niedziela, 18 kwietnia 2010

Koniec wojen to koniec świata - "Klęska ważki", Adrian Tchaikovsky, tłumaczenie: Andrzej Sawicki, Rebis 2010

Drugi tom Adriana Tchaikovksy’ego nadal czyta się dobrze, chociaż nie budzi we mnie takich zachwytów jak Imperium Czerni i Złota. Rzeczy, które nie przeszkadzały mi w pierwszej części – wartka akcja, prowadząca bohaterów i czytelnika bez wytchnienia, nieprzewidywalne i niewytłumaczalne z punktu widzenia fabuły zwroty wydarzeń, które ratują głównym bohaterom skórę, i ideologia – tutaj zaczęły drażnić, momentami nawet irytować. 

Akcja Klęski Ważki rozpoczyna się w tym samym momencie, w którym zakończyła się w poprzednim tomie. Tym razem jednak czytelnik jest wprowadzany w wydarzenia wolniej, autor postarał się o przypomnienie najważniejszych wydarzeń. Bohaterowie, chociaż ciągle działają, nie pędzą już na złamanie karku, co wydaje się świetną okazją do pogłębienia ich obrazów psychologicznych. Niestety Tchaikovsky nie poświęca tej kwestii należytej uwagi, pozostawiając swoje postaci takimi samymi, jakimi były. Więcej nawet, niektóre z nich, jak dobrze rokującego niejednoznacznego w swoich wyborach Thalryka, spłyca do minimum. Stenwold nadal jest naiwnym frajerem, który nie uczy się na błędach, Tisamon wciąż niewzruszonym zabójcą, Tynisa się do niego upodabnia. Cheerwell, chociaż miała szansę rozwinąć się w ciekawą postać, jest damską kopią swojego stryja, a o Achaeosie dowiadujemy się tylko tyle, że dręczony jest koszmarami. Jedyną interesującą osobą mógł być Totho, któremu los daje niepowtarzalną szansę na spełnienie marzeń za cenę własnej duszy. Piszę „mógł”, ponieważ na ostatnich stronach powieści autor porzuca swojego bohatera, zamyka jego rozterki kilkoma zdaniami i tym samym zaprzepaszcza jego potencjał na naprawdę nietuzinkową postać fantasy. Także nowe postaci nie są nikim więcej, jak tłem wydarzeń, nie odgrywają ważniejszych ról.

Rozczarowana jestem też wątkiem władcy imperium – chociaż postać Alvdana z pewnością się rozwinie w kolejnych częściach, już w Klęsce Ważki widać, że nie ma on nic do pokazania. To po prostu kolejny zły charakter, jakich pełno w literaturze. Niezbyt przekonujący wydaje się również mag Uctebri, wcale nie taki tajemniczy, jak przedstawia go Tchaikovsky.

Styl autora nadal jest niezwykle plastyczny, dzięki czemu opisy działań wojennych robią wrażenie. Przy okazji kolejnych bitew Tchaikovsky umiejętnie pokazuje naturę poszczególnych ras w obliczu zagrożenia. W Klęsce Ważki bliżej poznajemy mrówców, modliszowów i pająków, więcej dowiadujemy się o muchach czy ciemcach. Pojawiają się także nowe rasy, jak motyle, których przedstawicielką jest ukochana Salmy, czy moskity reprezentowane są przez Uctebriego. Znowu aluzje do naszej historii są jasne, a przy tym nietrudno zauważyć, że i nie różnimy się bardzo w postępowaniu od bohaterów powieści. Trzeba przyznać, że autor wciąż wprawnie opisuje ludzkie odczucia, pokazuje, czym naprawdę jest wojna i jak różnie potrafią zachowywać się ludzie w obliczu niebezpieczeństwa. Uwydatnione są zarówno ich słabości, jak i odwaga i waleczność. Powtarza się wątek, znany polskim czytelnikom chociaż z cyklu wiedźmińskiego, że wojna rodzi postęp, a wieczny pokój nie jest możliwy. Za dużo tu jednak patosu i oczywistości, za dużo słów, brak miejsca na własną refleksję, co sprawia, że ostatnie sto stron czyta się coraz ciężej i mniej chętnie.

Podobnie jak w Imperium Czerni i Złota, tak i w tej części najważniejsi bohaterowie cudem ratują się z opresji, a miastom na pomoc przychodzi odsiecz w ostatniej chwili. Przyznam szczerze, że liczyłam na to, że chociaż jedna z głównych postaci wreszcie zginie i doznawałam rozczarowania za każdym razem, kiedy jednak nadchodziła pomoc. Oczywiście śmierć jest obecna, nie dotyka jednak głównych bohaterów, a jedynie lekko ich straszy. Możecie uznać, że to nie jest zarzut, ale czy nigdy nie doznaliście szoku, kiedy ginął choćby jeden z ważnych bohaterów? Czy wtedy nie zapamiętywaliście tej powieści lepiej i nie przeżywaliście jej bardziej? Czy naprawdę nie nudziły Was nigdy szczęśliwe zakończenia?

Klęska Ważki ma także niższy poziom od strony redakcyjnej. Pojawiają się tu już nie tylko literówki, w większej ilości niż w tomie pierwszym, ale również błędy w nazwach, dosłowne tłumaczenia zdań. Szkoda też, że w blurbie wydawca zdradził dwa z głównych wątków książki. W Wielkiej Brytanii trzecia część cyklu Cienie Pojętnych ukazała się w lutym tego roku, my trochę na nią poczekamy. Mi się już tak bardzo nie spieszy.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz