Uwaga: spoilery
Chyba po raz pierwszy będą spoilery, ale nie potrafię bez nich  napisać tego, co czułam podczas oglądania filmu na  podstawie powieści Iana McEwana. Dostał tyle pochwał i nominacji do  prestiżowych nagród (samych statuetek zdobył niewiele), że w końcu  postanowiłam obejrzeć. Cóż, nie powalił mnie na kolana, ale z pewnością  nie jest to łzawy melodramat.
To co mi się w Pokucie nie podobało, to przedstawienie w  niej wojny oraz gra aktorska. Sceny wojenne przedstawione zostały w  mdławych, pastelowych kolorach, w formie slajdów, puzzli złożonych z pojedynczych i niewiele znaczących obrazków. Gdzieś tam są żołnierze  ukrywający się przed Niemcami, zaraz potem scenka z wymordowanymi  uczennicami jakiejś francuskiej szkoły, leżącymi pokotem na łące...  Największe wrażenie wywarła na mnie scena egzekucji koni. O grze aktorów  równie niewiele można powiedzieć, co o wojennych perypetiach bohaterów.  Miałam wrażenie, że są gdzieś indziej, nie widziałam w nich prawdziwych  emocji. Dotyczy to przede wszystkim Keiry Knightley, która zwyczajnie i  po prostu nie jest aktorką i nie umie wykrzesać z siebie więcej ponad  spojrzenie niewiele rozumiejącej panienki i zaciśniętych, i tak już  wąskich usteczek. Lepiej poradził sobie James McAvoy, chociaż i jemu  nie udało się pokazać, co dzieje się ze zhańbionym człowiekiem, poza  jedną sceną. O wiele więcej emocji pokazał w Wanted. Jedyną  dobrze skrojoną postacią jest Briony Tallis i to ona, według mnie, jest  główną bohaterką, osią wszystkich wydarzeń. Grające ją trzy aktorki -  Saorise Ronan (13 lat), Romola Garai (18) i jak zawsze doskonała Vanessa  Redgrave (starsza Briony) - poradziły sobie świetnie z pokazaniem jej  charakteru, dzięki czemu jej postać zachowała płynność.
Pokuta to historia kobiety, która całe życie żyła  złudzeniami, nie potrafiła pogodzić się z własną winą, bo wcześniej nie  rozróżniła dobra od zła (ale też nikt jej tego nie nauczył). To film  pokazujący, jak bardzo można uciec w siebie, w stworzony przez siebie  świat, byle tylko oddalić się od prawdziwego życia, od krzywdy, którą  się wyrządziło, choćby nawet nieumyślnie. Tytułowa pokuta nie jest przez  Briony rozumiana w prawdziwym znaczeniu tego słowa - ona zamiast wyznać  swoją winę naprawdę, zrobiła to na kartach powieści, bo nie miała  odwagi. Przez swoje tchórzostwo odebrała dwojgu ludziom prawdziwe  wspólne życie, a w zamian dała im "szczęście" w swojej książce i nie  widziała, lub nie chciała widzieć, w tym różnicy - to chore. Jednak nie  jest to jej wyłączna wina, miała w końcu zaledwie 13 lat i odseparowana  od normalnego świata, znająca życie wyłącznie z książek i własnej  wyobraźni, w tę wyobraźnię właśnie uciekła, by wyjaśnić sobie pewne  wydarzenia. Czy późniejsza zmiana jej zeznań coś by zmieniła? Robbie był  synem służącej, co z tego, że skończył studia, że był zawsze porządny?  Policja uwierzyła w to, w co chciała uwierzyć, bo przecież świadkiem  była dobrze wychowana panienka, a ofiarą jej kuzynka (która sama  okłamała wcześniej Briony). Któż inny, jeśli nie chłopak z nizin, mógłby  popełnić podobną zbrodnię?
Film oprawiony został piękną muzyką ze stukotem maszyny do pisania w tle, skomponowaną przez Daria Marianellego.  To kolejny film, który pokazuje, jak daleko wrażliwy pisarz może wejść w  wykreowany przez siebie świat, kiedy nie jest w stanie rozróżnić  rzeczywistości od fikcji. Książka McEwana ląduje na mojej liście  zakupów.

 




















