i porównać atrybuty, jakie posiadały, z tym, co sobą przedstawiają współczesne nie-potwory. Katarzyna Kaczor już w tytule pracy – Od Draculi do Lestata – zaznaczyła dwóch bohaterów, dwa bieguny literatury wampirzej, na przykładzie których pokazywać będzie metamorfozę tej najbardziej nośnej postaci. Pomiędzy nimi znajdują się jeszcze filmowe odpowiedniki Draculi, bohaterowie Jestem legendą Richarda Mathesona, wampir Barlow z Miasteczka Salem Stephena Kinga, Clifford M. z Pielgrzymki Clifforda M. Boba Lemana, dr Weyland z Gobelinu z wampirem Suzy McKee-Charnas, wampiry z Zagadki nieśmiertelności Tony’ego Scotta i wreszcie pozostałe wampiry z Kronik wampirów Anne Rice. To właśnie powyższe książki i filmy stały się podstawą do opisania ewolucji, jaką przeszedł wampir od XIX wieku do czasów obecnych.

Znawcy tematu nie znajdą tutaj odkrywczych wątków, Od Draculi do Lestata to dogłębne opracowanie połączone ze szczegółowym streszczeniem wymienionych powieści i niektórych filmów z zaznaczeniem przemian, jakim został poddany wizerunek wampira. Czytelnikom, którzy nie sięgnęli jeszcze po Draculę, Wywiad z wampirem czy Gobelin z wampirem, a zamierzają to zrobić, odradzam czytanie tej pracy, zawiera bowiem opisy wydarzeń, które odbiorą z pewnością jakiekolwiek zaskoczenie, a mogą również pozbawić przyjemności z lektur. Dla tych jednak, którzy mają przygody z powyższymi powieściami za sobą, jest to świetne uzupełnienie wiedzy, praca pozwoli również rozpatrzeć sporo wątków pod kątem literackich i społecznych przeobrażeń. Podobnie jak Synowie Kaina, córy Lilith… Pawła Ciećwierza praca Katarzyny Kaczor porządkuje informacje na temat wampirów, znacznie bardziej skupia się natomiast na treści książek, interpretacji funkcjonowania poszczególnych krwiopijców będących w rozwoju literatury wampirycznej postaciami przełomowymi.

Liczącą sobie niecałe sto stron książkę czyta się z przyjemnością, styl dopasowany jest do przeciętnego odbiorcy, nie razi naukowymi zwrotami ani profesorską pompą. Autorka opiera się głównie na treści przeczytanych przez siebie powieści i obejrzanych filmów, jest bardzo dobrze przygotowana merytorycznie i chociaż jej wnioski są znane, to nie sprawiają wrażenia kopiowanych. Wiele do życzenia pozostawia natomiast strona redakcyjna opracowania. Tylu błędów interpunkcyjnych nie widziałam od czasów Martwego aż do zmroku Charlaine Harris, nomen omen także traktującej o wampirach.

wtorek, 11 stycznia 2011

To już jest koniec - "Martwy jak zimny trup", Charlaine Harris, tłumaczenie: Ewa Wojtczak, MAG 2010

Piąty tom cyklu True Blood jest wyjątkowy pod dwoma względami. Po pierwsze, to najlepsza powieść ze wszystkich, jakie dotąd przeczytałam. Po drugie, jest to ostatnia powieść tej autorki, po którą sięgnęłam – nie zamierzam brnąć dalej w cykl, bo wiem, że ta niekończąca się opowieść (wydanie dwunastego tomu zapowiedziano w Stanach Zjednoczonych na maj 2011 roku i coś mi mówi, że Harris ma w zanadrzu jeszcze kilka…naście lub, co gorsza, dziesiąt) będzie coraz marniejsza. Raz na pięć tomów to zdecydowanie za mało, żeby poświęcać czas serii.
Wróćmy jednak do tego, dlaczego uważam Martwego jak zimny trup za najlepszą z dotychczasowych książek cyklu. Przede wszystkim powieść iskrzy ironicznym humorem i najmniej razi stylem. Chociaż Sookie jest nadal na pierwszym planie, to w powieści przeplata się znacznie więcej wątków niż w poprzednich. Czytelnik ma okazję obserwować problemy brata Sookie, Jasona, z przystosowaniem się do nowego życia, śledzi też zagadkę tajemniczego snajpera, który strzela do zmiennokształtnych i sieje strach wśród mieszkańców Bon Temps, jak bumerang powraca także sprawa Debbie Pelt, byłej narzeczonej Alcide’a. To nie wszystko. Po raz kolejny na horyzoncie pojawiają się wyznawcy Bractwa Słońca. W dodatku Sookie więcej czasu spędza z Claudine, która okazuje się jej wróżką. Wciąż w powieści pełno romansu – tym razem jednak bohaterka nie flirtuje, a kłóci się ze wszystkimi swoimi byłymi i niedoszłymi kochankami.
Charlaine Harris poświęca również w tej części najwięcej jak dotąd uwagi psychice swojej czołowej postaci. Sookie częściej niż zwykle rozmyśla nad swoimi przeżyciami i uczuciami, cały czas zmaga się z telepatycznymi zdolnościami, usiłując je rozwijać. Autorka obdarzyła dziewczynę niezwykłym dystansem do samej siebie, co powoduje wiele zabawnych scen, przeważnie narratorka drwi z siebie, zdaje sobie sprawę, że nie jest herosem, że świat się na nią „uwziął”, a ona boi się już nie tylko o siebie, ale o brata i przyjaciółkę Tarę. Sookie pokazuje po raz kolejny, że mimo wszystko radzi sobie, bez opieki jakiegokolwiek mężczyzny.
Inną postacią, poza Sookie Stackhouse oczywiście, której Harris daje dużo miejsca w powieści, jest Eric Northman. Wciąż usiłujący odzyskać pamięć, tym mocniej interesuje się kelnerką, jednak nie traci swojej osobowości, o ile można to, kim jest, określić w ten sposób. To przede wszystkim chłodny (w przenośni) wampir, którym nie powoduje wyrachowanie, a nieludzki brak odczuć czegokolwiek poza gniewem będącym wynikiem urażenia ego, a nie emocji. Jego jedynego zastanawia własna fascynacja Sookie, jest zirytowany faktem, że pragnie przebywać i chronić człowieka i usiłuje dowiedzieć się, dlaczego tak się dzieje.
Harris więcej niż w poprzednich książkach opowiada o konflikcie między ludźmi a wampirami. Wykorzystuje do tego znane incydenty nietolerancji, jakie miały miejsce w rzeczywistej historii, zwłaszcza działalność obrońców zwierząt.
Muszę też przyznać, że nie zauważyłam w książce rażąco wielu błędów czy tłumaczeniowych wpadek, co również oczywiście jest plusem. I tym miłym wrażeniem z lektury kończę moją znajomość z literacką Sookie Stackhouse.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

sobota, 8 stycznia 2011

Bohater jest zawsze sam - "Hancock", scenariusz: Vincent Ngo & Vince Gillian, reżyseria: Peter Berg, 2008

Hancock to nietypowy film o superbohaterach. Tytułowa postać, grana przez Willa Smitha, jest wulgarnym pijakiem fruwającym w krótkich spodenkach i podkoszulku, który pomagając ludziom, niszczy swoje miasto, co sprawia, że zamiast oczekiwanej wdzięczności częstowany jest obelgami i powszechną niechęcią. Wszystko zaczyna się zmieniać, gdy heros poznaje speca od public relations Raya (Jason Bateman), któremu ratuje życie i który postanawia odmienić wizerunek Hancocka i uczynić z niego poważanego przez społeczność Los Angeles obywatela i obrońcę. Sytuacja komplikuje się dodatkowo, gdy Hancock poznaje żonę Raya, piękną Mary (Charlize Theron), która okazuje mu wyjątkowy brak sympatii i zaufania.

Tak z grubsza można przedstawić fabułę komedii fantastycznej opowiadającej o przemianie współczesnego bohatera w superbohatera. Nie jest to jednak typowa amerykańska produkcja, epatująca wyświechtanymi gagami sytuacyjnymi i słownymi, wręcz przeciwnie, film bawi niewymuszonym humorem i inteligentnymi dialogami. Nie jest to też opowieść o tym, jak się zmienić, żeby inni nas lubili. O czym więc?

