niedziela, 14 września 2014

Za dużo, za mało - "Skald. Karmiciel Kruków", Łukasz Malinowski, Erica 2013 r.

Przymierzałam się do tej książki niejednokrotnie i zawsze po kilku, kilkunastu stronach dawałam za wygraną, zbyt poirytowana stylem autora i osobą głównego bohatera. Jakiś czas temu zawzięłam się i postanowiłam dać Łukaszowi Malinowskiemu ostatnią szansę. Miałam ochotę na wikińskie klimaty, średniowieczną epokę, sądziłam, że się przyzwyczaję do tego bezczelnego, aroganckiego, głupiego Ainara i przełknę liczne definicje odnoszące z historii, mitologii, obyczajów...

Nie w przypadku tej książki. Czytałam i zgrzytałam zębami niemal przy każdej stronie. I tak jestem z siebie dumna, dotrwałam do jakiejś dwusetnej strony, ale ostatecznie uznałam, że nie warto tak się męczyć. Dwa opowiadania i mikropowieść, tak można określić zawartość Skalda. Jest to jedna z niewielu książek, która wzbudziła we mnie tak wielką niechęć (inne znajdziecie na stronie Najgorsze książki). Historie są tu zwyczajne, niczym nie zaskakują, a nudzą przeraźliwie. Główny bohater to postać dla mnie całkowicie nie do zaakceptowania. Ainar wydaje się być kreowany na boskiego Lokiego, przebiegłego, egoistycznego, ale piekielnie inteligentnego aroganta. Dla mnie to jednak człowiek bez żadnego celu, bezczelny, złośliwy. Niegłupi, ale też i nie najmądrzejszy, niczym nie imponujący. Nie muszę lubić literackiego bohatera, ale jeśli jest to protagonista, oczekuję, że przynajmniej będzie miał w sobie coś takiego, co utrzyma mnie w lekturze, zaintryguje. Idealnym przykładem jest tu Locke Lamora z powieści Scotta Lyncha – nienawidziłam drania, ale od lektury Kłamstw Locke’a Lamory nie mogłam się oderwać przede wszystkim dlatego, że ten drań był piekielnie inteligentny i przebiegły. Ainarowi daleko, oj jak daleko…

W równym stopniu denerwowały mnie te encyklopedyczne wstawki. Na każdej stronie, często nawet po kilka razy czytelnik jest bombardowany definicjami z zakresu mitologii, obyczajowości, historii epoki. Pół biedy kiedy trafiało się to w opisach (aczkolwiek dygresje na temat mitologii mógł sobie autor darować w trakcie relacjonowania bitwy…), ale Malinowski wkładał też tłumaczenia w usta swoich bohaterów! Jakby tego było mało (a nie było), to jeszcze książka pstrzy się od przypisów. Nie wiem, jak innych, ale mnie coś takiego całkowicie wybija z lektury, nie daje mi żadnej przyjemności, odstręcza od zdobywania wiedzy, psuje ciekawość. Uwielbiam powieści historyczne, historyczne fantasy również, i dobre przygotowanie merytoryczne pisarza, ale nie wtedy, kiedy przytłacza to fabułę i bohaterów. Tutaj miałam wrażenie, że czytam encyklopedię do historii skandynawskiej. Wiedzę Łukasz Malinowski ma doprawdy ogromną i być może sięgnę po jego prace naukowe, ale od powieści będę się trzymać z daleka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz