piątek, 16 stycznia 2009

Wieczór z łowcą - "Łowca androidów", scenariusz: Hampton Fancher & David Webb Peoples, reżyseria: Ridley Scott, 1982

Kilka dni temu obejrzałam film Łowca androidów w reżyserii jednego z moich ulubionych reżyserów Ridleya Scotta. Film jest z roku 1982 i w sumie wstyd, że nie oglądałam go wcześniej. Na swoje usprawiedliwienie mam tyle, że nie lubię filmów science fiction w jakiejkolwiek postaci. Jednak do obejrzenia skłonił mnie scenariusz obrazu, napisany na podstawie książki Philipa K. Dicka, którego twórczość staje mi się coraz bliższa.

Blade Runner to zdecydowanie dobry film, chociaż nie epatujący efektami specjalnymi. I dobrze, bo nie o nie chodzi. Dick to był pisarz specyficzny, bardziej filozof niż gadżeciaż, i Scottowi udało się nastrój powieści oddać w pełni. Harrison Ford wypada trochę blado, podobnie jak jego filmowa partnerka Sean Young (przypomina mi Katy Perry...) grająca Rachael - androida myślącego, że jest człowiekiem. Najciekawszą postacią z całego filmu był, o dziwo, Rutger Hauer. O dziwo dlatego, że tego aktora wręcz nie znoszę i wzbraniam się przed oglądaniem jakiegokolwiek z nim filmu. Zwykle wcielający się w role bezwzględnych twardzieli, tutaj wystąpił jako wrażliwy (!) replikant, którego jedynym marzeniem jest po prostu żyć. A jaki był przystojny...

Jak daleko może posunąć się człowiek w tworzeniu inteligentnych maszyn? Czy rzeczywiście możliwe jest, że w przyszłości powstaną roboty z rozwijającą się inteligencją i emocjami? Czy wtedy nastanie koniec ludzkiej rasy? Czyżbyśmy sami kopali pod sobą dołki? Fabuła filmu i pytania stawiane przez Dicka, a powtórzone przez Scotta, przypomniały mi podobne obrazy: np. Ja, robot Alexa Proyasa (na podstawie powieści Isaaca Asimova), czy A.I. Sztuczna Inteligencja Spielberga (opowiadanie Briana Aldissa).

Całości Blade Runnera dopełniają niezwykłe zdjęcia, jak na lata 80. całkiem realistyczne, oraz muzyka skomponowana przez Vangelisa. Efekty specjalne też niczego sobie, zwłaszcza efekt odblaskowej błony w oczach replikantów widoczny pod wpływem odpowiednio rzuconego światła, jak u zwierząt (podobało mi się zastosowanie tego jako "klucza zagadki", bystry widz od razu zauważał pewne rzeczy); albo scena miażdżenia mózgu i wyłupienia oczu... niezwykle realistyczne muszę przyznać (choć krew sztuczna).

A może niezwykłość filmów na podstawie książek Dicka wynika z niezwykłości jego książek? Podobał mi się też Raport mniejszości z Tomem Cruise'm (wypadł całkiem ciekawie, a nie jak plastikowy chłoptaś). Niezły był też Next z nielubianym już przeze mnie Nicolasem "cocker spanielem" Cage'm. Świetna była też Zapłata z Benem Affleckiem, chociaż opowiadanie bardziej mi się podobało.

Trzeba uzupełnić jeszcze filmografię. Ciekawa jestem jak wyszedł Impostor: Test na człowieczeństwo.

1 komentarz:

  1. I znów zero komentarzy. Dziwne...

    Ja przyznam, że film zupełnie mi do gustu nie przypadł. Oglądałem, wkrótce po lekturze i na tle książki wypada dla mnie blado. Wszystko jest pomieszane, niekiedy skrócone i uproszczone, innym razem rozbudowane wątki, które są niepotrzebne. Aktorzy zaś wydawali mi się potwornie drętwi i bez wyrazu. Film który jest podobno klasykiem dla mnie okazał się dwu-godzinną męczarnią. Choć może na mój odbiór rzutuje fakt, że nienawidzę wszelkich zmian w stosunku do książkowych pierwowzorów i podświadomie już na początku go skreśliłem.

    OdpowiedzUsuń