Ano o demitologizacji postaci bohatera, który to wątek poruszają twórcy filmowi od kilku lat, jak choćby Christopher Nolan w nowych Batmanach. Świetny jak zawsze Will Smith pokazał herosa nieheroicznego - z mnóstwem słabości, kompleksów. Ludzkiego boga, który jest inny i odczuwa to boleśnie, obrońca musi bowiem wiecznie czuwać, nie może mieć bliskich, ponieważ tylko narażałby ich na niebezpieczeństwo, a oni jego by rozpraszali.

Film opowiada również niezwykły wątek miłosny, w którym oddanie oznacza śmierć. Mary i John są dowodem na to, że nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie, że to my kształtujemy nasz los i tylko my mamy na niego wpływ. Theron wiarygodnie przedstawiła postać Mary, która za wszelką cenę postanowiła być szczęśliwa, jednocześnie pragnęła chronić ukochanego. Mary nadzwyczaj kocha swoje życie, proste i pozbawione wybuchów i wielkich czynów, czym udowadnia, że człowiek też może być bohaterem, żyjąc w pełni, kochając, cierpiąc, walcząc ze słabościami.

Gdzieś z boku widz obserwuje, jakie cuda może zdziałać zmiana stylu ubierania i wysławiania się, jak bardzo świat przesiąknięty jest pogonią za zyskiem, ile daje terapia grupowa i co się dzieje, kiedy nazywa się bogów "dupkami" albo "wariatami";-)
Nazwij mnie "dupkiem" jeszcze raz...

piątek, 7 stycznia 2011

Premiery kinowe w styczniu

Tytuł: Czarny łabędź
Scenariusz: Mark Heyman, Andres Heinz, John J. McLaughlin
Reżyseria: Darren Aronofsky
Data premiery: 21 stycznia 2011

Nie daruję sobie, jeżeli nie pójdę na ten film. Uwielbiam dzieła Darrena Aronofsky'ego, każdy jego film to majstersztyk, a wokół Czarnego łabędzia było głośno jeszcze przed premierą zagraniczną. Podobno fenomenalna rola Natalie Portman, którą również bardzo cenię.
Nina (Natalie Portman) jest baleriną w jednym z najlepszych zespołów baletowych w Nowym Jorku. Panuje tam zimne wyrachowanie. Baletnice zrobią wszystko, by zepchnąć w dół dziewczynę, która tylko stanie o stopień wyżej niż one. Zbliża się kres kariery Beth i rozpoczyna się polowanie na jej miejsce w "Jeziorze Łabędzim". Główną rolą jest postać Odett, królowej łabędzi. Rola ta jest trudna, bo balerina będzie musiała grać zarówno słodkiego "Białego Łabędzia", jak i mrocznego "Czarnego Łabędzia".
Oczywiście Nina pretenduje do roli tego pierwszego, ale czy będzie umiała pokazać pazurki i zostać "Czarnym Łabędziem"? Czas płynie, a Nina desperacko próbuje odnaleźć swoją ciemną stronę. Wtedy zauważa w zespole dziewczynę wyglądającą jak ona. Za każdym razem, kiedy próbuje do niej podejść, dziewczyna odwraca się. W końcu spotyka ją po próbie. Ma na imię Lilly (Mila Kunis) i wygląda jak Nina. Nie jest jednak jej wierną kopią.
Tytuł: Podróże Guliwera 3D
Scenariusz: Joe Stillman & Nicholas Stoller
Reżyseria: Rob Letterman
Data premiery: 28 stycznia 2011

Jack Black ma swoje wzloty i upadki, jest całkiem dobrym aktorem komediowym, którego największą zaletą jest nieporadna naturalność. Podróże Guliwera były jedną z moich ulubionych baśni dzieciństwa, jestem więc gotowa iść do kina na ten film, mimo że jest w technologii 3D.
Uwspółcześniona ekranizacja słynnej powieści Jonathana Swifta, zrealizowana w cyfrowej technice 3D. Lemuel Gulliver, autor przewodników turystycznych, wyrusza w podróży służbowej na Bermudy, a trafia do krainy Liliputów, zamieszkałej przez miniaturowych mieszkańców, którym pomaga w wojnie z wojowniczymi sąsiadami.
Tytuł: Jak zostać królem
Scenariusz: David Seidler
Reżyseria: Tom Hooper
Data premiery: 28 stycznia 2011

