środa, 30 października 2013

Książki i filmy na listopadowe wieczory

KSIĄŻKI
Tytuł: Ziemiomorze
Autor: Ursula Le Guin
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data premiery: 4 listopada 2013 r.

Kiedyś próbowałam przeczytać Czarnoksiężnika z Archipelagu, jednak wydał mi się straszliwie nudny. Oglądałam miniserial i ten też nie wzbudził we mnie większych emocji. Ale to było lata temu, a że ostatnio przekonuję się, że są książki, które mogą nie być dla mnie odpowiednie w danym momencie, aby za jakiś czas mi się spodobać, to sięgnę po cykl Ursuli Le Guin, tym bardziej, że jej inne powieści wspominam bardzo dobrze.
Po raz pierwszy w jednym tomie!

„Ziemiomorze” Ursuli K. Le Guin to jeden z najznakomitszych cykli literatury fantasy, porównywany z dziełami J.R.R. Tolkiena czy C.S. Lewisa. Opisuje malowniczy świat pełen wysp, smoków i tajemnic, w którym najważniejsza jest równowaga między tworzącymi go siłami. Głównym bohaterem serii jest czarnoksiężnik Ged; poszczególne części opowiadają jego losy – od najmłodszych lat i pierwszych kroków stawianych w świecie magii, aż po czasy gdy zaczęła się ona stawać niebezpiecznym narzędziem w rękach zła.
Ged, którego Ziemiomorze na zawsze zapamięta jako Krogulca, zostaje wysłany na wyspę Roke, aby tam zgłębiać czarnoksięską sztukę. Jest obdarzony niezwykłymi magicznymi zdolnościami, więc po latach nauki zostaje Arcymagiem, który będzie musiał pomóc Najwyższej Kapłance Archipelagu – Tenar – uciec z labiryntu ciemności.
Niestety, wraz z upływem lat równowaga Ziemiomorza zacznie się chwiać coraz bardziej, a prawdziwa magia i pradawne zwyczaje coraz częściej wykorzystywane będą przez mroczne siły zła i śmierci…
Saga o Ziemiomorzu to opowieść o dojrzewaniu, o wyzbywaniu się młodzieńczej pychy i ducha rywalizacji, dorastaniu do wewnętrznej harmonii i mądrości, ale też zrozumienia ograniczoności ludzkich działań. Im większa moc i im większa władza, tym większa odpowiedzialność – przestrzega Le Guin.
— „Wysokie obcasy”
Potrzebowałam sześciu książek i trzydziestu lat życia, by opowiedzieć historię Geda i Tenar. W tym czasie nieustannie dowiadywałam się czegoś nowego o krainach i ludach Ziemiomorza – bo wszystkie przygody i odkrycia bohaterów były też moimi przygodami i odkryciami. (…) I oto wreszcie macie przed sobą ukończoną historię. Oby lektura sprawiła wam równie wielką przyjemność, jak mnie jej pisanie!
— Ursula K. Le Guin
Tytuł: Tajemnica diabelskiego kręgu
Autor: Anna Kańtoch
Wydawnictwo: Uroboros
Data premiery: 6 listopada 2013 r.

Ania Kańtoch wraca do korzeni kryminalnych, tym razem w powieści dla młodzieży. To jest to, czego potrzebuję na jesienne dni. Ciekawa jestem, na ile pisarka jest inna w podejściu do młodych odbiorców, czy jej bohaterowie i fabuła również będą się różnić od opowiadań i powieści dorosłych.
Nie każdy zostaje wybrany przez anioły i zaproszony przez nie na tajemnicze wakacje w klasztorze znajdującym się w niewielkiej miejscowości Markoty. Tak się składa, że przydarzyło się to trzynastoletniej Ninie. Nie bardzo wie jednak, dlaczego – jest przecież bardzo zwyczajną dziewczyną. Czy aby na pewno?
Tytuł: Wiedźmin. Sezon burz
Autor: Andrzej Sapkowski
Wydawnictwo: SuperNOWA
Data premiery: 6 listopada 2013 r.

Kiedy kilka dni temu gruchnęła wieść, że pojawi się kolejna książka ze świata o Wiedźminie, podchodziłam do niej z zadziwiającym spokojem i może lekkim rozczarowaniem brakiem konsekwencji autora. Ale teraz... Przecież to Geralt, Jaskier, Yennefer! Cieszę się, niezmiernie się cieszę, że jednak pisarz się złamał i będę miała szansę powrócić do wiedźmińskiego świata.
Oto nowy Sapkowski i nowy wiedźmin. Mistrz polskiej fantastyki znowu zaskakuje. „Sezon burz” nie opowiada bowiem o młodzieńczych latach białowłosego zabójcy potworów ani o jego losach po śmierci/nieśmierci kończącej ostatni tom sagi.

„Nigdy nie mów nigdy!” W powieści pojawiają się osoby doskonale czytelnikom znane, jak wierny druh Geralta – bard i poeta Jaskier – oraz jego ukochana, zwodnicza czarodziejka Yennefer, ale na scenę wkraczają też dosłownie i w przenośni postaci z zupełnie innych bajek. Ludzie, nieludzie i magiczną sztuką wyhodowane bestie. Opowieść zaczyna się wedle reguł gatunku: od trzęsienia ziemi, a potem napięcie rośnie. Wiedźmin stacza morderczą walkę z drapieżnikiem, który żyje tylko po to, żeby zabijać, wdaje się w bójkę z rosłymi, niezbyt sympatycznymi strażniczkami miejskimi, staje przed sądem, traci swe słynne miecze i przeżywa burzliwy romans z rudowłosą pięknością, zwaną Koral. A w tle toczą się królewskie i czarodziejskie intrygi. Pobrzmiewają pioruny i szaleją burze. I tak przez 404 strony porywającej lektury.
„Wiedźmin. Sezon burz” to w wiedźmińskiej historii rzecz osobna, nie prapoczątek i nie kontynuacja. Jak pisze Autor: Opowieść trwa. Historia nie kończy się nigdy…
Tytuł: Przedksiężycowi, tom III
Autor: Anna Kańtoch
Wydawnictwo: Powergraph
Data premiery:  29 listopada 2013 r.

