sobota, 19 marca 2011

Wszystkie kobiety Artura - "Mgły Avalonu", Marion Zimmer Bradley, tłumaczenie: Dagmara Chojnacka, Zysk i S-ka 2010

O Marion Zimmer Bradley usłyszałam dobrych kilka lat temu, kiedy bardziej zaczęłam się interesować fantastyką. Mgły Avalonu zawsze chciałam przeczytać, niestety powieść była ciężko dostępna w bibliotekach, o księgarniach czy antykwariatach nie wspominając. Mogę jedynie dziękować temu w wydawnictwie Zysk i S-ka, kto wpadł na pomysł wznowienia książki. Tak oto liczące sobie ponad tysiąc trzysta stron tomiszcze trafiło do mnie i mimo trudów spowodowanych niewygodną objętością w twardej oprawie Marion Zimmer Bradley zabrała mnie w świat średniowiecznej Brytanii na ponad dwa tygodnie. I była to jedna z najlepszych literackich wypraw, w jakich miałam okazję brać udział.

Wydana na początku lat 80. powieść Amerykanki jest pierwszą wersją arturiańskiego mitu, która skupia się nie tyle na losach legendarnego króla i jego rycerzy, a kobiet z nim związanych. Dotąd nie posiadające znaczącej roli i głosu, w Mgłach Avalonu dominują i wreszcie możemy się dowiedzieć, o czym myślały, jakich wyborów dokonywały i dlaczego, kogo kochały, a kogo nienawidziły. Oczywiście jest to wyłącznie interpretacja autorki, jednak nie można jej odmówić realizmu.

Narratorką całej historii uczyniła Zimmer Bradley Morgianę, szerzej znaną jako Morgan le Fay, złą czarownicę będącą zagorzałą przeciwniczką Artura. W Mgłach Avalonu autorka rehabilituje tę postać, dając jej specjalne miejsce nie tylko w fabule, ale także w życiu Artura. Odtrącona przez matkę opiekuje się przyszłym królem, by później trafić do Avalonu i stać się najwyższą kapłanką i wykonawczynią wyroków Wielkiej Matki, bogini wszelkiego stworzenia, którą katoliccy księża postanowili wyprzeć ze świadomości mieszkańców Brytanii. Morgiana w tej powieści to łagodna, niezależna i świadoma siebie kobieta, pokorna wobec decyzji Pani Jeziora Viviany, jednak nie pozbawiona wątpliwości co do racji postępowania kapłanki i Merlina. Wmanipulowana w ich intrygi karze siebie za czyny, które popełniła nieświadoma wszystkich okoliczności. Niemal całe życie kochająca jednego człowieka nieodwzajemniającego jej uczucia, cierpi podwójnie (mając świadomość, że on nigdy jej nie będzie kochał i obserwując jego oddanie innej kobiecie), ale z godnością znosi wszystko, co przynosi jej los, by w końcu wziąć życie we własne ręce. Morgiana ze wszystkich bohaterek jako jedyna przechodzi przemianę duchową – od uwielbiającej boginię i swoją mentorkę kapłanki, przez pokonaną przeciwnościami i odwróconą od swych wartości dwórkę królewską, po Wielką Kapłankę Avalonu, która uwierzyła na nowo w siły natury i wreszcie odnalazła prawdziwą miłość i spokój.

Pozostałe bohaterki, mimo targających nimi czasem mieszanych uczuć, są takie same w swych dążeniach od początku do końca, ewolucja polega wyłącznie na stopniowej eskalacji ich charakterów. Tak na przykład Igriana, która według Bradley prawdziwie zakochuje się w Utherze i nie jest to skutek żadnych czarów, robi wszystko, by zadowolić najpierw swego pierwszego męża, Gorloisa, a potem Pendragona, któremu oddaje się całkowicie ciałem i duszą, by na koniec oddać się chrześcijańskiemu bogu. Jej chwilowa niezależność i poczucie krzywdy ze strony Viviany, która zaaranżowała jej małżeństwo z Gorloisem, zostały zupełnie stłumione przez miłość do Uthera. Z kolei Viviana jest nieugiętą władczynią Krainy Mgieł, dla której wola bogini jest najważniejsza. Na przykładzie jej postaci czytelnik ma okazję obserwować, czym naprawdę jest władza i jaką niesie ze sobą odpowiedzialność. Viviana poświęciła życie służeniu Wielkiej Matce, kultywowaniu i chronieniu wiary za wszelką cenę, nawet jeśli spowoduje to odwrócenie się od niej najbliższych. Równie zdecydowana jest Morgause, młodsza siostra Igriany i Viviany. Dla Morgause jednak władza jest wszystkim i by ją zdobyć, kobieta jest gotowa na najgorsze czyny. W legendzie to ona właśnie jest prawdziwą matką Mordreda, Bradley w swojej powieści czyni ją jego przybraną matką, która wychowuje chłopca w nienawiści do Artura i podsyca jego ambicje dla swoich celów. O ile w przypadku tych bohaterek, a także pozostałych „drugoplanowych” postaci kobiecych autorka przeobraziła je na potrzeby powieści, czyniąc je niepodobnymi do legendarnych pierwowzorów, o tyle osoba Gwenifer pozostała ta sama. Przyszła żona Artura i ukochana Lancelota to istota na wskroś pusta, fanatyczna „cnotka niewydymka” z panicznym lękiem przestrzeni, wzbudzająca jedynie pogardę i irytację – tak ją przedstawiał Geoffrey Monmouth i Thomas Malory (no, może poza tą cnotką niewydymką obawiającą się świata), taka pozostaje w Mgłach Avalonu. Gwenifer stanowi przykład najgorszego wpływu nauk katolickich na kobiety w tamtym czasie – od dziecka wychowywana w przekonaniu o swojej grzeszności tylko dlatego, że jest kobietą, nosi w sobie poczucie winy z powodu miłości do Lancelota i braku pełnego oddania Arturowi. Nie przeszkadza jej to jednak nienawidzić, zazdrościć, oszukiwać i knuć czy karmić własną próżność uwielbieniem króla i rycerza, unieszczęśliwiając ich obu.

Zimmer Bradley odwraca wizerunek męskich i damskich postaci mitu – tym razem to mężczyźni są dodatkami, drugoplanowymi i podzielonymi jasno na silniejszych i słabszych, chociaż w „starciu” z kobietami każdy z nich okazuje się słaby. Wszyscy są przedstawieni jako narzędzia w rękach kobiet: Taliesin, największy z Merlinów Brytanii służy bogini i wspiera Vivianę, jego następca, Kevin Harfiarz co prawda staje się bardziej politykiem niż bardem i namiestnikiem Avalonu, jednak i on uzależnia się najpierw od Morgiany, później od Nimue, Lancelot zaklęciem przyciągany jest na Wyspę przez Vivianę, a już całkowicie ulega Gwenifer, podobnie jak Artur, który dla niej sprzeniewierza się dawnym obietnicom, król Uriens oraz jego syn Accolon prowadzeni są przez Morgianę, choć ten drugi postępuje zgodnie z własnym sumieniem i jest dla niej prawdziwym oparciem. Także Gwidon-Mordred manipulowany jest przez Morgause, mimo że jego przewrotność nawet ją wprawiała w zakłopotanie. Autorka pokazuje różne kobiety i różnych mężczyzn, poświęciła im wiele miejsca, równomiernie rozkładając akcję, dokonuje przy tym rzeczy rzadkiej – nie tłumaczy ich postępowania, pozwala czytelnikowi odnajdywać motywy w nich samych. Wszystko to sprawia, że postacie Mgieł Avalonu są prawdziwe, można sobie je nawet wyobrazić jako postacie historyczne.

Ale to nie tylko powieść o kobietach związanych z Arturem. Mgły Avalonu to również niezwykłe odwrócenie arturiańskiej legendy, jedna z najlepszych gier z konwencją i historii z kręgu retellingu w ogóle (najbardziej przewrotną, mistrzowską wręcz próbą jest dla mnie pokazanie wątku Nimue i Merlina). Zimmer Bradley wzięła na warsztat wszystkie opowieści o królu Arturze, wybrała z nich najlepiej znane i umiejętnie przekształciła w nową historię, trzeba przyznać dużo bardziej wiarygodną i mniej baśniową od popularnej wersji sagi, mimo że książka należy do klasyki fantasy. Magia jest tu częścią świata, otacza ludzi tak samo jak powietrze. To przede wszystkim zgodność z siłami natury i ogromna świadomość ludzkiego umysłu wspomagana medytacją i ciągłymi ćwiczeniami. Autorka wykorzystała kult Wicca do przedstawienia sztuki avalońskiej, łącząc ją z wiedzą na temat kultury druidów, co sama zresztą wyjaśnia w podziękowaniach.

Bardzo istotną w powieści jest też walka religii „pogańskiej” z wiarą chrześcijańską (przedstawianą bardzo wyraziście, często wręcz nachalnie, jako największe zło świata). Ukazanie problemu dobra i zła przez pryzmat wiara celtycka kontra chrześcijaństwo to jedyny minus Mgieł Avalonu. Wszyscy, którzy czczą starych bogów, mimo wahań i błędów popełnianych w życiu, są prawi, najgorsi są zawsze wyznawcy katolickiego boga. Mimo że Zimmer Bradley w swoich wywodach ma wiele racji i stwierdza fakty znane każdemu rozsądnemu człowiekowi, ich sposób podawania jest przepełniony taką niechęcią, że odrzuca samego czytelnika i z pewnością niejeden zrezygnował z lektury z tego powodu. Dla tych jednak, którzy nadal żyją w nieświadomości historii rozwoju chrześcijaństwa, takie ukazanie katolicyzmu może szokować. Pisarka jawnie bierze stronę „pogan” i przedstawia szerzenie nowej wiary z ich punktu widzenia, ostateczną konkluzją potrafi jednak zaskoczyć. Myślę, że nie tyle ważne jest tu przedstawienie brutalnej ekspansji chrześcijaństwa na pozostałe religie, ile ludzkiej mentalności. Wszystko bowiem, co się dzieje ze światem, zależy od podejścia ludzi i stopnia ich świadomości tego, co najważniejsze. Przy okazji opisywania wydarzeń w tle odchodzącej religii Zimmer Bradley pokazuje przemiany, jakim podlega świat, równie dobitnie, jak to zaznaczał choćby Andrzej Sapkowski w cyklu Wiedźmin.