I ostatnia premiera w zestawieniu. Nie jest to film fantastyczny, ale biograficzno-historyczny z Colinem Firthem w roli głównej. I dla niego chcę obejrzeć Jak zostać królem, o wiele bardziej bowiem podoba mi się w rolach dramatycznych niż kliszowych, angielskich antyamantów. Ciekawa jestem też roli Heleny Bonham Carter jako Elżbiety. W filmie występują również: Guy Pearce, Geoffrey Rush, Michael Gambon, Jennifer Ehle, Derec Jacobi.
Fascynująca opowieść o człowieku, który uratował królestwo i  w przełomowym momencie historii mężnie poprowadził Anglików w walce przeciwko najeźdźcy. Po szokującej abdykacji Edwarda VIII książę Albert musi, mimo wielkich oporów, zasiąść na tronie Anglii jako Jerzy VI. Ogromną przeszkodą w wypełnianiu monarszych obowiązków jest dla niego... problem z wysławianiem się. Jedyną osobą, która może pomóc Jerzemu w odnalezieniu własnego głosu i stawieniu czoła groźbie inwazji hitlerowskiej, okazuje się

australijski specjalista o wielce nieortodoksyjnych metodach pracy nad wymową. Wkrótce rodzi się przyjaźń, która odmieni życie dwóch niezwykłych ludzi i zadecyduje o losach największej z wojen.

czwartek, 6 stycznia 2011

Początek roku w księgarniach

Tytuł: Nakręcana dziewczyna. Pompa numer sześć
Autor: Paolo Bacigalupi
Wydawnictwo: MAG
Data wydania: 12 stycznia 2011

Najbardziej oczekiwana premiera wydawnicza tego roku w Polsce. Zachwalana przez środowisko fantastyczne, autor uważany za geniusza fantastyki. Jestem zaintrygowana, nie mam jednak specjalnych oczekiwań ani nadziei.
„Nakręcana dziewczyna”
Zdobywczyni nagród Hugo, Nebula i Locus 2010
To najbardziej oczekiwana powieść fantastyczna roku. Bacigalupi czerpie pomysły ze swoich wielokrotnie nagradzanych opowiadań i je rozwija, badając je głębiej i dokładniej niż dotąd. Wyniki są imponujące. Już nigdy nie da się patrzeć na przyszłość tak samo, jak przedtem.
— C. C. Finlay, autor serii “Traitor to the Crown”.
„Pompa numer sześć”
Debiut Paolo Bacigalupiego – ten zbiór opowiadań pokazuje siłę i zasięg opowiadania fantastycznego. Sednem twórczości Paolo jest krytyka społeczna, polityczna przypowieść i dyskurs ekologiczny. Każde z zawartych tu opowiadań ostrzega i jednocześnie zachwyca się tragikomedią ludzkich przeżyć. Utwory Paolo ukazywały się już w różnych dorocznych antologiach, były nominowane do Nebuli i Hugo oraz zdobywały nagrodę Theodore Sturgeona za najlepsze opowiadanie fantastyczne.
„Nie cierpię go. Pojawia się znikąd, pisze jak szalony anioł, zgarnia nagrody i wytrąca nas, starych wyjadaczy, z równowagi opowieściami o czymś, co jeszcze nie przyszło nam do głowy. (Na przykład ten głupi biopies!). A do tego jest młody i przystojny. Dobrze, że chociaż nazwisko ma nie do wymówienia.”
— Terry Bisson, autor „Numbers Don’t Lie” i „Greetings”
Paolo Bacigalupi to najlepszy autor opowiadań, jaki pojawił się w ciągu ostatniego dziesięciolecia. To Ted Chiang nowego milenium. W niezapomniany sposób potrafi połączyć piękny styl, wstrząsające obrazowanie i szokujące pomysły.
— Robert J. Sawyer, laureat Hugo za powieść „Hominidzi”
Te opowiadania, drapieżne, inteligentne i precyzyjnie odmalowane, zaliczają się do moich ulubionych „okrutnych historii” i dydaktycznych przypowieści XXI wieku. Paolo Bacigalupi ewidentnie jest piątym jeźdźcem Apokalipsy, no wiecie, tym, co w wolnym czasie pisuje fantastykę.
— Kelly Link, autorka „Magii dla początkujących”
Tytuł: Okręt w herbie
Autor: Franciszek Fenikowski
Wydawnictwo: słowo/obraz/terytoria
Data wydania: 17 stycznia 2011