Ostatnia część trylogii ma się ukazać z końcem listopada, mam nadzieję, że termin się nie przedłuży i będę mogła w końcu uzyskać odpowiedzi na dręczące mnie pytania z tomu pierwszego i drugiego.

FILM

Tytuł: Thor. Mroczny świat
Scenariusz: Christopher Yost, Christopher Markus, Stephen McFeely
Reżyseria: Alan Taylor
Data premiery: 8 listopada 2013 r.

Kontynuacja plastikowej produkcji, którą nie byłam zachwycona. Czy pójdę do kina, nie wiem, bilety drogie teraz, sam film to czysta, bezmyślna rozrywka (przynajmniej tak odebrałam pierwszą część), a ja obiecałam sobie nie wydawać pieniędzy na głupoty. No ale może się skuszę w jakiejś promocji.
Thor próbuje zaprowadzić porządek w kosmosie, ale starożytna rasa, dowodzona przez mściwego Malekitha powraca, by zepchnąć wszechświat w ciemność.
Tytuł: Adwokat
Scenariusz: Cormac McCarthy
Reżyseria: Ridley Scott
Data premiery: 16 listopada 2013 r.

To może być jeden z lepszych filmów roku... Dobra, nie nastawiam się, bo najlepiej to nie mieć żadnych oczekiwań. No ale Michael Fassbender w roli głównej... Nie, nie, bez oczekiwań...
Cieszący się powszechnym szacunkiem prawnik ze wszystkich sił stara się wyplątać z narkotykowego biznesu, który miał być dla niego krótką przygodą. 
Tytuł: Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia
Scenariusz: Simon Beaufoy & Michael Arndt
Reżyseria: Francis Lawrence
Data premiery: 22 listopada 2013 r.

Jakiś czas temu obejrzałam pierwszą część i film mi się podobał, zwłaszcza to, jak grała w nim Jennifer Lawrence. Z pewnością obejrzę również kontynuację.
Katniss i Peeta odbywają obowiązkowe Tournee Zwycięzców, kiedy dowiadują się o fali zamieszek, do których przyczynił się ich zuchwały czyn.

poniedziałek, 7 października 2013

Piąteczka!

To już pięć lat, od kiedy prowadzę bloga. Trudno mi w to czasami uwierzyć, przede wszystkim dlatego, że na co dzień nie zastanawiam się nad upływem czasu, aż tu nagle przychodzi taki 7 października i boom, uświadamiam sobie nagle, ile to już minęło... W zeszłym roku obiecałam sobie, że będę czytać więcej, pisać będę więcej, w ogóle będę brała większy udział w blogowaniu. Jak mi wyszło? Otóż nie wyszło. Kiedyś przychodziły momenty, w których nie miałam ochoty na pisanie, teraz jest odwrotnie, tylko czasami mam chęć napisać na blogu. Nadal w trakcie czytania jakiejś książki albo oglądania filmu robię notatki, ale żeby ubrać je choćby w kilka zdań podsumowujących moje wrażenia... Na to już nie mam energii. Chyba najwyższy czas zrobić sobie dłuższą przerwę, może całkowitą. Zmęczyłam się chyba, prowadzenie bloga stało się bardziej obowiązkiem niż zabawą i oderwaniem od codziennych zajęć.

Dość smęcenia, do rzeczy. W przeciągu ostatniego roku przeczytałam tylko osiemnaście pozycji (spadek w stosunku do poprzedniego roku, a jak wtedy byłam niezadowolona, to wyobraźcie sobie, co czuję dzisiaj...): osiem z obszaru fantastyki, trzy kryminały, cztery w ramach projektu Piękny czy Bestia? i jedna popularnonaukowa o duchach. Plusem jest, że przeczytałam niewiele takich, o których mogę powiedzieć, że mocno mnie rozczarowały.

Jeśli chodzi o filmy, to nie napisałam żadnej oddzielnej recenzji w przeciągu tego całego roku. Ostatnim razem swoje wrażenia ubrałam w słowa w styczniu! Oczywiście nadal oglądam dużo filmów, coraz mniej w nich jednak fantastyki, a tak czy siak, nie potrafię napisać kilku zdań, czy to o filmie fantastycznym, czy z innego gatunku - mam zaczętych kilka notek, żadnej nie mogę skończyć.

Tradycyjnie najlepsze książki i filmy liczone są od najsłabszych (6. i 3. miejsce) do najlepszych (1. miejsce), najgorsze natomiast odwrotnie - najlepsze z najgorszych zajmuje szóstą lub piątą pozycję, najbardziej irytujące pierwszą.

Najlepsze książki roku piątego:
  1. Słowo i miecz, Witold Jabłoński - za udowodnienie, że można stworzyć bardzo dobrą fantasy słowiańską, za nowe światło na historię naszych przodków motywujące do sięgnięcia po książki naukowe (na fali powieści Jabłońskiego kupiłam Europę, Boże igrzysko Normana Daviesa)
  2. Krew na Placu Lalek, Krzysztof Kotowski - za umiejętnie budowane napięcie do ostatnich stron, które spowodowało, że nie rozstałam się z książką do momentu jej ukończenia (ostatnie strony czytałam w pracy…)
  3. 451 Fahrenheita, Ray Bradbury - za przejęcie mnie do szpiku kości wciąż, a nawet coraz bardziej, aktualną wizją świata, w którym nie ma książek a ludzie wolą tępo spoglądać w ekrany telewizorów czy komputerów niż spędzać czas z innymi ludźmi
  4. Conan i skrwawiona korona, Robert E. Howard - to największe zaskoczenie czytelnicze tego roku, dzięki opowiadaniom zawartym w tym tomie już zawsze inaczej (bardziej przychylnie i z pewnym szacunkiem) będę patrzeć na postać Conana i jego twórcy
  5. Czarne, Anna Kańtoch - za wysmakowanie stylu, wyśrubowanie go do perfekcji, za wzbudzanie we mnie sprzecznych emocji, z którymi długo nie mogłam się uporać
  6. Wampiry i wilkołaki. Źródła, historia, legendy od antyku do współczesności, Erberto Petoia - za interesujące ujęcie mitu wampiryzmu, popartego mnóstwem nie znanych mi wcześniej przykładów i teorii
Najgorsze książki roku piątego:
  1. Okręt przeklętych, Viviane Moore - za nudę bijącą z niemal każdej strony, za przejście od ciekawego kryminału do mdłego love story, za chaos fabuły i absurdalne rozwiązania akcji
  2. Świat czarownic, Andre Norton - za bardzo prostą, momentami wręcz miałką akcję, papierowych, schematycznych bohaterów, oraz za sporą ilość logicznych błędów
Najlepsze filmy roku piątego:
  1. The Amazing Spider-Man - za odbrązowienie Spider-Mana, pokazanie jego bardziej prawdziwej twarzy i tego, że jest on jedną z bardziej dwuznacznych postaci komiksowych w ogóle
  2. Star Trek - za odświeżenie kultowej serii z zachowaniem starego klimatu, za doskonale zgranych aktorów, którzy stworzyli prawdziwy zespół, za dobre, niesztampowe dialogi
  3. The Cabin in the Woods - za ciekawe podejście do konwencji motywu opuszczonego domu, za obśmianie szablonów tworzenia klimatu strachu, za Frana Kranza w roli zabawnego Marty'ego
O wszystkich filmach pisałam tutaj.

Najgorsze filmy roku piątego:
  1. The Dark Knight Rises - tytuł największego rozczarowania roku zdobyło co prawda Elizjum, ale że nie chciało mi się nawet poświęcać kilku zdań na pisanie dlaczego, to The Dark Knight Rises pozostaje w mocy; dla mnie było to powtórzenie (kilkakrotnie) historii z pierwszej części trylogii, słabo zagrane (z wyjątkiem znakomitej Anne Hathaway), bez powalających efektów specjalnych
  2. Green Lantern - gdybym nie obejrzała The Dark Knight Rises i Elizjum, które spaliły moje nadzieje na dobre filmy, to Green Lantern byłby najgorszym ze wszystkich, które widziałam w ubiegłym roku, nie broni go nawet wersja humorystyczna
  3. Looper - muzyka i zdjęcia to dwa atuty tego filmu, ale to zdecydowanie za mało, aby poświęcać mu czas, rozczarowałam się grą aktorów, miałkimi dialogami, samą fabułą nie zawierającą dla mnie żadnej głębi, o którą podejrzewało twórcę scenariusza wielu recenzentów
  4. Cowboys & Aliens - dlaczego tak nisko w zestawieniu najgorszych filmów? Może dlatego, że film obejrzałam z nudów, chociaż wcale nie zamierzałam, bo spodziewałam się, że będzie to całkowita klapa; a jednak film potrafił mnie zatrzymać przed ekranem i było całkiem sporo momentów, w których się ubawiłam
  5. Skyfall - dla wielu osób Skyfall to najlepszy z filmów o Bondzie, a grający w nim Javier Bardem mistrzowsko ukazał postać złoczyńcy; nie należę do tej grupy, film nie podobał mi się, moim zdaniem brakuje mu klimatu serii, a Silva nie jest żadnym złoczyńcą; piosenka Adele i aluzje do poprzednich Bondów nie rekompensują tych trzech godzin wymęczonych w kinie
Kilka zdań o Looperze i The Dark Knight Rises w tym miejscu, natomiast o Green Lantern, Cowboys & Aliens oraz Skyfall pisałam tu.

czwartek, 3 października 2013

Obok Polconu 2013 - sobota na konwencie

W sobotę zaczęłam swój polconowy dzień od prelekcji Krzyśka Piskorskiego, Szaleni naukowcy, szalone teorie, która jest częścią cyklu wykładów razem z Najdawniejsze wynalazki w historii oraz Śmierć na 1001 sposobów: wojenne kurioza. Było to niewątpliwie najlepsze spotkanie całego dnia, ale nie ma się co dziwić, Krzysiek to prawdziwy pasjonat i tą pasją potrafi zarazić innych. Pisarz mówił między innymi o rosyjskim naukowcu Trofimie Łysence, który zakazał nauczania genetyki i twierdził, że pomarańcze mogą rosnąć w Rosji, tylko muszą… się przyzwyczaić. Inny lekarz czasów stalinizmu, Siergiej Brukhonenko, prowadził eksperymenty na psach dotyczące reanimacji. Jest odpowiedzialny za wynalezienie prymitywnego płucoserca. Nad biednymi psiakami znęcał się również Vladimir Demikhov, pionier transplantacji organów, który doszywał głowy psów do ciał innych psów. Harry Harlow natomiast był amerykańskim psychologiem, który po śmierci żony zaczął się szczególnie interesować tematyką utraty i depresji. Jednym z jego, jakże okrutnych, eksperymentów było zamykanie nowo narodzonych małpek w komorach izolacyjnych, a następnie wypuszczanie ich do stada po kilku tygodniach i obserwowanie, jak pozostałe stworzenia reagują. Te oczywiście bez wahania zabijały obcych. Z kolei doktor Shiro Ishii, japoński mikrobiolog żyjący w czasach II wojny światowej, przeprowadzał wiwisekcje jeńców wojennych, uprzednio zarażając ich różnymi chorobami i obserwując kolejne stadia rozwoju chorób. Schwytany przez Amerykanów został przez nich uwolniony w zamian za przekazanie wyników swoich badań. Największą czarną sławę zdobyli lekarze SS. Jednym z nich był Sigmund Rascher, który zanurzał więźniów w lodowatej wodzie, żeby sprawdzić, kiedy umrą i czy da się ich reanimować, co zaowocowało zaskakującymi wynikami badań nad wpływem niskiego ciśnienia na organizmy ludzkie. Jego badania NASA wykorzystało do budowy pierwszych skafandrów kosmicznych.

Dla rozładowania niesmaku i przerażenia ludzkim wyrachowaniem wśród słuchaczy Krzysiek opowiedział o George’u Taylorze, który w 1869 roku stworzył manipulator parowy mający pomóc w leczeniu histerii u kobiet (pierwszy wibrator, moje panie!). Luźną wersję tej historii przedstawiła Tanya Wexler w komedii Hysteria. Na dłuższą chwilę zatrzymaliśmy się na badaniach Sidneya Gottlieba, który pracował w CIA nad programem kontroli umysłów MKUltra w czasach zimnej wojny. Gottlieb eksperymentował z neurotoksynami i truciznami wszelkiej maści. Miał diaboliczny plan zabicia Fidela Castro za pomocą zatrutego cygara, a gdy to się nie powiodło, postanowił go zamordować talem umieszczonym w… butach. Jego działania oraz cały program MKUltra stały się inspiracją dla Jona Ronsona do napisania powieści Człowiek, który gapił się na kozy (na jej podstawie z kolei Grant Heslov nakręcił film z George’em Clooneyem i Ewanem McGregorem).

A już kompletnie ubawiliśmy się, słuchając o dziwacznych teoriach, z których część jest wyznawana do dzisiaj. O fizjognomice, frenologii czy teorii czterech humorów (krew, żółć, czarna żółć, flegma) pewnie słyszeliście. Ale czy wiecie, że w XVII wieku jedną z teorii układu słonecznego było przedstawianie go jako swoistej matrioszki, której kolejne warstwy były planetami? Twórcą tej teorii był Edmund Halley (tak, ten od komety), na szczęście oprócz absurdalnych miał więcej trafnych spostrzeżeń dotyczących naszego wszechświata. Jedną z popularnych teorii w czasach średniowiecza i późniejszych była ta, według której Ziemia jest pusta w środku, a na jej biegunach są dziury prowadzące do tego pustego wnętrza. O tym, że Ziemia jest płaska, mówiło się jeszcze w starożytności, ale nie spodziewaliście się pewnie, że to przekonanie trwa po dziś dzień – w 1956 roku Samuel Shenton (Amerykanin, czemu mnie to nie dziwi?) reaktywował Towarzystwo Płaskiej Ziemi, które działa i ma się dobrze (ruch powstał w XIX wieku).

Kolejną prelekcją w moim planie była Przyczynek do dziejów prostytucji warszawskiej w XIX wieku, z której zrezygnowałam na rzecz Upiora Opery. Po spotkaniu z dr Babilas miałam sporo czasu do kolejnego punktu, więc razem ze znajomymi udałam się na spotkanie autorskie z Lavim Tidharem, autorem wydanej niedawno powieści Osama. Sam autor bardzo mi się spodobał (nie tylko fizycznie;)), natomiast irytował mnie (i nie tylko mnie) Konrad Walewski, który postanowił wszystkim tłumaczyć swoje pytania i odpowiedzi Laviego, zaburzając tym samym szyk spotkania i przeciągając je bezsensownie, ponieważ wszyscy zebrani nie mieli problemów z posługiwaniem się językiem angielskim. Poza tym pytania Walewskiego były tak infantylne, że lekko denerwowały nawet samego autora, który niejednokrotnie wytykał (co prawda z humorem) prowadzącemu jego nieprzygotowanie. Również dzięki temu pisarz zyskał moją sympatię i kiedyś pewnie sięgnę po książki jego autorstwa.

Po spotkaniu z Tidharem miałam jeszcze wolną godzinę, postanowiłam więc sprawdzić, czy będzie się działo coś ciekawego na panelu dyskusyjnym Kobiety w fantastyce, w którym udział brały m.in. Anna Kańtoch, Agnieszka Hałas, Aneta Jadowska. Niestety rozmowa szybko zeszła na schematy i przerzucanie się feministycznymi i szowinistycznymi żarcikami. Jedyną przydatną rzeczą, jaką się dowiedziałam, było to, że kiedy przychodzi do seksu, mężczyznom nie przeszkadzają nieogolone nogi…

Wyszłam po niecałej pół godzinie i udałam się pod salę LIT 4, gdzie miał się odbyć kolejny panel – Fantasy słowiańska – z udziałem Witka Jabłońskiego, Artura Szrejtera, Michała Studniarka, Sławomira Mrugowskiego i Elą Żukowską. To było bardzo ciekawe spotkanie, trzymające się tematyki i dające wiele interesujących i przydatnych informacji o mitologii słowiańskiej i próbach wtłoczenia jej w polską literaturę fantastyczną. Przy okazji nieźle się oberwało Andrzejowi Sapkowskiemu, chociaż to on jako pierwszy wrzucił elementy słowiańskie do polskiej fantasy. Goście mieli mu za złe przede wszystkim wyśmiewanie ich starań w stworzeniu dobrej fantasy słowiańskiej. Chociaż ja nigdy nie byłam tak bezkompromisowa i zawsze ceniłam słowiańskość w cyklu wiedźmińskim czy nawet w Trylogii husyckiej, to po przeczytaniu powieści Witka Jabłońskiego śmiało mogę powiedzieć, że Sapek się mylił i da się stworzyć dobrą fantasy słowiańską (zainteresowanych, w czym się mylił Andrzej Sapkowski, odsyłam do jego artykułu Piróg albo nie ma złota w Szarych Górach). Swoją drogą, Słowo i miecz powstało właśnie trochę na złość autorowi Wiedźmina, ale przede wszystkim celem Jabłońskiego było przywrócenie mitologii słowiańskiej właściwego miejsca wśród innych mitologii i udowodnienie, że nie jest ona wcale taka przaśna, dla ludu i kraśna. Mam wiele do nadrobienia, zarówno w twórczości autorów, jak i prac naukowych. Oto, jakie czekają mnie lektury:
  • Artur Szrejter – opowiadania nawiązujące do mitów słowiańskich
  • Michał Studniarek – Herbata z kwiatem paproci
  • Sławomir Mrugowski – Strzygonia (niestety powieść ukazała się nakładem Fabryki Słów, którą od lat bojkotuję, nie kupując książek z tego obmierzłego i pełnego oszustów wydawnictwa… więc może ktoś ma pożyczyć?)
  • Georges Dumézil – m.in. Bogowie Germanów. Szkice o kształtowaniu się religii skandynawskiej, Na tropie Indoeuropejczyków. Mity i epopeje
  • Prace naukowe Marka Derwicha i Marka Cetwińskiego
  • Prace naukowe Jacka Banaszkiewicza
  • Prace naukowe Juliana Krzyżanowskiego
  • Andrzej Szyjewski – Religia Słowian
  • Bohdan Baranowski – W kręgu upiorów i wilkołaków

Przy tej okazji wspomnę o organizacji konwentu. Wiele już na ten temat napisano, było mnóstwo ataków ze strony uczestników i próby obrony ze strony organizatorów. Ja nie odczułam kilkunastogodzinnej kolejki ani zamieszania spowodowanego odwołaniem czy przekładaniem prelekcji, ale mnie również zraziły pewne sytuacje, głównie ze strony gżdaczy. Rozumiem, że nie byli oni do końca przygotowani i zorientowani, taka impreza to jednak jest pole bitwy, ale odpowiadanie na pytania zbywającym i olewczym „to nie moja sprawa”, „to nie do mnie” i wzruszanie ramion nie powinno mieć miejsca. Wiele było również narzekań na ułożenie programu i rozplanowanie prelegentów w za małych salach – co organizatorzy odpychali argumentem, że program zależał od prowadzących. Tak nie do końca, bo na przykład Ela Żukowska chciała, aby panel Fantasy słowiańska trwał dwie godziny, a nie godzinę, i odbył się w auli albo większej sali, a nie w mikrosalce; jak się okazało, wiele osób nie mogło wziąć udziału w panelu, bo było za mało miejsca. 

Kiedy już wydostałam się z ciasnej salki, udałam się na spotkanie z Powergraphem, na którym wschodzące gwiazdy fantastyki oraz weterani opowiadali o swojej twórczości, a Kasia Sienkiewicz-Kosik o początkach wydawnictwa i najbliższych planach. Dla mnie najważniejszą informacją było wydanie trzeciego tomu Przedksiężycowych – zakończenia trylogii Ani Kańtoch możemy się spodziewać dopiero w grudniu tego roku. Patience is a virtue

Zwieńczeniem konwentu był dla mnie udział w gali rozdania nagród im. Janusza Zajdla, która w tym roku odbyła się w Sali Kongresowej. Przyznam, że byłam sceptycznie nastawiona do organizacji imprezy w gmachu PKiN, jednak w tym jednym punkcie organizatorzy stanęli na wysokości zadania od początku do końca. Płynnie prowadzona gala sprawiła mi wiele przyjemności, a już całkowicie gęba mi się cieszyła, gdy zwycięski w obu kategoriach Robert M. Wegner zaśpiewał Szła dzieweczka do laseczka. Po gali z grupą znajomych poszłam najpierw na piwo, a potem do Remontu, który był oficjalnym konwentowym klubem. Akredytacja na sobotę – 30 złotych. Zobaczyć wywijających na parkiecie Kubę Małeckiego i Rafała Kosika do muzyki dyskotekowej – bezcenne. Prawdziwa impreza odbywała się jednak niedaleko Remontu, w pubie Student, gdzie rozmowy toczyły się zapewne do późnych godzin nocnych.

W przyszłym roku Polcon odbędzie się w Bielsku-Białej, ale program imprezy musiałby być naprawdę dobry, żebym w ogóle rozważyła podróż w te rejony. Za to z pewnością pojadę do Poznania.

niedziela, 29 września 2013

Co w październiku

W październiku kilka ciekawych premier książkowych i to takich, że nie wiem, czy Europa Normana Daviesa zajmie mnie na tyle, żebym nie sięgnęła po Orbitowskiego, Kańtoch, Piskorskiego czy Gaimana... W kinie natomiast niewiele, tylko jeden film mnie zainteresował i nie jest fantastyczny.