Mgły Avalonu pisane są bogatym językiem, który jest częścią epickości opowieści, podobnie jak bohaterowie i fabuła. Marion Zimmer Bradley snuje swoją historię niezwykle emocjonalnie i obrazowo, chwilami tylko patetycznie. Akcja pozbawiona jest dłużyzn dzięki sprytnemu zabiegowi pierwszoosobowej narracji Morgiany, która zwraca się do czytelnika i w kilku słowach wyjaśnia wydarzenia mniej istotne w powieści. Autorka postarała się o wiarygodność nie tylko w kreowaniu bohaterów, ale także ich świata. Dowiadujemy się więc, jak wyglądało życie w ówczesnej Brytanii – w jaki sposób funkcjonowała władza, czym było rycerstwo, co działo się na dworach możnych tego kraju, zarówno w czasie wojen, jak pokoju. Dzisiaj pewnie Mgły Avalonu zostałyby zaliczone do fantasy historycznej, pisarka bowiem zadała sobie trud osadzenia fabuły mocno w realiach wczesnego średniowiecza, skupiając się przede wszystkim na życiu społecznym i religijnym. Powieść czyta się z prawdziwą przyjemnością, ciężko się oderwać, chociaż opasłość i waga tomiszcza sprawiają pewne trudności, nie wspominając o licznych błędach korektorskich i potknięciach tłumaczeniowych. Mgły Avalonu to absolutna klasyka fantastyki i każdy szanujący się fan powinien ją przeczytać, a zwłaszcza ten, kto interesuje się sagą arturiańską, oraz poszukujący dobrych gier z konwencją. Polecam też lekturę miłośnikom wspomnianego już Andrzeja Sapkowskiego, na którego twórczość Marion Zimmer Bradley miała niewątpliwy wpływ.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

9 komentarzy:

  1. No dobra - przyznam się, że "Mgieł" nie czytałem. Co więcej, jest to jedna z kilku dosłownie posiadanych przeze mnie książek, których nigdy nie udało mi się skończyć (poddałem się ostatecznie przy drugim podejściu). I choćby nie wiem jak bardzo entuzjastyczne recenzje jeszcze na jej temat przeczytam (a zbiera właściwie tylko takie), to dla mnie pozostanie nie do strawienia.
    Nuuudy, jak zresztą większość twórczości tej nadzwyczaj płodnej pisarki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podejrzewam, że takie zdanie ma większość czytelników płci męskiej, ale ja myślę, że to po prostu dlatego, że prawda w oczy kole panowie;-P

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój mąż wsiąkł totalnie, podobnie jak i ja ;) Świetnie opisałaś tę książkę, po prostu świetnie. Mam podobne zdanie we wszystkich właściwie kwestiach!

    OdpowiedzUsuń
  4. Grendello, w takim razie zazdroszczę męża;-) Dziękuję Ci bardzo, chociaż i tak nie napisałam o wszystkim, co chciałam, musiałabym siedzieć z notesem przy książce.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiem, że pisanie o "Mgłach Avalonu" nie należy do rzeczy prostych :) Ja też miałam takie wrażenie, jak usiadłam, żeby sklecić parę słów o tej książce. Trudno napisać o wszystkim, a ty i tak poruszyłaś o wiele więcej aspektów. Tym bardziej podziwiam. A co do męże, to nie przeszkadzają mu po prostu silne postaci kobiece ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Umm, mam przeczucie, że mi się spodoba, kiedyś, oczywiście, jak wpadnie mi w ręce, skombinuję sobie.
    A tak z innej beczki, zainteresowana jesteś "Światłem" Harrisona? Piszesz, że chciałabyś mieć, a ja mam na półce i właściwie nie spodobała mi się tak bardzo, żebym chciała ją zatrzymać...
    Jakby co, mój mail agnes.aqnes@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  7. "tak ją przedstawiał Geoffrey Monmouth i Thomas Malory"

    Skąd wiesz?

    OdpowiedzUsuń
  8. Książkę przeczytałam i bardzo mi się spodobała. Niestety jak na współczesne realia jest ciężka, co może zniechęcić

    OdpowiedzUsuń