Bardzo lubię legendy wszelakie, tym bardziej, jeśli odnoszą się do polskiej historii. Tym razem Gdańsk.
Zbiór niezwykłych legend gdańskich przybliżających elementy historii i architektury tego królewskiego miasta, między innymi: „O pięknej Kasi, złym komturze i budowniczych kościoła Mariackiego”; „O Szymku Flisaku, który swoimi skrzypkami uciszył groźne psy na Wyspie Spichrzów” czy „O sprytnym wartowniku strzegącym Bramy Wyżynnej, który oszukał diabła”. Znajdziemy tu także historię o stolemie, który pomógł dzielnemu żeglarzowi Marcinowi zdobyć rękę ukochanej Krystyny i o odważnym Michałku, który pokonał straszliwego Króla Mora na Młodym Mieście, a nawet o astronomie Janie Heweliuszu, jego papudze Cynozurze i zazdrosnym uczniu Pietrze. Zamieszczone w zborze wiersze i opowiadania, publikowane po raz pierwszy w 1977 roku, wrosły już w historię miasta, wywierając niemały wpływ na kształtowanie się świadomości kolejnych pokoleń gdańszczan.
Tytuł: Allen na scenie
Autor: Woody Allen
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 25 stycznia 2011

Jestem fanką filmów Woody'ego Allena, cenię go także jako aktora, więc chętnie sięgnę po zbiór jego sztuk.
W tym tomie znalazło się pięć sztuk Allena: „Pytanie”, „Gdy śmierć zastuka”, „Nad kobietami Lovborga”, „Śmierć” oraz „Bóg”. Zaludniają je postaci autentyczne – jak Abraham Lincoln – i fikcyjne – jak nowojorski Żyd, który nie waha się zagrać w remika ze Śmiercią, dramaturg, twórca wybitnych postaci kobiecych, wyrwany ze snu mężczyzna, który z tropiciela mordercy staje się ofiarą szalonego tłumu tropicieli, czy strapiony autor klasycznych greckich sztuk. Mimo różnorodności postaci, miejsc i czasów, w których się rozgrywają, wszystkie te teksty łączy błyskotliwy, surrealistyczny humor – znak firmowy autora. Czytając je, nie sposób się nudzić.
Tytuł: Dziesięć tysięcy uciech cesarza
Autor: Jose Freches
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 26 stycznia 2011

Zapowiada się zabawna historia osadzona w klimatach Chin z XVII wieku. Już chyba nawet wiem, od kogo pożyczę...;-)
Jedna, by wspiąć się na szczyt rozkoszy.
Jedna, br rozbudzić gorące pragnienie.
Jedna by zapewnić niebiańskie spełnienie.
Pekin, XVII wiek. Cesarzowi Chenghui zostaje skradziony „birmański dzwoneczek”. Ale nie to jest zabawka dla dzieci. Ten tajemniczy obiekt pożądania pozwala zaspokajać niecodzienne kaprysy, dostarczać wyrafinowaną rozkosz i jej doświadczać, urzeczywistniać najintymniejsze fantazje.
Rozwścieczony Syn Niebios każe wszcząć śledztwo. W Zakazanym Purpurowym Mieście rozpoczynają się gorączkowe poszukiwania. Tymczasem grzechotka przechodzi z rąk do rąk (i nie tylko rąk). Znów ktoś zatracił się w ekstazie. Znów ktoś kogoś zauroczył. Znów ktoś oddał się figlarnym uciechom.
Pełna wdzięku powieść Frèchesa łączy obraz dawnych Chin z licznymi ciekawostkami dotyczącymi cesarskiego dworu i skrzącą humorem narracją. Akcja toczy się tu wartko niczym w powieści sensacyjnej, choć sprawa dotyczy przecież niepozornej zabawki…
Tytuł: Kilka myśli o ropusze zwyczajnej oraz inne nieznane szkice, eseje i opowiadania
Autor: George Orwell
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 26 stycznia 2011

Twórca kultowej powieści, człowiek nieprzeciętny. Z pewnością perełka w wydawnictwie.
Orwell miał temperament publicysty i wiele lat wiódł życie trampa, imając się najróżniejszych zajęć. Bywał żebrakiem i policjantem, nauczycielem i pomywaczem. W esejach pisze o wszystkim, co doskonale zna. Opisuje dzień włóczęgi i portretuje egzotyczny Marrakesz, jako intelektualista zastanawia się nad sensem socjalizmu, a jako smakosz gani angielska kuchnię za nadmierne używanie cukru. Są tu też zapiski rzucające światło na to, jak powstawał słynny „Rok 1984” i młodzieńcze opowiadania.
Tytuł: W ciemność
Autor: Cormac McCarthy
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 26 stycznia 2011

Kolejna książka cenionego twórcy fantastyki. Na mnie wciąż czeka "Droga", ale i tę powieść dodaję ku pamięci.
W ciemność grzechu i przeznaczenia…
Południe Stanów Zjednoczonych, początek XX wieku. Straszna, okrutna baśń o dziecku porzuconym w lesie. O grzechu, kazirodztwie, tragicznej nieuchronności losu.
Druga chronologicznie powieść w dorobku Cormaca McCarthy’ego (1968). Jej filmowa adaptacja weszła na ekrany kin w USA w 2009 (reż. Stephen Imwalle).
Tytuł: Zmorojewo
Autor: Jakub Żulczyk
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 26 stycznia 2011

Horror warmiński. Nowa powieść Jakuba Żulczyka, autora niedawnego dobrze ocenianego Instytutu, tym razem wersja dla młodzieży. Pomysł oryginalny, mam nadzieję, że wykonanie będzie dobre.
Nieopodal Zmorojewa rozpoczęła się wojna. Nie była głośna; nie rozbrzmiewały wystrzały, krzyk żołnierzy, huk spadających bomb. Nikt nie zakłócał spokoju lasu. Zapadał zmrok. Nad lasem rozlała się krwista czerwień zachodu słońca. Purpura oblewała korony drzew, spływała po ich pniach, ściekała na krzaki, paprocie i poszycie. Wojny nie było widać, ani słychać, co nie zmieniało faktu, że zaczęła się właśnie w tym momencie.
Zmorojewo, zaginione miasto, jest w największym niebezpieczeństwie od początku swojego istnienia. Leszy wysłał dwoje agentów – Strzępowatego i Gangrenę – aby przygotowali złu drogę do naszego świata…
Tymczasem Tytus Grójecki, fanatyk horrorów, gier komputerowych i zjawisk nadprzyrodzonych, wiedzie zwyczajne życie. Właśnie wyrusza na Warmię, aby odwiedzić rodzinę. Początkowo nie sądzi, by zabita dechami wieś Głuszyce oferowała jakiekolwiek atrakcje. Do czasu kiedy na forum internetowym poświęconym nadnaturalnym wydarzeniom trafia na intrygującą informację. Nieopodal Głuszyc znajduje się opuszczone miasto, a dwójka eksplorujących je „łowców tajemnic” zaginęła bez wieści…
Tytuł: Grobowce Atuanu
Autor: Ursula K. Le Guin
Wydawnictwo: Książnica
Data wydania: 31 stycznia 2011

Wydawnictwo Książnica kontynuuje wznawianie powieści amerykańskiej pisarki w przekładach najlepszych polskich tłumaczy. Ceny książek nie przekraczają 25 złotych, co czyni je wyjątkowo atrakcyjnymi dla fanów fantastyki. I ja może skuszę się na jedną, a może więcej.
Na wyspie Atuan wciąż rządzą Bezimienni, bogowie sprzed początków świata Ziemiomorza. Ich moc koncentruje się w grobowcach i podziemnym labiryncie. Gdzieś tam ukryta jest połówka pierścienia równowagi, której odnalezienie przywróci pokój i dobrobyt w Archipelagu. W poszukiwaniu pierścienia przybywa na wyspę największy z magów Ziemiomorza, zwany Krogulcem. Czeka go walka z wrogą i potężną mocą o przeżycie i o duszę dziewczynki, która służy Bezimiennym jako ich kapłanka.
Tytuł: Inny wiatr
Autor: Ursula K. Le Guin
Wydawnictwo: Książnica
Data wydania: 31 stycznia 2011
Na tronie Morreda zasiadł król, na Roke nie ma Arcymaga. Lecz stało się coś więcej, znacznie więcej. Widziałem jak mała dziewczynka wzywa smoka Kalessina, Najstarszego, i Kalessin przybył, nazywając ją córką, tak jak ja. Co to oznacza? Czemu nad wyspami zachodu znów widuje się smoki? Król przysłał do nas statek, do portu Gont, prosząc mą córkę Tehanu, aby przybyła i naradziła się z nim w sprawie smoków. Ludzie się lękają, że stara umowa została złamana, że smoki znów zaczną palić nasze pola i miasta, jak przedtem, nim Erreth-Akbe walczył z Ormem Embarem. A teraz na granicy życia i śmierci dusza odrzuca więź z imieniem… Nie rozumiem tego. Wiem jedynie, Ŝe coś się zmienia, wszystko się zmienia. — fragment
Tytuł: Lewa ręka ciemności
Autor: Ursula K. Le Guin
Wydawnictwo: Książnica
Data wydania: 31 stycznia 2011
Nadam mojemu raportowi formę opowieści, bo kiedy byłem jeszcze dzieckiem na mojej macierzystej planecie, nauczono mnie, że prawda to kwestia wyobraźni. Najbardziej niepodważalny fakt może zwrócić uwagę lub przepaść bez echa. W zależności od formy, w jakiej został podany: jak ten jedyny w swoim rodzaju organiczny klejnot naszych mórz, który błyszczy na jednej kobiecie, a na innej traci blask i rozsypuje się w proch. Fakty nie są wcale bardziej namacalne, spoiste i realne niż perły. I są równie delikatne. — fragment
Tytuł: Najdalszy brzeg
Autor: Ursula K. Le Guin
Wydawnictwo: Książnica
Data wydania: 31 stycznia 2011
Arcymistrz Ziemiomorza zaniepokojony wieściami docierającymi do szkoły czarnoksiężników na Roke, postanawia po latach znów udać się w podróż, by dowiedzieć się, co sprawia, że zaklęcia magów tracą moc, a ludzie zapominają słów pieśni. Wybiera na towarzysza niebezpiecznej wyprawy młodego księcia, który nie zna magii. Dostrzega w nim coś więcej niż tylko oddanie i dzielne serce. Coś, co pozwoli im obu dotrzeć na najdalsze rubieże Archipelagu i stawić czoła nieznanemu.
Tytuł: Opowieści z Ziemiomorza
Autor: Ursula K. Le Guin
Wydawnictwo: Książnica
Data wydania: 31 stycznia 2011
Na Roke znalazł jednocześnie więcej i mniej, niż sugerowała nadzieja, która od tak dawna kierowała jego krokami. Dowiedział się, że wyspa Roke leży w sercu Ziemiomorza. Pierwszą ziemią, wydźwigniętą z wód przez Segoya na początku czasu, była Jasna Éa na północy, drugą Roke. Zielone wzgórze, Pagórek Roke, miał korzenie głębsze niż wszystkie wyspy. — fragment
Tytuł: Tehanu
Autor: Ursula K. Le Guin
Wydawnictwo: Książnica
Data wydania: 31 stycznia 2011
Przez ostatnich kilka lat mieszkańcy Gontu stracili dawny spokój i ufność. Młodzież zachowywała się jak obcy wśród swego własnego ludu, kradnąc i sprzedając łupy. Kobiety bały się same chodzić po drogach, część młodych dziewcząt uciekła z domów, aby dołączyć do band złodziei i kłusowników. Wśród wioskowych czarownic i czarodziejów krążyły pogłoski o tym, że także z ich rzemiosłem dzieje się coś niedobrego: uroki, które zawsze leczyły choroby, traciły skuteczność, zaklęcia znajdujące niczego nie pomagały odszukać, napoje miłosne doprowadzały mężczyzn do szału – nie miłości, ale morderczej zazdrości; a co najgorsze, ludzie, którzy nie wiedzieli dotąd nic na temat magii, twierdzili, że są obdarzeni mocą i gromadzili wokół siebie wyznawców.

niedziela, 2 stycznia 2011

Wydanie II poprawione

Przed chwilą usunęłam blog z portalu bloxa, więc jeśli ktoś z czytających jeszcze nie zaktualizował listy blogów, na której jestem, najwyższy czas to zrobić:-) Teraz pozostaje mi tylko uporządkowanie wpisów (niektóre nie znalazły się na tej stronie, niektóre poprawiłam) i zabawa na całego z bloggerem.