KSIĄŻKA

Tytuł: Kain
Autor: Jose Saramago
Wydawca: Rebis
Data premiery: 1 października 2013 r.
Treścią książki jest przedstawienie swoistego pojedynku Kaina z Bogiem. Ten pierwszy oskarża Stwórcę o pychę i okrucieństwo. Zarzuca mu też, że Bóg zrujnował mu życie, zmuszając do zabicia ukochanego Abla.
Saramago eksploatuje biblijny temat z centralna postacią, Kainem, opisanym jako everyman, prostaczek błąkający się po świecie i rzucający wyzwanie Bogu.
Tytuł: Ocean na końcu drogi
Autor: Neil Gaiman
Wydawca: MAG
Data premiery: 9 października 2013 r.
„Ocean na końcu drogi” to książka o pamięci, magii i przetrwaniu, o potędze opowieści i mroku skrytym w każdym z nas, dzieło niezrównanej wyobraźni Neila Gaimana.
„Ocean na końcu drogi” to baśń, nadająca nowe ramy współczesnej fantasy: poruszająca, przerażająca i poetycka – czysta jak sen, delikatna jak skrzydełko motyla, niebezpieczna jak klinga w ciemności – owoc geniuszu narracyjnego Gaimana.
Dla naszego narratora wszystko zaczęło się czterdzieści lat temu, kiedy lokator, wynajmujący pokój u jego rodziców, ukradł im samochód i popełnił w nim samobójstwo, budząc tym czynem pradawne moce, które lepiej byłoby zostawić w spokoju. Pojawiają się mroczne stwory spoza naszego świata i nasz narrator potrzebuje wszystkich sił i sprytu, by nie stracić życia w obliczu pierwotnej grozy, zarówno tej przyczajonej w rodzinnym domu, jak i sił, które gromadzą się, by ją zniszczyć.
Pomocy może szukać wyłącznie u trzech kobiet z farmy na końcu drogi. Najmłodsza z nich twierdzi, że jej staw to ocean. Najstarsza pamięta Wielki Wybuch.
Tytuł: Cienioryt
Autor: Krzysztof Piskorski
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Data premiery: (3) 10 października 2013 r.
Urok siedemnastowiecznych zaułków, nonszalancja oraz tempo opowieści spod znaku płaszcza i szpady, tajemnice rodem z książek Arturo Pereza-Reverte oraz odrobina magii tak charakterystyczna dla literatury iberoamerykańskiej. Wszystko to składa się na „Cienioryt”, nową powieść Krzysztofa Piskorskiego, jednego z najzdolniejszych twórców polskiej fantastyki.
W portowym mieście południa, Serivie, każdy cień jest oknem do groźnej i niezbadanej cieńprzestrzeni, w której tunele ryją adepci tajemnych sztuk. Sześciu grandów walczy o wpływy trucizną, zdradą i stalą, małoletni król z trudem trzyma się przy władzy, a inkwizycja rośnie w siłę.
Ale to wszystko sprawy, które trudno obserwować z okna małej izby przy ulicy Alaminho, gdzie mieszka Arahon Caranza Martenez Y’Grenata Y’Barratora, doświadczony nauczyciel szermierki. Arahon pragnie jedynie zapewnić bezpieczeństwo bliskim i odłożyć dość pieniędzy, by opuścić miasto. Przynajmniej do czasu, gdy w jego ręce wpada cienioryt – wypalony na szkle obraz przedstawiający tajemniczą postać…
„Cienioryt” to nie tylko bogata, pięknie napisana powieść, pełna zaskakujących zwrotów akcja, ale także galeria bohaterów, którzy na długo pozostają w pamięci.
W Serivie cień potrafi rzucić człowieka, odległe o wiele mil drzwi mogą się łączyć, zwykły uścisk dłoni przynosi czasem tragiczne skutki, a słońce ma czarnego brata bliźniaka. Podróż do tego miejsca to niezapomniane przeżycie. Szczególnie w towarzystwie tajemniczego narratora powieści.
Po lekturze „Cieniorytu” Krzysztofa Piskorskiego wyrażenie „bać się własnego cienia” nabiera nowego, mrocznego znaczenia. Świetnie napisana opowieść fantasy, barwny świat, ciekawi bohaterowie i język ostry jak klinga rapiera. Polecam.
Tomasz Majewski, lekkoatleta,
Mistrz Olimpijski w pchnięciu kulą
Tytuł: Tajemnica Diabelskiego Kręgu
Autor: Anna Kańtoch
Wydawca: Uroboros
Data premiery: 23 października 2013 r.
Nie każdy zostaje wybrany przez anioły i zaproszony przez nie na tajemnicze wakacje w klasztorze znajdującym się w niewielkiej miejscowości Markoty. Tak się składa, że przydarzyło się to trzynastoletniej Ninie. Nie bardzo wie jednak, dlaczego – jest przecież bardzo zwyczajną dziewczyną. Czy aby na pewno?
Tytuł: Szczęśliwa ziemia
Autor: Łukasz Orbitowski
Wydawca: Sine Qua Non
Data premiery: 23 października 2013 r.
Spełnianie marzeń. Płatne przy odbiorze.
Pragniesz bogactwa? Szukasz miłości? A może głosy w głowie nie dają ci żyć? Wypowiedz życzenie i patrz, co się stanie.
Ostatni dzień lata. Szymon i jego przyjaciele postanawiają w niezwykły sposób pożegnać się z dzieciństwem. Wkrótce ich drogi się rozchodzą, a każdy z nich wkracza w dorosłość z brzemieniem wspólnej tajemnicy.
W kopenhaskim wietrze i pośród zgiełku Warszawy, w krakowskich kawiarniach i na sennej dolnośląskiej prowincji – w różnych miejscach i różnymi metodami czterej młodzi mężczyźni uparcie szukają tego, co pozwoli im uwolnić się od przeszłości: prawdy lub zapomnienia.
Łukasz Orbitowski przedstawia swoją najbardziej dojrzałą i zaskakującą powieść. „Szczęśliwa ziemia” to podróż po rzeczywistości spotworniałej i zarazem niebywale pociągającej. Porusza i prowokuje do dyskusji o potrzebie miłości i stałości, uzależnieniu od stanu posiadania i wszechobecnej pustki. Na historii czterech przyjaciół związanych tajemnicą Orbitowski buduje opowieść o współczesnych trzydziestoparolatkach, ich dylematach i cieniach przeszłości. Bezsprzecznie potwierdza swoją klasę, a jeśli jeszcze pisze fantastykę, to flirtuje z nią równie urzekająco jak Palahniuk czy Vonnegut.
FILM
Tytuł: Piąta władza
Scenariusz: Josh Singer
Reżyseria: Bill Condon
Data premiery: 25 października 2013 r.
Julian Assange i Daniel Domscheit-Berg zakładają WikiLeaks, ujawniając skrywane sekrety rządowe oraz przestępstwa wielkich korporacji. 

piątek, 27 września 2013

O wyborach i poświęceniu

Sacrifice is a choice you make, loss is a choise made for you.
Rhianna Prachtett, Tomb Raider, Square Enix 2013 r.

niedziela, 22 września 2013

Obok Polconu 2013 - Dni Nauki

Tegoroczna edycja Polconu już dawno za nami, mieliście z pewnością okazję przeczytać wiele relacji, stąd też i mi nie paliło się specjalnie do opisywania swoich wrażeń. Tym bardziej, że wykupiłam akredytację tylko na jeden dzień i właściwie byłam bardziej obok niż uczestniczyłam w konwencie. Tak jak pisałam kilka dni przed Polconem, piątek poświęciłam na sprawdzenie Dni Nauki, gdzie zaliczyłam wszystkie zaplanowane spotkania, natomiast sobotę spędziłam na prelekcjach, część zgodnie z planem, część bardziej spontanicznie. W związku z tym podzieliłam wpisy na część naukową właśnie i polconową.

Jak zapewne wiecie, wstęp na Dni Nauki był bezpłatny, co miało między innymi wypromować i przybliżyć środowisko fantastyczne ludziom z nim nie związanym, i w pewnym stopniu udowodnić, że fantastyka czerpie z wielu dziedzin i że my, jej wierni fani, nie jesteśmy takimi odludkami i freakami, za jakich nadal jesteśmy uznawani. Nie wiem, czy to się udało, mam nadzieję, że tak, ponieważ zorganizowanie Dni Nauki było najlepszym pomysłem tej edycji Polconu. Wiele z prelekcji prowadzonych było przez wybitnych profesorów z różnych uczelni, co tylko świadczy o tym (dla tych, którzy tego jeszcze nie wiedzą), że fantastyka nie jest już pariasem w naukowych kręgach. Ale do rzeczy. W moim planie było wysłuchanie prelekcji:
  1. Dr. hab. Krzysztofa SkwierczyńskiegoMałżeństwo, miłość i seksualność w średniowieczu (piątek)
  2. Prof. Anny GemryPiękna czy bestia: wokół literatury (i kultury) popularnej (piątek)
  3. Prof. Jakuba Z. LichańskiegoRetoryka jako narzędzie badań literatury popularnej (piątek)
  4. Dr hab. Doroty BabilasUpiór Opery: powieść, adaptacje, recepcje (sobota)

Byłam na wszystkich i wszystkie wspominam bardzo dobrze. Wykład dr. Skwierczyńskiego był bardzo interesujący, dla mało zaznajomionych z kulturą średniowiecza z pewnością bardziej, mimo że wiele z omawianych ciekawostek było mi znanych. Przede wszystkim wrażenie zrobiło na mnie świetne przygotowanie merytorycznego, doświadczenie i obycie w występowaniu przed publiką, dzięki czemu nie było zbędnych pauz, wykładowca nie sięgał do notatek, żadne pytanie z publiczności uzyskiwało natychmiastową odpowiedź. Doktor w płynny i ciekawy sposób przeprowadził słuchaczy przez okres przemian w podejściu do ciała, seksu, małżeństwa i miłości w średniowieczu. Ze spotkania dowiedzieliśmy się na przykład, kiedy zakazano związków konkubenckich (ok. XII wieku), aczkolwiek na polskich wsiach jeszcze do lat 70. XX wieku (!) panowała o wiele większa swoboda seksualna niż w miastach i seks pozamałżeński uprawiano całkiem powszechnie. Sporo czasu wykładowca poświęcił na omówienie sytuacji kobiety w sferze seksu, która, jak wszyscy wiemy, nie była najlepsza. Zgodnie z założeniami chrześcijaństwa bowiem kobieta miała być zupełnie pasywna w trakcie stosunku, tutaj więc określenie „leżała jak kłoda” było jak najbardziej pożądane. Zarówno jednak kobiety, jak i mężczyźni nie mieli prawa czerpać przyjemności z seksu. Ludzie musieli być bardzo ostrożni w trakcie spowiedzi, bowiem księża mieli specjalne pomoce podręcznikowe z pytaniami na każdy grzech. Tego i wielu innych ciekawostek można było wysłuchać. Jak ja żałowałam, że nie miałam z dr. Skwierczyńskim wykładów na studiach…
Na kolejną prelekcję czekałam z niecierpliwością, ponieważ prowadząca była autorką jednej z ciekawszych prac na temat potworów, jakie ukazały się w Polsce. Niestety lekko rozczarowała mnie prof. Gemra trybem prowadzenia prelekcji – kolejne zdania i przemyślenia wypowiadała bowiem szybciej, niż Robert Kubica jeździ F1, przez co niewiele zostało w mojej głowie. A z pewnością pani Anna ma ogromną wiedzę. Być może, gdyby postanowiła się skupić na zaledwie kilku aspektach rozwoju literatury i kultury popularnej i jej wpływu na społeczeństwo, zamiast próbować przedstawić całą jej genezę, spotkanie byłoby bardziej owocne. Udało mi się jedynie zanotować kilka punktów:
  • Literatura popularna zmieniła pojmowanie dobra i zła w kulturze, to ona wprowadziła szarość i relatywizm
  • W literaturze polskiej temat antykoncepcji pojawił się po raz pierwszy dzięki harlequinom
  • Kulturę popularną starano się wymazywać z kart historii na rzecz tzw. kultury wysokiej – dlatego w pracach o historii literatury pomijano twórców, którzy byli rzeczywiście popularni, a pisano o tych, których ludzie powinni znać
Tak, to niestety tyle. Więcej ciekawostek nie pamiętam, czego szczerze żałuję…

Zaraz po spotkaniu z prof. Gemrą odbył się wykład mojego ukochanego profesora, mojego guru literatury popularnej i promotora pracy magisterskiej, Jakuba Z. Lichańskiego. Tematem była retoryka i jej korelacje z literaturą popularną. W swoistym stylu genialnego erudyty profesor przedstawił nam, maluczkim, swoją, całkiem słuszną, tezę retoryki jako takiej oraz jak może być ona wykorzystywana w badaniach nad popkulturą. Profesor z ogromnym przekonaniem mówił o tym, że przez całe życie posługujemy się symbolami, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, że nie można pojmować kultury popularnej wobec czegoś, na przykład literatury pięknej, ponieważ popkultura jest tworem samym w sobie i to dzięki niej wyjaśniamy rzeczywistość, to ona buduje nam wizję świata i środowiska, w którym żyjemy. Czyż nie jest tak? Zastanówcie się. Po tym wykładzie jeszcze bardziej zatęskniłam za studiami.

Ostatnie spotkanie pod znakiem Dni Nauki odbyło się w sobotę i prowadziła je dr Babilas. I zrobiła to rewelacyjnie! Jaką ogromną wiedzę ma ta kobieta na temat Upiora Opery, nie wyobrażacie sobie! Niestety godzina to zbyt mało, żeby chociaż w połowie, w jednej czwartej, ba!, w jednej setnej rozwinąć motyw tego utworu. Nie zdawałam sobie sprawy, że zdobył on tak dużą popularność: co najmniej dwadzieścia adaptacji filmowych, a do tego jeszcze sztuki teatralne, musicale; z czego żadna z nich nie jest wierna powieści. Bardzo dużo dowiedziałam się o samej książce, pani Dorota sypała ciekawostkami niczym magik asami z rękawa. Wiedzieliście na przykład, że musical filmowy Joela Schumachera z 2004 roku jest adaptacją adaptacji musicalu scenicznego? Albo że pierwsze wydania polskie powieści były niekompletne, dopiero w 2005 roku ukazało się całościowe wydanie? Pierwsza adaptacja filmowa z 1925 roku jest jednocześnie pierwszym filmem z gatunku horroru w Hollywood. Upiór Opery miał przeróżne filmowe wariacje – na przykład w adaptacji z 1998 roku główny bohater nie jest okaleczony, ale został wychowany przez szczury… Sama powieść jest bardzo złożona i nie będę się o niej rozpisywać, aby samej sobie nie psuć przyjemności z lektury spoilerami, ale abyście mieli pojęcie (ci, którzy nie czytali lub czytali, a nie zwrócili uwagi), wymienię kilka warstw, jak to zrobiła doktor na wykładzie (zaznaczając na wstępie, że tort ma warstwy, cebula ma warstwy, upiór ma warstwy – co tylko dowodzi słuszności tezy Lichańskiego):
  • Warstwa muzyczna – akcja powieści rozgrywa się wokół oper Don Giovanni, Otello
  • Warstwa historyczna – główny bohater zyskał swoją osobowość z różnych prawdziwych postaci: samego Gastona Leroux, Charlesa Garniera (architekt Opery Paryskiej), Harry’ego Houdiniego, Josepha  Merricka (znanego jako człowiek-słoń), Erika Satie (francuski kompozytor czasów dekadencji)
  • Warstwa legendarna/baśniowa – odwołanie do takich baśni i legend, jak Piękna i Bestia, Sinobrody, Quasimodo, Cyrano de Bergerac
  • Warstwa uwodzicielskiej grozy – maska zakrywająca potworność, dająca złudzenie, przyciągająca tajemniczością
  • Warstwa lustra – bohaterowie są swoimi lustrzanymi odbiciami, polówkami jednej istoty; do tego motywu nawiązuje również Człowiek śmiechu Victora Hugo czy Wichrowe wzgórza Emily Brontë
Upiór Opery był na mojej liście lektur do projektu Piękny czy Bestia, ale do czasu prelekcji nie byłam świadoma, że w tym motywie kryje się taka kopalnia wiedzy o przemianach potwora w ludzkiej świadomości, już sam Upiór mógłby być jedynym przedmiotem badań.

I to by było na tyle. Kolejnym razem wpis poświęcony sobotniemu dniu konwentu.

czwartek, 5 września 2013

Ian McKellen jako nowy stary Holmes

Brytyjski aktor, Ian "Gandalf" McKellen wcieli się w Sherlocka Holmesa w filmowej adaptacji powieści Mitcha Cullina A Slight Trick of the Mind, której akcja dzieje się w 1947 roku i której bohater jest już na emeryturze i będzie musiał samotnie rozwiązać zagadkę z przeszłości. W dobie popularności młodych Holmesów (Cumberbatch, Downey Jr., Lee Miller) powrót do wizerunku starszego pana, nawet mającego problemy z pamięcią, wydaje się dość... wtórne? Ale jestem pewna, że McKellen świetnie sobie poradzi i może nawet widza zaskoczy...

[źródło: Huffington Post]