poniedziałek, 26 października 2009

O strojach inaczej - "Historia stroju", Maguelonne Toussaint-Samat, tłumaczenie: Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak, W.A.B. 2002

Wydana w serii Larousse książka francuskiej badaczki to jedna z najlepszych pozycji o rozwoju mody, jakie miałam okazję czytać. Napisana w formie esejów, podzielona tematycznie, a nie historycznie, pozwala czytelnikowi wnikliwie poznać barwne dzieje stroju, a także odpowiada na pytania, których nie znajdziesz w innych książkach tego typu - dlaczego coś noszono, z czego to wynikało i co mówiły stroje z różnych epok. Lekki styl Toussaint-Samat pozwala czytać książkę z prawdziwym zaciekawieniem i przyjemnością. Autorka sięga aż po czasy prehistoryczne, w których podstawą odzienia były skóry. Opisuje nie tylko Europę, ale także ludy Ameryki Północnej i Południowej, wiele uwagi poświęca sztuce szycia skór przez Inuitów. Zastanawia się też nad społecznym i antropologicznym aspektem noszenia ubrań i materiałów, z jakich są robione. Możemy dowiedzieć się na przykład, dlaczego ortodoksyjni Żydzi nie noszą lnu i usiłują odszukać źródła potwierdzające, że wcześniej używano wełny:

(...) Żydom len, roślina uprawiana na ziemi izraelskiej od najdawniejszych czasów, kojarzy się z Egiptem, imperium lnu i ziemią niewoli ludu wybranego.
Ze znawstwem Francuska obala też wiele wciąż żywych przekonań dotyczących historii stroju. Powszechnie uważa się na przykład, że krajem jedwabiu jest Japonia. Okazuje się, że nie jest to prawdą - już kilka stuleci wcześniej jedwab produkowano w Chinach i Indiach i to właśnie z Chin jedwab trafił do Japonii. Autorka kładzie też nowe światło na sprawę nocnej bielizny, której w ogólnej historii mody nie poświęca się wiele miejsca - podczas gdy większość książek podaje, że koszula nocna pojawiła się dopiero pod koniec średniowiecza, Toussaint-Samat twierdzi, że już starożytni Grecy i Rzymianie nie zdejmowali na noc chitonów, bądź zakładali świeże. Nie mówiąc już o tym, że Greczynki nosiły pasy materiału będące prototypem dzisiejszych biustonoszy - owijały się apodesmos, pasem delikatnej tkaniny, która miała jednocześnie osłaniać i uwydatniać biust. W interesujący sposób przedstawiona jest też wymowa stroju nocnego w epokach późniejszych:
Dwie osoby bez ubrań leżą obok siebie tylko wtedy, gdy łączy je związek miłosny. Król Marek odnalazł w lesie Tristana i Izoldę, którzy tulili się do siebie we śnie, ale byli ubrani, toteż nie widział powodów do zazdrości.
Zmieniło się to właśnie pod koniec średniowiecza, kiedy ciało zostało mianowane siedliskiem grzechu i nie można było pokazywać go nago nawet małżonkowi. Ale to dopiero w fałszywie pruderyjnym wieku XVIII wymyślono "koszule małżeńskie":
Dzięki tym bławatnym bastyliom małżonkowie mogli z czystym sumieniem, wykorzystując przemyślne otwory, "dowoli wypełniać nakazy Boskie w tym, co dotyczy mnożenia się", szydził Anatol France w "Poglądach księdza Hieronima Coignard" (...) Zamykana lub nie, owa "dziurka szczęścia" (sic!) w koszuli małżonki otoczona jest dyskretnymi haftami, a nawet budującymi sentencjami typu "Bóg tak chciał" czy literami J.M.J. (Jezus, Maria, Józef). W ciemniejszym ubiorze męża na wysokości pasa znajdował się rodzaj "zwodzonego mostu", klapka zapinana na guzik.
Czy wiedzieliście, że kobiety aż do XVI wieku nie używały osłon na części intymne? Uważano bowiem, że okrycia tylko bardziej przyciągają wzrok. Dopiero Katarzyna Medycejska (1540 rok) kazała sobie i swoim damom uszyć calzoni, które mogły zakładać do jazdy konnej, by nie gorszyć opinii publicznej i nie prowokować (tak naprawdę królowa chciała móc pokazywać swoje zgrabne nogi). Tak rozpoczęła się kariera damskich majtek, które jednak nadal okrywały wyłącznie uda i biodra, miejsca nieodsłonięte wypełniała natomiast ukryta pod suknią koszula. Taki stan rzeczy utrzymywał się aż do końca XIX wieku, kiedy to zaczęto szyć pantalony kryjące wszystko.

