niedziela, 5 lipca 2009

Weekend pod znakiem Avangardy - piątek

Dzisiaj drugi dzień Konwentu Fantastów w Warszawie, ja wybrałam się na dwa dni - piątek i sobotę. Z początku czułam się trochę dziwnie, widząc przede wszystkim zapalonych miłośników RPG. Dla nich też zorganizowano najwięcej atrakcji - stoiska z grami, akcesoriami, prelekcje, wykłady i oczywiście zawody i konkursy. Organizatorzy nie porwali się też na ciekawe pamiątki, zadbali jedynie o standard - koszulki z logo konwentu, mistrzem Jodą, Spockiem albo Jokerem (?!) w różnych kolorach, czapki, kubki, zaczepki do torebek czy kluczy. Na wejściu byłam mile zaskoczona, kiedy, oprócz informatora, otrzymałam ekologiczną, pojemną torbę z logo konwentu na ewentualne skarby. Czułam się lekko wyobcowana, gdy zobaczyłam, że jako jedna z nielicznych na identyfikatorze miałam wypisane prawdziwe imię, a większość uczestników mianowała się nickami. Szybko jednak przestałam się czuć nieswojo, skupiłam się raczej na tym, żeby się nie pogubić w korytarzach i dotrzeć o czasie w wybrane przeze mnie miejsca. Ułatwiał to świetnie przygotowany informator z mapką i dokładnym planem spotkań, zawsze można było też o drogę zapytać koordynatorów, organizatorów albo gżdaczy (zabawna nazwa, doprawdy:-)).

Z bogatego programu spotkań wybrałam sobie kilka pozycji, nie sposób było pójść na wszystkie. I tak, na piątek zaplanowałam:
10.00-12.00 Kobieta w średniowieczu, cz. 1 - Klaudyna "Phanthasilea" Bronowska
12.00-13.00 Wampir w literaturze: rozwój czy degradacja? - Tomasz Bochiński
13.00-15.00 Kobieta w średniowieczu cz. 2 o strojach od X do XV wieku - Phanthasilea
16.00-17.00 Podstawowe kategorie języka magicznego - dr Zuzanna Grębecka
17.00-18.00 Legendy warszawskie - Michał Studniarek
Niestety mój żołądek, domagając się głośno (mam nadzieję, że nikt jednak nie słyszał) obiadu, zmusił mnie do zrezygnowania z prelekcji o wampirze, pocieszyłam się za to przepyszną zapiekanką (robioną, nie mrożonką!) w szkolnym bufecie.

Prelekcja o kobiecie ciekawa, chociaż nie do końca dobrze merytorycznie przygotowana (Phantasilea powoływała się na "jakieś" źródła i, jak zwróciła uwagę jedna z uczestniczek, popełniła kilka błędów w nazewnictwie i wyjaśnieniach pojęć). Poruszony był przede wszystkim temat kobiety w kraju Franków (najlepiej udokumentowany), szkoda jednak, że nic nie wspomniano o kobietach słowiańskich. Co ciekawe, kobiety w czasach "rasowego" średniowiecza (czyli X-XIII wiek) miały o wiele lepszą sytuację prawną, niż kobiety żyjące w czasach późniejszych - pochodzące z wyższych rodów niejednokrotnie były bogatsze od swych mężów przez posag, mogły dziedziczyć ziemię i nią zarządzać pod nieobecność męża, ich przyszłość na wypadek wdowieństwa zabezpieczona była przez wiano, mogły się rozwieść (zabierały wtedy posag i wyprawkę), otrzymywały odszkodowanie za noc poślubną (mąż musiał zapłacić po skonsumowaniu!); mieszczki mogły parać się handlem; panowała rozdzielność majątkowa. To kobiety przede wszystkim, jako strażniczki domowego ogniska, strzegące pamięci rodu, umiały czytać i pisać, podczas gdy ich mężowie byli analfabetami! Oczywiście, nie było tak różowo, ale o niedogodnościach bycia kobietą w owych czasach wiemy wszyscy.

Bardzo interesujący i pouczający był wykład o kategoriach języka magicznego. Dr Grębecka jest antropologiem kultury na Uniwersytecie Warszawskim i w bardzo barwny sposób przedstawiła genezę magii w naszej słowiańskiej kulturze, która traktowana była jako część religii, pochodziła z Zaświatów (Nawii). Magia słowiańska, podobnie jak u wielu plemion pierwotnych, opierała się przede wszystkim na zasadzie opozycji, kontrastów, odwrotności: np. czarownicą była stara kobieta, która jest kobietą, ale nią nie jest (nie może już mieć dzieci), więc stoi na granicy światów, co pozwala jej uprawiać magię. Temat naprawdę interesujący i wart zgłębienia.

Dzień zakończyłam bardzo przyjemnie i zabawnie na spotkaniu z Michałem Studniarkiem, który barwnie opowiadał o Warszawie jako miejscu pełnym dziwacznych postaci, jak: kobieta z obandażowaną twarzą (ponoć żoną oficera SS, która po jego śmierci obiecała nikomu nie pokazywać swej twarzy), Józefie Tkaczuku (prawdopodobnie woźny jednej z warszawskich podstawówek, który stał się ofiarą żartu uczniów - więcej znajdziecie choćby na Wikipedii) czy Czarnym Romanie przechadzającym się po centrum miasta (widziałam go w piątek na Chmielnej!). Warszawa ma także legendy związane z różnymi miejscami, m.in. z Pałacem Kultury, w którym podobno znajdują się zatopione w betonie szczątki robotników (budowali tak szybko, że nie zdąrzyli uciec), czy z mniejszym z jezior na Morskim Oku, na którego dnie podobno spoczywają dwa wraki niemieckich samolotów wojskowych z czasów II wojny światowej.

Zadowolona, wróciłam do domu, żeby odpocząć przed pełnym, jak się okazało, wrażeń dniem sobotnim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz