środa, 19 stycznia 2011

Zrób to sam, czyli jak wyremontować zrujnowaną rezydencję - "Godzina czarownic", tom II, Anne Rice, tłumaczenie: Małgorzata Samborska & Agnieszka Izdebska, Rebis 2009

Drugi tom, a właściwie druga część pierwszego tomu cyklu Opowieści o czarownicach z rodu Mayfair Anne Rice jest nieco inna od pierwszej części, przede wszystkim dlatego, że nie zawiera już opisów dziejów Mayifairów, skupia się na teraźniejszości, na historii Rowan, najpotężniejszej czarownicy rodziny, przepowiedzianej trzynastej, która ma być przejściem dla demona Lashera do świata żywych. Jednak ta część to głównie opowieść o poszukiwaniu tożsamości – Rowan odnajduje się w swojej rodzinie, ale też szuka siebie w sobie samej, Michael próbuje się dowiedzieć, dlaczego został ocalony i czy jest to jakaś boska opatrzność, czy siły drugiej strony. Także Lasher pragnie się dowiedzieć, jak to jest być istotą z krwi i kości i jest ciekaw, co mu przyniesie życie w ludzkiej, chociaż nieśmiertelnej postaci.
Umiera Deidre i Rowan zostaje spadkobierczynią całego dziedzictwa Mayfairów, zarówno fortuny, jak i tajemnic rodziny. Powrót do Nowego Orleanu jest dla niej spełnieniem najskrytszych marzeń – chociaż zobaczyła matkę, gdy ta leżała już w trumnie, to poznała wszystkich kuzynów, kuzynki, wujów i ciotki, została przez nich nadzwyczaj ciepło przyjęta. W dodatku Michael okazuje się jej „drugą połówką” i obiecują sobie dozgonną miłość, planują razem odbudowę domu przy Pierwszej i wspólne w nim życie. Rowan ma także na tyle zdrowego rozsądku, żeby nie odrzucać pomocy w poznaniu historii jej rodziny oferowanej przez Talamaskę, zaprzyjaźnia się z Aaronem Lightnerem, który przekazuje jej całą swoją wiedzę. Kobieta zaczyna być coraz bardziej świadoma swojej mocy, potężnej i szalenie niebezpiecznej, którą postanawia opanować, zdusić. Czuje również obecność swojego cienia, Lashera, który towarzyszy czarownicom z jej rodu od pokoleń, i wie, że musi być czujna. Obiecuje walczyć z nim i zniszczyć go, w czym wspierają ją Michael i Aaron.
Taki obraz sytuacji czytelnik otrzymuje przez pierwsze dwieście-trzysta stron powieści. Zmienia się to radykalnie, gdy Lasher decyduje się wyjść z ukrycia. Dotąd obserwator, teraz postanawia wkroczyć w życie Rowan, wyczuwając jej zainteresowanie. Rice umiejętnie buduje napięcie, sprawiając, że i czytelnik śledzi wydarzenia z ciekawością i pewnym zagubieniem. Zaciera się bowiem granica między dobrem a złem, każdy z bohaterów okazuje się mieć ukryte cele, nikt nie jest tym, za kogo się podaje, chociaż zdarza się, że niektórzy nie zdają sobie z tego sprawy. Chwilami fabuła klimatem zbliża się do powieści grozy: szepty w powietrzu, piękne kwiaty pojawiające się znikąd i gnijące w ciągu kilku minut, wyczuwalna niepewność – wszystko to powoduje, że ta niepokojąca atmosfera staje się namacalna. Są również momenty niczym wyjęte z horroru - laleczki voodoo, części ludzkiego ciała w słojach, szczegółowe opisy okropieństw, jakich dopuszczali się niektórzy członkowie rodziny Mayfair.
Postaci Godziny czarownic to chyba najbardziej oryginalne twory wyobraźni Anne Rice. Rowan w niczym nie przypomina większości bohaterek amerykańskiej autorki – przede wszystkim dlatego, że ma charakter, silny i niezależny, wie, czego chce i dąży do tego, w przeciwieństwie do swoich protoplastek nie pragnie mocy, którą posiada, i postanawia obrócić ją w broń przeciwko Lasherowi. Michael już bardziej przypomina cierpiętników pisarki, choćby Louisa z Wywiadu z wampirem. Bez pamięci zakochany w młodej lekarce jest gotowy na wszystko, aby ją wspierać, opętany myślą o przeznaczeniu wciąż usiłuje się dowiedzieć, kim były istoty, które ukazały się w chwili jego śmierci. Jest też silny fizycznie i dobrze zbudowany jak Ramzes II z Mumii, ale nie posiada takiej inteligencji. Pragnie zrozumieć rzeczy przekraczające jego pojmowanie rzeczywistości, szuka odpowiedzi wszędzie i u każdego. Ich związek jest natomiast bardzo schematyczny i często spotykany w twórczości Rice – on jest dużo starszy, ich miłość jest natychmiastowa, od pierwszego wejrzenia, bez granic i na wieki, chociaż Rowan może zabijać myślą, a Michael ma problemy z alkoholem. W tym schemacie tylko ich role są odwrócone – w większości powieści Anne Rice daje mężczyźnie mądrość i obycie świata, kobiecie pozostawiając kruchość i potrzebę wsparcia. Tu jest odwrotnie – to Rowan ma silniejszy charakter, doskonale wie, że do walki z Lasherem musi stanąć sama. Przewrotnie nazywa Michaela swoim aniołem – ukochany nie może jej wszak przed demonem ochronić i oboje mają tego świadomość. Pojawienie się Lashera w życiu Michaela i Rowan powoduje komplikacje w ich miłości, brak zaufania, narastanie tajemnic, a także całkowite odwrócenie ich światopoglądów.
Sam Lasher nadal pozostaje postacią niejednoznaczną, mimo że więcej dowiadujemy się o nim samym, o jego istocie, pragnieniach, ale nie prawdziwych celach. Demon ponad wszystko chce mieć ludzkie ciało, ale ani Rowan, ani czytelnik nie wiedzą, czy właściwym powodem jest niezwykła ciekawość doświadczenia wszystkiego co ludzkie.Czarownica od chwili kontaktu z Lasherem traci całą pewność siebie, swego istnienia, zatraca się w jego słowach, obietnicach, chociaż stara się za wszelką cenę im nie ufać. Jednak żądza wiedzy i pokusa nieśmiertelności wydają się być silniejsze. Działania Lashera przypominają mi trochę biblijną postać Azazela, upadłego anioła, który przez związek z ludzką kobietą chciał odzyskać siły i zawładnąć światem. Jednak czytelnik nie wie, czy o to samo chodzi Lasherowi. Dowiaduje się natomiast, czym jest wiara i jaką moc posiada. Rice przekonująco opowiada o istocie religii (chrześcijańskiej, jak zwykle), o istnieniu wszelkich bogów i ich racji bytu na Ziemi i muszę przyznać, że podzielam jej zdanie.
Rice czaruje nie tylko stworzoną przez siebie historią, przemyślaną i logiczną, pozostawiającą więcej pytań niż odpowiedzi. Swoisty urok posiadają także jej opisy, wyraziste, malownicze, choć momentami nużą obszerne fragmenty o etapach remontu willi przy ulicy Pierwszej (stąd nieco złośliwy tytuł recenzji). Niestety tego samego nie można powiedzieć o kreowanych przez autorkę dialogach. Chodzi mi głównie o rozmowy Micheala i Rowan, które, przepełnione wzajemnym uwielbieniem, są pełne patosu i wprowadzają niezamierzony efekt komiczny. Tak jak i w poprzedniej części wiele do życzenia pozostawia strona redakcyjna książki i nie spodziewam się jej polepszenia w kolejnych tomach, ale nawet mi to nie przeszkodzi w kontynuowaniu cyklu.

Recenzja ukazała się na portalu Katedra.

4 komentarze:

  1. Świetna recenzja! :)
    "Wywiad z wampirem" to jedna z moich ulubionych książek, toteż jestem bardzo ciekawa, jak jego autorka poradziła sobie, tworząc postacie czarownic. Przeczytam na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję:-) "Godzina czarownic" to jedna z lepszych powieści tej autorki, nie wiem jeszcze jak z pozostałymi częściami cyklu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Napisałam wczoraj komentarz do tego wpisu, na pewno się pojawił, bo go widziałam, a teraz go nie ma. Ciekawe, czy to moja przeglądarka, czy coś z blogspotem nie tak??
    Bo wcześniej jakoś nie miałam takich problemów :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Yago, nie dostałam żadnej wiadomości o komentarzu:-( Ale miałam niedawno tak samo - zamieściłam komentarz, a on się nie ukazał pod wpisem, może chwilowe problemy?

    OdpowiedzUsuń