Bardzo dużo miejsca autorka poświęca symbolice poszczególnych części strojów. W przeważającej części książka omawia historię skór i futer. W prehistorii (i teraz także) noszenie skóry/futra danego zwierzęcia przez pierwotne plemiona miała przynieść noszącemu jego cechy. W czasach nam o wiele bliższych natomiast:
"Skórzana" moda środowisk marginalnych - rockersów, punków, homoseksualistów i innych współczesnych "nomadów", włóczących się po betonowych miastach, po betonowych podziemiach miast - poprzez odrzucenie tkanin (poza dżinsem, "drugą skórą") jasno wyraża odrzucenie przejścia-zżycia-spoufalenia się ze społecznością.
Przechodząc do materiałów tkanych, Toussaint-Samat zastanawia się nad aspektem mitologicznym samej czynności przędzenia i wrzeciona, który różni się w wielu krajach. W Europie wrzeciono symbolizuje utratę dziewictwa przez kobietę (Śpiąca Królewna), filozofia buddyjska podaje, że za pomocą wrzeciona Bóg-Stwórca, Waruna, utkał istniejący świat, wrzeciono było rekwizytem germańskiej Bogini-Matki. Przędzenie w większości społeczności należało do kobiet, podczas gdy tkaniem zajmowali się mężczyźni - kądziel kojarzona była z dawaniem życia, a to przecież kobiety rodziły potomstwo.

Najbardziej wciągnęła mnie opowieść o losach koszuli i sukni. Ta pierwsza długo stanowiła wyłącznie spodnią część ubrania, a odsłonięcie jej uważane było za wysoce niemoralne. Nie od parady więc więźniów wiedziono na szafot w samej koszuli - to nie tylko przejaw "praktycznego" podejścia do całej kwestii, ale także wyraz pogardy wobec tego, kto tak niewiele już znaczy. Historię sukni możemy prześledzić od czasów, kiedy była ona strojem wyłącznie męskim, po sukienki modne w latach 80. i wczesnych 90. (w oryginale książka ukazała się w 1990 roku). Autorka ubarwia te opowieści niejednokrotnie zabawnymi komentarzami. O sukni hiszpańskiej:
Królowa Margot ukrywała tuszę, a ponoć także przechowywane w puszkach serca kochanków, którzy "odeszli", pod spódnicami tak monstrualnych rozmiarów, że każde przejście przez drzwi stawało się istną komedią - akt pierwszy: pchanie; akt drugi - wyciąganie.
Poloneska
Nie zabrakło też polskich akcentów, zwłaszcza właśnie w opisach sukien. W wieku XVIII furorę na salonach francuskich, a później też w wielu innych krajach, robiła suknia à la polonaise, nawiązująca w niezwykły sposób do bolesnej dla Polski daty rozbiorów - suknia była krótka (sięgała znacznie, jak na owe czasy, powyżej kostki), wierzchnia spódnica opadała na spodnią trzema podwiązaniami, półokrągłymi falbanami. W ten sposób ponoć francuskie elegantki sprzymierzały się z naszym narodem, z polskiego punktu widzenia trudno jednak ocenić, czy to rzeczywiście był protest, czy kpina...

Wiele jest w tej książce podobnych ciekawostek, dzięki czemu czyta się ją naprawdę dobrze. Ma jednak ona ogromny minus - brak rysunków, przez co nawet najbardziej szczegółowy opis stroju nie pomaga w wyobrażeniu go sobie bez pomocy internetu lub innej książki o strojach, gdzie takie obrazki się znajdują. Redakcyjnie Historia stroju jest na dobrym poziomie (znalazłam zaledwie kilka błędów), a najbardziej drażniła mnie radosna beztroska autorki w umieszczaniu przypisów, przez co znalezienie jakieś pozycji, do której się odwoływała, graniczy z cudem. Nie jest to jednak na tyle denerwujące, żeby porzucić czytanie, podobnie jak brak obrazków. Historia stroju to dobra lektura zarówno dla laików, chcących poznać nie tylko modę, ale i jej wpływ na ludzi, jak i dla tych, którzy na modzie się już znają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz